poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Rozdział jedenasty




Walka faktycznie okazała się niezbyt długa. Ian wygrał już po piątej rundzie, posyłając swojego przeciwnika na deski. Nie wyglądał tragicznie, miał jedynie podbite oko i rozciętą wargę. Luke czuł tak wielką adrenalinę, że marzył jedynie, by ją jakoś spożytkować. Cholernie spodobało mu się to, jak spędził czas, aczkolwiek zaczęło go nosić. Ailla od razu po walce wyciągnęła go na dwór, dokładniej na tyły areny. Wyciągnęła coś z kieszeni swojej skórzanej kurtki, a Luke po chwili zauważył, że to papierosy.

- Chcesz jednego? - zapytała, jednak Lucas nie odpowiedział. - Pomaga się wyluzować. 

To nie tak, że Luke nigdy wcześniej nie palił. Po prostu, wątpił w to, czy chciał się tym zatruwać. Mimo wszystko przemyślał sprawę i doszedł do wniosku, że jeden będzie w porządku i może mu pomóc w tej całej adrenalinie. Sięgnął po jednego, a Ailla podpaliła jego koniec. Luke zaciągnął się mocno, wdychając dym do płuc. 

- Palisz? - mruknął w końcu. - Nie wiedziałem, nigdy od ciebie nie czuć. 
- Robię to tylko po walkach. Pomaga się pozbyć tych wszystkich emocji - odparła, wzruszając ramionami. 

Nie odezwał się już więcej. Wypalił całego papierosa i trochę go to zdziwiło, ponieważ te cztery, które kiedykolwiek wcześniej miał w ustach wypalił na pół z Calumem, więc nie sądził, że sam da radę. Rzucił niedopałek na ziemię, depcząc go butem. Spojrzał na Aillę, która minutę później zrobiła to samo, wypuszczając ostatni dym z ust. Wyglądała seksownie i Luke nie mógł się powstrzymać. Przysunął się do niej i popchnął ją na ścianę, przyciskając dziewczynę swoimi biodrami. Jęknęła cicho, prosto w jego usta. 

Nie czekając, pocałował ją mocno. Przejechał językiem po jej wardze, a ona uchyliła usta. Wykorzystał to, pogłębiając pocałunek. Uniósł nogę Ailli, wbijając palce w udo dziewczyny, a ona obdarowała go kolejnym jękiem. Wplotła palce w jego włosy pozbawione żelu, ciągnąc za końcówki. Jej sukienka podciągnęła się, ukazując duży kawałek nóg, jednak nie zwróciła na to uwagi. 

Druga ręka Luke'a zaczęła gładzić jej brzuch, wędrując nieco wyżej. Poczuła wybrzuszenie w jego spodniach i chyba instynktownie przybliżyła własne biodra do niego. Jęknął, nie mogąc już tego powstrzymywać. Chciał więcej. Chciał więcej Ailli. Chciał ją całą, do cholery. 

Zakończył pocałunek, ponieważ powoli jego opanowanie opuszczało ciało Luke'a, a zdecydowanie nie chciał tego w takiej chwili, w takim miejscu. Puścił jej udo, jednak zrobił to z wielkim bólem, a potem spojrzał w oczy Ailli. Uśmiechnęła się do niego z zarumienionymi policzkami i pociągnęła sukienkę w dół. Zauważył, że częściej nosiła te dresowe, przylegające i podobało mu się to.

- Co ty ze mną robisz, Ailla? - zapytał, a chrypka podrażniła jego gardło. - Sprawiasz, że tracę siebie.

Objęła go ramionami wokół bioder i przytuliła policzek do jego koszulki. Słuchał, jak uspokajała swój oddech, by w końcu odzyskać normalne tempo. Stali tak dłuższą chwilę, dopóki sygnał esemesa przerwał ich ciszę. Ailla wyciągnęła telefon z kieszeni kurtki i przeczytała go. Luke widział wszystko dokładnie i nawet nie ukrywał się z tym, ale dziewczyna chyba nie miała nawet nic przeciwko. Ian napisał do niej "wracam do domu, mam nadzieję, że Luke zabierze cię ze sobą, xxxxx". Uśmiechnął się na widok tylu X, ponieważ to był cholerny bokser, a w stosunku do swojej córki był najlepszy na świecie. Tak przynajmniej to wszystko wyglądało. 

- Pojedziemy gdzieś jeszcze? - zapytała, patrząc na niego w górę. 
- Gdziekolwiek chcesz - odparł i nic nie mógł poradzić na to, jak bardzo rozczulił go uśmiech Ailli. 

Patrzył, jak odpisała swojemu ojcu, że wróci później, ponieważ wybierają się w jeszcze jedno miejsce, a potem schowała telefon z powrotem do kurtki. Puściła Luke'a, co spotkało się z jego jękiem niezadowolenia. Nie chciał wypuszczać jej z uścisku przez następne tysiąc lat. Ewentualnie trochę dłużej. 

- No dalej, chodźmy do samochodu - ponagliła go z uśmiechem. 


***


Ailla kierowała go już dłuższy czas i szczerze, nie miał pojęcia, gdzie byli. Jakiś czas temu wjechali do niewielkiego lasu, a on już kompletnie stracił resztki swojej orientacji w terenie. Brunetka wyglądała, jakby dobrze znała to miejsce, więc nie był aż tak przerażony zgubieniem się lub czymś podobnym. W najgorszym (a może najlepszym?) wypadku spędzi z Aillą noc w lesie. Och, zapowiadało się ciekawie. 

- Zaparkuj tam - powiedziała, wskazując na pustą polanę po lewej stronie. 

Luke posłusznie skręcił w lewo, unikając wszelkich dziur, które prawdopodobnie gdzieś tam były i zaparkował samochód z boku, pod jakimś drzewem. Ailla bez słowa wyskoczyła z auta, więc i on wyszedł, zamykając go dokładnie i sprawdzając to dwa razy. Uśmiechnął się, kiedy brunetka podeszła do niego, by złapać jego rękę i pociągnąć za sobą. 

Nie miał pojęcia, gdzie dokładnie byli, ale nie pytał. Cisza otaczała ich z każdej strony, jedynie wiatr wprawiał liście drzew w ruch. Szli powoli przez polanę, aż nagle stanęli przed jeziorem. Księżyc odbijał się w tafli, oświetlając okolicę, a woda była czysta i przejrzysta. Spojrzał na nią ze zmarszczonymi brwiami, a Ailla uśmiechnęła się do niego zachęcająco. 

Zamarł, kiedy zsunęła ze stóp trampki, a potem... a potem przez głowę ściągnęła sukienkę, stając przed nim w samej czarnej bieliźnie. Lustrował ją intensywnym wzrokiem, czując coraz większy gorąc. Koronka. Cholernie kochał koronkę. Miał idealny widok na jej tatuaże i dopiero wtedy dotarło do niego, jak wielką liczbą było dwadzieścia dziewięć. Przełknął ślinę, a następnie zrzucił z siebie koszulkę na czysty piasek. 

- Co my tu robimy? - zapytał, dokładnie lustrując ją spojrzeniem.
- Będziemy pływać - powiedziała, wzruszając ramionami. - Nie mów, że się nie domyśliłeś.
- Aw, twoje słowa godzą moje serce - zażartował.

Czuł satysfakcję, kiedy wzrok Ailli dokładnie śledził, jak Luke odpinał pasek spodni, a potem zsuwał je po nogach. Zrzucił ze stóp buty i skarpetki, a potem wyprostował się. Spojrzał na brunetkę, jednak już jej nie było. Zauważył, jak wchodziła do wody, która sięgała do wytatuowanych pośladków. Resztkami świadomości powstrzymał jęk. 

Ruszył za nią tak niecierpliwie, że woda poruszyła się gwałtownie, wzburzona jego ruchami. Ailla spojrzała na niego przez ramię, uśmiechając się jednym kącikiem ust. Potem zaczęła płynąć na głębsze pole jeziora, więc i on to zrobił, chcąc jak najszybciej dogonić dziewczynę. Nie potrafił pozbyć się jej widoku w bieliźnie i to było wszystko, co obecnie siedziało w głowie Luke'a. Co ona z nim robiła?

Kiedy znalazł się obok niej, objął Aillę swoimi ramionami, przyciągając ją do siebie. Zaśmiała się, na chwilę przymykając oczy, by potem spojrzeć na niego z dzikim błyskiem. Zagryzła wargę, zarzucając swoje ręce na kark Luke'a, a on obserwował to wszystko z przyspieszonym oddechem i próbował sobie wmówić, że to przez wysiłek. 

- Dlaczego to? - zapytał, mając na myśli jezioro.
- Zawsze bałam się wody - wyznała, a na potwierdzenie swoich słów bardziej się do niego przyczepiła własnym ciałem. - Nie wiem, dlaczego, ale nawet w basenach miałam myśli, że za chwilę wyskoczy rekin i mnie zje - zaśmiała się, a on z uśmiechem odgarnął jej mokry kosmyk z twarzy. - Pewnego dnia pomyślałam, że to koniec strachu, że czas nauczyć się z tym walczyć. Dawno temu, jak miałam cztery lata, tata nauczył mnie pływać, więc to miałam z głowy. Po prostu była ta świadomość... - westchnęła. - Myślę, że moim powodem jest walka z tym strachem.

Przygryzł wargę w miejscu, gdzie znajdował się czarny kolczyk, schylając nieco głowę, by spojrzeć prosto w zielone oczy Ailli. Posłała mu mały uśmiech, bawiąc się jego włosami. Uwielbiał to uczucie.

- Jaki tatuaż odpowiada temu powodowi? 
- Ten na brzuchu - mruknęła. - Wiem, że może wydawać się dziwny i niezrozumiały, ale to jest to, jak wygląda dla mnie... woda - wytłumaczyła, a on kiwnął głową. 

Nie do końca pamiętał ten tatuaż, jedynie ogólny zarys. W pewnym stopniu przypominało mu to wodorosty, co odpowiadało dopasowaniu do wody. Nie wiedział, czy to miało przedstawiać coś dokładnego - dla niego było to... poddanie się wenie, - ale podobało mu się to. Zdecydowanie.

Nagle Ailla zniknęła z jego uścisku, więc rozejrzał się dookoła. Odpływała w bardziej płytką stronę, na co zmarszczył brwi. Chciała już wychodzić? Szybko przeanalizował czas, jaki spędzili w wodzie. Nie minęło więcej niż dziesięć minut. 

- To czas na berka, Lukey! - krzyknęła ze śmiechem. 

Luke był mistrzem w tej grze.


***


Leżeli zmęczeni i mokrzy na trawie, starając się dosuszyć swoje ciało i bieliznę. Kiedy wyszli po godzinnej gonitwie, Ailla wyśmiała jego jasnozielone bokserki z pingwinami:

- Czy to bokserki z pingwinami?
- Ta - westchnął, patrząc na swoją bieliznę.
- Są urocze - zaśmiała się.
- Hej - jęknął. - Facet nie może być uroczy!

Obecnie oglądali ciemne niebo i aż nazbyt przypominało to Lucasowi noc, kiedy grali w koszykówkę. Tak naprawdę nie wiedział, co Ailla o tym myślała. Bał się, że uważała ten krok za zbyt duży po takim krótkim czasie znajomości i w pewnym momencie może zechcieć odepchnąć go od siebie. Tego by nie przeżył. Westchnął, podkładając swoje ręce pod głowę. Chciał ją zapytać, ale bał się i, halo!, był facetem. Faceci się nie przejmują takimi głupotami. Faceci udają, że ani trochę ich to nie obchodzi. I w takim momencie Lucas nienawidził tego faktu.

Luke pozwolił Ailli wciągnąć się w rozmowę na temat jakiś kompletnych głupot. Wypytywała go o jego braci, rodziców, a także przyjaciół. Pytała, czy zawsze mieszkał tu, gdzie właśnie byli, czy kochał swoje miasto. Odpowiadał cierpliwie na każde zadane pytanie. Potem nieco zamienili się rolami, jednak Ailla niezbyt była skłonna do odpowiadania na poważniejsze pytania i w końcu zrezygnował z tego do końca, pozwalając ciszy ogarnąć ich z każdej strony. 

Telefon brunetki dał o sobie znać aż nazbyt głośno i Luke nawet się skrzywił, ponieważ okazało się, że kurtka z urządzeniem znajdowała się niedaleko jego ucha. Podał Ailli komórkę, dostrzegając osobę, która dzwoniła. Jakiś chłopak i, gdyby musiałby oceniać, wcale nie taki zły. Jego włosy były brązowe i rozwichrzone, a oczy świeciły rozbawionym błyskiem. Miał na imię Dan, przynajmniej tak go zapisała w kontaktach. I, cholera, co, jeśli to jej chłopak z Anglii lub coś takiego? Gdyby to okazało się prawdą, Luke nie czuł, by posiadał przeciwko niemu jakąkolwiek szansę.

Ailla usiadła gwałtownie, by po trzecim sygnale odebrać. To nie tak, że Luke liczył sekundy, ile ten koleś dzwonił. Obserwował wytatuowane plecy brunetki, a myśl, że chciałby ją gładzić po tych rysunkach, przebiegła przez jego głowę. On także usiadł, powstrzymując towarzyszące temu westchnięcie. 

- Dan - mruknęła Ailla, przeczesując swoje włosy. 

Chłopak mówił coś po drugiej stronie, jednak Luke nie potrafił wyłapać poszczególnych słów. Ailla rozglądała się z niepokojem wokoło, jakby ten Dan miał wyskoczyć zza krzaków lub coś równie chorego. Musiał się uspokoić, bo inaczej wybuchnie przez tę niewiedzę. Cholera. 

Nie potrafił wyłapać z ich rozmowy nic szczególnego. Ailla odpowiadała mu słowami typu nie, tak, potem, okej. Coś mu mówiło, że rozmawiała z nim w ten sposób właśnie przez Luke'a i coraz bardziej bał się tego, kim ten koleś mógł dla niej być. Nienawidził zagadek w swoim życiu, a teraz miał już o jedną zbyt wiele. 

W końcu rozłączyła się, ale nie odwróciła wzroku od jeziora. Luke niepokoił się i kiedy już miał zadać pytanie, wypowiedziała słowa:

- Zbierajmy się. 

Nie miał czasu, by o cokolwiek zapytać, ponieważ wstała niesamowicie szybko i zaczęła się ubierać. I gdyby Luke nie wyczuwał tej dziwnej atmosfery, prawdopodobnie obserwowałby jej tyłek, ale zmusił się do zebrania z trawy i założenia na siebie reszty garderoby. Kiedy oboje byli gotowi, ruszyli do samochodu, chociaż Lucas chciał najpierw porozmawiać. Nie dostał na to, jednak, żadnej szansy.

Droga na osiedle Ailli ciągnęła się w nieskończoność. Cisza przytłaczała Luke'a i chyba nie tylko jego, ponieważ brunetka po chwili włączyła radio, nawet nie patrząc na chłopaka obok siebie.

- Kim jest Dan? - zapytał nagle, zbierając całą swoją odwagę.

Zadał to pytanie jednak zbyt późno, ponieważ właśnie parkował pod blokiem Ailli, a ona nie wyglądała na skorą do rozmowy. Burknęła jedynie:

- To nie twoja sprawa - i wyskoczyła z samochodu, trzaskając drzwiami. 

A Luke czuł, jakby spieprzył coś bardzo ważnego.

niedziela, 20 marca 2016

Rozdział dziesiąty




Czuła, jakby szkoła wypruwała z niej całą energię życiową. Powłóczyła nogami po korytarzu, nawet nie mając siły na spacer do własnej szafki. Zdjęła z ramion bluzę i przewiązała ją w pasie, ignorując wszystko i wszystkich. Naprawdę nie chciała tam przebywać i myśl, że to ostatnia klasa pomagała przetrwać Ailli. Dodatkowo zaczynała dzień od matmy, co prawda w towarzystwie zabawnego Ashtona, ale nadal; matma to matma. Zło w czystej postaci. Westchnęła. Musiała umówić się z Lucasem na kolejne korki, ponieważ w poprzednim tygodniu kompletnie to zaniedbała, a nadal miała cholerne braki.

Och, właśnie, Luke. Ailla nie do końca wiedziała, co się między nimi działo. Wymienili się paroma pocałunkami i stali wobec siebie nawzajem nieco pewniejsi, ale nadal nie padły żadne przyrzeczenia lub coś w tym stylu. Nie byli parą, właściwie nadal nie byli chyba tak do końca przyjaciółmi. Znali się krótko, a mimo to Ailla odczuwała jego brak przy sobie, kiedy zniknęła na cały weekend. 

Bała się. Jeśli miała być szczera, to bała się cholernie. Nigdy nie była w poważnym związku, chłopcy zwykle zaczynali od "cześć, idziemy na szybki numerek?" lub coś w tym stylu. Niektórzy, ci bardziej odważni, mówili jej, że wyglądała na taką, która oddaje się pierwszemu lepszemu, co bolało ją od środka. Głównie dlatego nie zaufała żadnemu na tyle, by być jego dziewczyną. Chyba przez to traktowała chodzenie z kimś zbyt poważnie; uważała to za obietnicę, zapewnienie. Z takimi wygórowanymi oczekiwaniami trudno znaleźć jakiegokolwiek kandydata.

- Hej, gwiazdko! - krzyknął za nią Ashton. 

Przewróciła oczami. Nazywał ją gwiazdą, od kiedy dowiedział się, jak bardzo Ailla zafascynowana była zespołem Black Veil Brides. Ich symbolem była wspomniana gwiazdka z dziwnymi półkolami, a dla Ashtona okazało się to przezabawne. Czasami nazywał ją też Drew, ponieważ miała tak na drugie imię, a poza tym wokalista nazywał się Andrew, co - ucinając końcówkę - dawało właśnie Drew. Ash czuł się zafascynowany tą tajemniczą magią i wołał tak do niej przy każdej możliwej okazji. 

Kiedy ją dogonił, zarzucił swoje ramię na jej drobne barki, uśmiechając się szeroko do dziewczyny. To było jego typowym ruchem, co zauważyła już po jednym dniu znania go. Plus wesołość Ashtona mogła czasem przytłaczać, ale dzięki temu każdy go lubił i miał wielu znajomych. Ailla mogła mu jedynie tego zazdrościć.

- Cześć, Ash - mruknęła, poprawiając plecak na ramieniu.
- Zrobiłaś zadanie z matmy? - zagadnął ją, mrugając okiem.
- Uch, ta, potem dam ci odpisać, jak zawsze.
- Aw, jesteś moją małą gwiazdką, Drew! - zaszczebiotał.

Jak długo chodziła do tej szkoły, tak jeszcze się nie zdarzyło, by Ashton miał zadanie domowe z czegokolwiek. Czasami się nawet zastanawiała, jak radził sobie na matmie bez niej, ale potem przypominała we własnej głowie, że przecież każdy go lubił i pewnie chętnie dawali mu wszystko odpisać. No tak, to raczej plusy bycia popularnym. 

Po dzwonku zajęli miejsce w ławce przy oknie, rozmawiając o najnowszej piosence Paramore. Oboje lubili ten zespół, więc byli na bieżąco i mogli obgadać każdy szczegół. Przy okazji, Ash odpisywał zadanie z zeszytu Ailli, a ona podziwiała go za wielozadaniowość; jednocześnie pisał i mówił. Mimo wszystko, naprawdę godne gratulacji skupienie na paru rzeczach.

- Drodzy uczniowie, skupcie się! - rozbrzmiał głos nauczycielki z matmy, pani Morgan. Wszyscy skupili się na niej od razu (oprócz Ashtona, który nadal przepisywał siedem zadań); była okrutną kobietą. - Mam dla was informację. Wszystkie trzecie klasy jadą za miesiąc na wycieczkę do Norwegii, która potrwa cały tydzień. Szczegóły, czyli koszty jak i datę, poznacie na lekcji wychowawczej, ja przekazuję wam to, ponieważ na piątek wymagane są zgody i dyrektor poprosił, żebym je wam rozdała.

Kiedy nauczycielka rozdawała zgody, Ashton zamknął oba zeszyty, oddając jeden Ailli. Uśmiechnął się do niej, a kiedy pani Morgan była na tyle daleko, by nie zwracać na nich uwagi, chłopak nachylił się nieco do brunetki:

- Dzisiaj jest impreza, wpadasz?
- Kto urządza imprezy we wtorek? - odpowiedziała pytaniem, patrząc na niego.
- Ja - odparł dumny.

Przewróciła na to oczami. 

- Nie mogę - westchnęła.
- Co? - jęknął, przeciągając wyraz. - Jak to?
- Muszę być dla mojego taty dzisiaj - mruknęła, chowając twarz za włosami. 

Ashton już o nic nie wypytywał, jednak widziała zaciekawienie na jego twarzy. Cóż.


***


Tak naprawdę nikt nie wiedział, kim dokładnie był jej ojciec. Nazwisko, które oboje nosili było pospolite, więc nikt, kto nie siedział w tym temacie, nie znał go. To wychodziło im na dobre, ponieważ Ailla mogła wieść spokojne życie w szkole. Ian miał trochę ciężej, ponieważ na ulicy ludzie rozpoznawali go.

Ian Black, inaczej mistrz wagi półciężkiej w Anglii. Ailla była z niego dumna, ponieważ nadal utrzymywał swoją pozycję, mimo niezbyt wygodnego wieku w boksie. Jego kariera powoli mijała, ale korzystał z niej pełnymi garściami. Dzisiejszego wieczora miał do stoczenia kolejną walkę z naprawdę dobrym zawodnikiem, ponieważ chciał nieco zaistnieć także w stanie Waszyngtonu i Ail bała się o niego bardziej niż zawsze. Starała się mu tego nie pokazywać. Zawsze dbał o córkę najbardziej na świecie, nie mieli nikogo innego.

- Hej, skarbie - powiedział jej ojciec, stając w progu pokoju dziewczyny.

Nie mieszkali w żadnej willi czy wielkim domu. Apartament na naprawdę dobrym osiedlu wystarczał im, poza tym od czasu śmierci matki Ailli, Ian starał się rozsądnie zarządzać pieniędzmi, ponieważ wtedy prawie wszystko stracił. 

- Cześć, tato, jak tam? - zapytała.

Od sześciu tygodni trenował tak bardzo, że prawie nie widziała go w domu. Zawsze przykładał się do tego tak mocno i nie miała mu tego za złe. Patrzyła, jak siadał obok niej na łóżku w taki sposób, by mogła go dobrze widzieć, kiedy leżała na brzuchu. Zatrzymała serial, który oglądała i czekała cierpliwie, aż się odezwie.

- Jest w porządku, za godzinę muszę tam jechać. Pomyślałem, że, no wiesz, zawsze mogę załatwić wejściówkę twojemu koledze, jeśli chcesz. 
- Sugerujesz mi, żebym go ze sobą zabrała? - zapytała ze zmarszczonymi brwiami. Raczej rzadko otrzymywała od niego takie propozycje. 
- Tak, no wiesz, wydaje się dobrym chłopakiem? Więc, jeśli się zgodzi z tobą pójść na to, wtedy zadzwoń do mnie, ale muszę to wiedzieć przynajmniej dwie godziny przed, okej? Załatwię mu miejsce. 
- Och, okej, zadzwonię do niego.

Kiwnął głową i wstał, całując ją w głowę. Potem wyszedł z jej pokoju, a ona sięgnęła po telefon z mocno bijącym sercem. Czy na pewno go tam chciała? Tak, chyba tak. I tego obawiała się najbardziej. Nie rozmawiali o ich pocałunku i czuła się przez to nieco dziwnie, chociaż starała się tego nie okazywać. 

Wybrała jego numer, przykładając telefon do ucha. Słyszała, jak jej tata trzaskał się w kuchni, próbując zrobić sobie coś do jedzenia. Kucharz był z niego gówniany, to musiała przyznać. Potrafił zrobić jajecznicę, nic więcej, ale to raczej ona zajmowała się robieniem obiadów i to wydawało się być w porządku.

- No co tam, Ail? - zabrzmiał jego głos.
- Um, hej? Zastanawiałam się, czy koniecznie chcesz iść na tę dzisiejszą imprezę u Ashtona? To znaczy, no wiesz, mogę zaproponować ci coś innego. 
- Ta, nie spieszy mi się tam. Imprezy Ashtona zwykle wymykają się spod kontroli i zgadnij, kto potem to ogarnia? - zaśmiała się, słysząc jego ton. - Dokładnie; ja! 
- W porządku - wychrypiała, powstrzymując śmiech. - Mój tata ma dzisiaj walkę, mogę załatwić ci miejsce w pierwszym rzędzie. To znaczy, no wiesz, zero presji?
- To wydaje się być fajnym pomysłem - powiedział po chwili ciszy. - O której to jest?
- O dwudziestej pierwszej. Mógłbyś po mnie przyjechać i bylibyśmy na miejscu razem. Ale tak o dwudziestej? To znaczy, moglibyśmy pójść do niego jeszcze przed walką. Zawsze go tam odwiedzam. 

Luke zgodził się i zrobił to trochę entuzjastycznie, więc kamień spadł z jej serca. Nie lubiła wychodzić z takimi pomysłami, kiedy nie była pewna, czy dana osoba będzie z tego zadowolona. Pożegnali się, więc pomyślała, by poinformować swojego ojca. Był całkiem zadowolony, że Ailla będzie miała podwózkę, czym trochę ją rozbawił. Trenował ją, od kiedy pamiętała, a i tak bał się puszczać ją samą gdziekolwiek.

Zrobiła sobie jakieś kanapki, jednak ostatecznie zjadła tylko jedną czwartą tego, ponieważ stres ściskał jej żołądek. Ale to nic nowego.


***


- Cześć - przywitał się Luke, kiedy Ailla wsiadała do jego samochodu.

Odpowiedziała mu uśmiechem i - już tradycyjnie - wpisała w jego GPS adres, gdzie wszystko miało się odbyć. Odpisała jeszcze na esemes od swojego taty, który ostatnio bardzo upodobał sobie pisanie do niej o każdej głupocie. Tym razem dostała "Will powiedział, że twój nowy lubiany zespół będzie dobry na wejście.", chodziło mu o Dope D.O.D., jednak był beznadziejny w nazwach, dlatego - znając go - nawet nie kłopotał się szukaniem tego w pamięci. Mimo wszystko rozbawiło ją to, co przyciągnęło uwagę Luke'a.

- Dlaczego się śmiejesz? - zapytał rozbawiony. 
- To esemes mojego taty. Informuje mnie ostatnio o zupełnych bzdurach i bawi mnie to.
- Och, tak, twój tata - pociągnął temat. - Dlaczego mnie zaprosiłaś? Czy to twój powód? 
- Nie - westchnęła. - Po prostu sam to zasugerował.
- Hm, to całkiem miłe?

Kiwnęła głową, nie odpowiadając. Czuła, jak bardzo skostniałe miała opuszki palców i nie wiedziała nawet, co było tego powodem. Patrzyła przez szybę na padający deszcz. Mijali miejsca, które już kojarzyła, co oznaczało, że musieli być blisko. Po dziesięciu minutach Luke już parkował przed wielką halą.

Przy wejściu ludzie już od dawna tłoczyli się z wejściówkami w rękach. Ailla ścisnęła dłoń Lucasa i pociągnęła w stronę Willa, trenera jej ojca. Był prawie dwumetrowym czarnoskórym mężczyzną, kiedyś także bokserem, jednak zrezygnował po kontuzji kolana. Dziewczyna pomachała do niego, dzięki czemu zauważył ich dwójkę. Ailla przepychała się przez tłum, nie dając im wygrać, aż w końcu znalazła się obok Willa z westchnieniem ulgi.

- Cześć, młoda, dobrze cię znowu widzieć - przywitał ją uściskiem, prawie gniotąc jej żebra. - A to twój towarzysz? Ian wspominał o nim. Luke, prawda?
- Tak, to ja - odparł Lucas. 
- Jestem Will - przedstawił się, a potem otworzył im kartą drzwi.

Już bez słowa ruszyli długim korytarzem, mijając paru ludzi ze słuchawkami na uszach i mikrofonem po boku. Will zagadnął Aillę na temat Iana, żaląc się, że za niedługo straci dobrego zawodnika. Jej ojciec zamierzał przejść na emeryturę, ale to dopiero za jakieś trzy lata. I tak niektórzy uważali, że już był na to za stary, mając trzydzieści pięć lat. Ale tak właśnie było w tym biznesie, bokserzy nie walczyli zbyt długo na ringu.

Will zaprowadził ich do szatni jej ojca, gdzie znajdował się także JoJoe i Cailan, ochroniarze Iana. JoJoe trochę czuwał też nad nią, dlatego znała się z nim jak z kumplem, poza tym, miał dwadzieścia siedem lat, więc dzięki temu dobrze się dogadywali. Niezbyt wyglądał na typowego ochroniarza; mierzył metr osiemdziesiąt dwa, był wysportowany, ale nie jak jakiś goryl, a jego włosy były długie, spięte w kucyk i zarzucone na plecy. Natomiast Cailan był dosłowną definicją jego pracy, napakowany i łysy koleś po trzydziestce. Nie był jednak wcale taki zły, Ailla lubiła go i zawsze służył jej dobrą radą. Czasem nawet przyprowadzał ze sobą swoją małą córeczkę i brunetka chętnie się nią zajmowała.

- Ailla, dziewczyno, w końcu jesteś! - powiedział JoJoe, podchodząc do niej. 

Wpadła w jego wyciągnięte ramiona, witając się z nim. Potem uścisnęła dłoń Cailana, który posłał jej miły i ciepły uśmiech. Ich spojrzenia w końcu padły na Luke'a, który stał tuż za nią, chyba nie do końca wiedząc, co ze sobą zrobić. Ale nie dziwiła mu się. 

- To jest Luke - powiedziała, wskazując blondyna. 

Kiedy ochroniarze przedstawiali mu się, Ailla podeszła do swojego ojca. Siedział na kozetce już z zawiniętymi pięściami, kiwając głową w rytm muzyki ze swoich słuchawek. Żuł gumę, co zawsze go odstresowało. Jego córka stanęła przed nim z uśmiechem, więc ściągnął z uszu słuchawki, zsuwając je na kark. Obejrzał się do tyłu, natrafiając na wzrok Luke'a, który nadal stał obok ochroniarzy, rozmawiając z nimi. Chyba złapali ze sobą dobry kontakt. 

Ian wystawił w jego stronę palec, puszczając do niego oczko na powitanie, a Luke powiedział głośno "dobry, panie Black". Chyba czuł się o wiele lepiej w towarzystwie ojca Ailli, co ją cieszyło. Nie chciała, by się nim stresował, bo mimo, że walczył na ringu, nie był przerażającym gościem. 

- Jak przed walką, tato? - zapytała, siląc się na uśmiech. Mimo wszystko, bała się o niego.
- Jest dobrze, skarbie - westchnął, odwzajemniając grymas. - Przeciwnik nie wydaje się być groźny, raczej planuję zakończyć tę walkę szybko.
- W porządku - odparła. - Po prostu nie daj się, okej?
- Jak zawsze. 

Patrzyła, jak wstawał, niezbyt sobie radząc w tych grubych bandażach. Przytulił ją do siebie, a ona zatonęła w tym uścisku, obejmując go na poziomie żeber. Bała się o własnego ojca, to oczywiste. Zawsze się bała. Czasem wyglądał tak koszmarnie po niektórych walkach, że kurował się nawet miesiącami. Raz miał tak rozwaloną brew, że jego górna powieka napuchła i trwała tak przez dwa miesiące. Aż bolało ją serce, kiedy na to patrzyła. 

- Okej - powiedział, puszczając ją. - Ty i Luke macie miejsca w pierwszym rzędzie obok JoJoe i Cailana. Po prostu idźcie za nimi, oni wam pokażą, gdzie dokładnie, w porządku?
- Jasne, tato - mruknęła, starając się odgonić niechciane łzy. 

Czasami chciała płakać w najgłupszych momentach, dosłownie.

- Musimy już iść - poinformował Cailan. 

Ailla kiwnęła mu głową i sięgnęła po rękawice bokserskie, które nałożyła na ręce swojego ojca. Zawiązała mocno sznurowadła i cofnęła się, by mógł przejść. Ruszył za Cailanem, a potem Ail pociągnęła Luke'a, by wyjść z szatni. JoJoe szedł ostatni, ponieważ to jest to, co ustalili jako ochroniarze. Jeden na przodzie i jeden na tyle.

Przed wejściem rozdzielili się; Ian i Cailan poszli do wejścia dla zawodnika, a JoJoe poprowadził Aillę i Luke'a w stronę tego dla vipów, ponieważ to jedyne wyjście od szatni. Powędrowali na ich miejsca, mając idealny widok na ring. Nim się obejrzeli, pierwszy zawodnik wszedł na ogromny stadion. 


Od autorki: Co ja robię ze swoim życiem. Nie myślcie, że Ian to światowa gwiazda. [KLIK]

czwartek, 3 marca 2016

Rozdział dziewiąty




Stał przed drzwiami Ailli, dzwoniąc dzwonkiem już trzeci raz. Czuł coraz większą złość i po długich pięciu minutach odpuścił. Zaczął kierować się w stronę schodów, zupełnie zrezygnowany i smutny. Dlaczego nie chciała mu otworzyć? Schodził na dół, powstrzymując się resztkami dumy, by nie wrócić tam i nie dzwonić po raz kolejny. Nie chciał wyjść na tak bardzo zdesperowanego. Cholera, co ta dziewczyna z nim robiła?

W domu błąkał się po korytarzu jak duch, mijając swoją mamę i ignorując jej pytający wzrok. Zamknął się w pokoju, opadając na łóżko z westchnieniem. Po raz kolejny - miał nadzieję ostatni - wybrał numer Ailli. Nie odebrała. Czy chciała tak po prostu od niego uciec, zniknąć? Bo jeśli tak, to była w tym cholernie dobra. To nie tak, że Luke był zdesperowany, po prostu chciał wiedzieć, na czym stał. 

Jego mama próbowała namówić go na jakąś olimpiadę z matematyki, ale Luke naprawdę nie czuł ochoty na to. Tak właściwie, po co miał tam iść? Ponieważ to nie tak, że był na tyle dobry, by zdobyć pierwsze miejsce. Może jego wiara czasem była przytłaczająca, ale tak właśnie się czuł. Przytłoczony.

Mimo swojego okropnego humoru, cieszył się z odwiedzin najstarszego brata, Bena. Przyjechał do nich z dziewczyną, z którą był prawie dwa lata, Gabrielle. Obecnie siedzieli w salonie; bracia okupowali kanapę, grając w Fifę, a ich mama robiła coś w kuchni z Gabi.

- No, chłopie - powiedział Ben po chwilowej ciszy. - Co tam u twoich kumpli?
- W porządku, właściwie to bez zmian. Ashton załapał się do nowej pracy u wujka, ale nie wiem, co tam robi. Pewnie nic - odparł ze śmiechem.

Ben pokiwał głową, a jego usta rozciągnęły się w uśmiechu. Przez nieuwagę Luke'a, jego brat zdobył bramkę i zaczął się wydzierać, za co ich mama od razu go zganiła. Zabawne było obserwować dorosłego faceta, który kulił się pod głosem swojej matki. Często Lucas nazywał własnych braci maminsynkami, ale prawda była taka, że on też się tak zachowywał.

- No dobra, nie rechocz już - mruknął Ben obrażonym tonem. - Opowiadaj lepiej; masz jakąś dziewczynę?

Luke wzruszył ramionami.

- Um, nie wiem. To znaczy, no jest taka jedna dziewczyna, ale ostatnio mnie ignoruje.
- Owh, chłopie, czuję już tę miłość w powietrzu! - zagruchał Ben ze śmiechem. - Ale bez pierdolenia, lepiej pokaż mi jej zdjęcie.

Blondyn wyciągnął telefon z kieszeni, wzdychając męczeńsko. Gorączkowo zastanawiał się, co pokazać bratu; zdjęcie z piątku niezbyt nadawało się na to, by ktokolwiek mógł dokładnie zobaczyć jej twarz, dlatego wszedł na Instagrama, wpisując nazwę Ailli w wyszukiwanie. Ponieważ to nie tak, żeby już wcześniej był tam miliony razy.

Włączył najnowsze zdjęcie sprzed tygodnia. Miała tam jakiś dziwny naszyjnik, który kojarzył się Lucasowi z Indiami lub czymś równie innym, a jej duże oczy przyciągały wzrok każdego. Podał telefon Benowi, który przyjrzał się uważnie, analizując każdy szczegół. Gdyby nie znał Ailli, prawdopodobnie też by to robił.

- O cholera, skąd ją wytrzasnąłeś? - zapytał, oddając mu urządzenie.
- Z Anglii, tak myślę - odparł, przygryzając swój kolczyk.

Może to tam właśnie była? Może wyjechała, ponieważ chciała odwiedzić rodzinę lub kogokolwiek i nie odpisywała mu przez koszty, które czekały? Ale jeśli tak, mogła odezwać się na Facebooku czy gdzie indziej. Czuł się taki niepocieszony.

- Z Anglii? - powtórzył po nim Ben. - Musi mieć gorący akcent - zaśmiał się.

Luke wzruszył ramionami, jednak nie mógłby zaprzeczyć. Lubił brytyjski akcent, lubił jej akcent. Westchnął. Nawet będąc w towarzystwie własnego brata nie mógł uwolnić myśli od Ailli. Co ta dziewczyna z nim zrobiła? Był wypruty ze świata, będąc świadomym tylko tych dużych zielonych oczu. Wariował, chociaż znał ją tak krótko.

- A co tam u ciebie i Gabi? - zmienił zręcznie (przynajmniej taką miał nadzieję) temat. 
- Och, w porządku - wzruszył ramionami, a potem nachylił się do brata. - Chyba zastanawiam się nad kolejnym krokiem.
- Masz na myśli, jakby, zaręczyny? - wyszeptał równie cicho Luke, unosząc brwi do góry.
- Ta, no wiesz. Chcę mieć ją już przez całe życie przy sobie. To wygląda jak dobry pomysł.

Luke chyba nie potrafił uwierzyć.

- Woah, bracie! - mruknął, nadal cicho. - Masz już odpowiedni pierścionek?
- Nie, muszę czegoś poszukać, to okropny problem.
- No, stary, powodzenia - powiedział z uśmiechem, klepiąc ręką jego ramię.

Dzwonek do drzwi wytrącił ich z rozmowy. Luke schował telefon i wstał z kanapy, z myślą, że to zapewne jego wiecznie spóźnialski brat, Jack. On też miał się pojawić, jednak, jak zwykle, godzinę później lub coś w tym stylu. Krzyknął do mamy, że otworzy, a potem ruszył w stronę korytarzu. Kiedy był na wiatrołapie, zamknął za sobą wejście, by wiatr, który dostanie się do środka, nie trzasnął nimi.

Luke zamarł, widząc Aillę naprzeciwko siebie. Jej policzki były zaróżowione, a oczy czerwone, jakby płakała. Ciemne obwódki sugerowały małą ilość snu, a koszula, którą na sobie miała, wywołała uśmiech na twarzy Lucasa. To była jego koszula, ta sama, co dał ją dziewczynie po ich meczu koszykówki. Zmarkotniał, kiedy dostrzegł ledwie widoczne rozcięcie na wardze. Chyba próbowała to zakryć.

- Ja, um... wiem, że namotałam i, uch, nie odpowiadałam ci, ale po to tu jestem. Pomyślałam, że dobrym pomysłem będzie... wyjaśnienie ci tego i, hm, przepraszam - mówiła ze spuszczonym wzrokiem. - To po prostu przez...
- Może wejdziesz? - przerwał jej.

Nie chciał, by opowiadała to wszystko, stojąc w progu drzwi.

Uniosła na niego wzrok i uśmiechnęła się smutno, wchodząc do środka. Luke czekał, gdy Ailla ściągnęła swoje czarne trampki, a potem powiedział, żeby poszli do jego pokoju. Minęli szybko kuchnię; Lucas chciał oszczędzić sobie wszelkich pytań ze strony matki. Niestety, kiedy przechodzili przez salon, mocne spojrzenie Bena paliło ich sylwetki. Blondyn spojrzał na brata, który mrugnął do niego z zadziornym uśmiechem, zapewne mającym mu coś zasugerować.

Kiedy znaleźli się w pokoju Lucasa, chłopak westchnął z ulgą. Patrzył, jak Ailla usiadła na jego łóżku, kładąc splecione dłonie na swoich chudych udach. Zajął miejsce obok niej, ignorując kolejny dzwonek do drzwi; zapewne Jack w końcu pofatygował się na ich spotkanie rodzinne. Albo to ojciec wracający z pracy.

- Ja... to po prostu... ugh. To takie skomplikowane - jęknęła. - Mój wujek, brat mamy, został, um, napadnięty i trafił do szpitala. Tata się... zdenerwował i zniknął, żeby ich znaleźć, więc... więc i ja musiałam zniknąć, żeby znaleźć jego. Po prostu... nie miałam czasu, żeby zwrócić uwagę na swój telefon, przepraszam, Lukey. Ja... mam nadzieję, że nie odebrałeś mojej ciszy w zły sposób, to, um... to nie było moim celem.
- Och, cholera - mruknął. Nadal na niego nie patrzyła. - Z twoim wujkiem jest w porządku? I tatą?
- To znaczy... wujek nie obudził się ani nic, ale przeżył tę najgorszą noc, więc... lekarze mówią, że będzie dobrze, a tata, uch, jest po prostu trochę w siniakach. Czasami działa zbyt impulsywnie, ale to u nas rodzinne, tak myślę. Mam nadzieję, że nie jesteś zły.
- Jasne, że nie jestem, Ail. Ale mogłaś dać mi znać, pomógłbym ci.
- To nie było konieczne - odparła. - Po prostu, to była bardzo sprawa rodzinna i musiałam sobie sama poradzić.

Siedzieli w ciszy, a Luke czuł się nią nieco przytłoczony. Kompletnie nie wiedział, co powiedzieć, słowa utkwiły w jego gardle i nie chciały się wydostać. Przeczesał swoje włosy, a potem przybliżył się nieco do Ailli, obejmując ją ramieniem. Wtuliła się w niego, obejmując jego brzuch. Nie płakała, cierpiała w środku. Widział to i chciał jej pomóc. Chciał wziąć cały ból.

- Ja, hm, będę się zbierać. Nie chcę zabierać twojego czasu w rodzinie.
- Jesteś pewna? Możesz zostać, jeśli chcesz - odparł po chwili.
- Nie, Lukey, wrócę do taty.

Nie zatrzymywał jej. Kiwnął jedynie głową i wstał, nie puszczając z uścisku jej dłoni. Wyprowadził ją powoli z pokoju, starając się przemknąć niezauważonym obok braci, Gabrielle i mamy. Aczkolwiek niezbyt mu to wyszło.

- Och, Luke, gdzie byłeś? I kim jest ta młoda panna? - zapytała jego mama.

Lucas przeklął w myślach i odwrócił się przodem do swojej mamy, uświadamiając sobie, że nadal trzymał Aillę za rękę. Rozplątał ich uścisk, mając wielką nadzieję, że nie zarumienił się tak bardzo jak mu się wydawało.

- To Ailla - powiedział tylko, patrząc kątem oka na dziewczynę obok.
- Dzień dobry - przywitała się z miłym uśmiechem.
- Och, dzień dobry, kochanie! Nie zauważyłam twoje przyjścia, długo tu jesteś? Może zostaniesz? Chętnie poznam nową dziewczynę Luke'a! - mówiła energicznie Liz.
- Um, my nie... - zaczęła Ailla, jednak matka Lucasa przerwała jej wypowiedź:
- Mój mąż zaraz przyjdzie z pracy, na pewno też zechce cię poznać! - szczebiotała, a Luke czerwienił się coraz bardziej.
- Ailla musi już wracać, mamo - warknął w końcu, zły i upokorzony.

Nie czekając na nic więcej, pociągnął Aillę w stronę drzwi wejściowych, odgradzając ich dwójkę od reszty rodziny chłopaka wejściem do wiatrołapu. Oparł się o ścianę i westchnął ze zrezygnowaniem, przymykając oczy. Po chwili dotarł do niego cichy śmiech brunetki.

- Bawi cię to? - zapytał z uśmiechem.
- Właściwie, to było całkiem zabawne, Lukey.

Przewrócił na nią oczami, jednak zaśmiał się razem z Aillą. Patrzył, jak zakładała buty na nogi i poprawiła koszulę, którą miała na sobie. Zamarła na chwilę, by spojrzeć ponownie w niebieskie oczy Luke'a.

- Och, kompletnie zapomniałam. Ta koszula jest twoja.
- Zatrzymaj ją - odparł, machając ręką.

Miał ich wiele, a ona wyglądała w jego ubraniu naprawdę dobrze. Uśmiechnęła się i kiwnęła głową, gotowa do wyjścia. Luke przekręcił zamkiem w drzwiach, otwierając je na oścież. Zimne powietrze uderzyło jego twarz prawie od razu. Ailla spojrzała na niego i nim wyszła, pocałowała go w policzek. Potem wybiegła, a Lucas stał tam jeszcze przez chwilę z dużym uśmiechem na ustach.


Od autorki: Naprawdę staram się dodawać często, ale to kończy się prawie dwumiesięczną(!) ciszą z mojej strony, jak to się dzieje? W sobotę byłam na koncercie Dope D.O.D., stałam w pierwszym rzędzie, więc było dojebanie, nah. Plus poznałam takiego ziomka, strasznie fajny, ale nasz kontakt zaczął się równie szybko co skończył. I, halo, co myślicie o historii Ailli? Prawdziwa czy nie? 

czwartek, 7 stycznia 2016

Rozdział ósmy




Znaleźli się na boisku do kosza. Luke spojrzał niezrozumiale na Aillę, jednak ona nie zwróciła na niego uwagi. Ściągnęła plecak z ramion, a potem odpięła milion zapięć, grzebiąc w środku. W końcu wyciągnęła z niego piłkę. Satysfakcja wypłynęła na jej twarz, dzięki czemu wyglądała jak dziesięcioletnia dziewczynka. Luke przypatrzył się. 

Piłka do kosza. Czarno-niebieska. Czy ona kiedykolwiek w to grała? To znaczy, myślał nad bardziej profesjonalną grą. On był w tym całkiem niezły, w każde wakacje obowiązkowo spotykał się na boisku ze znajomymi i grali długie godziny, poza tym Luke mierzył naprawdę wiele centymetrów, co nieco mu to wszystko ułatwiało. Dodatkowo, grał w szkolnej drużynie. Podszedł do Ailli, patrząc na nią niezrozumiale. W końcu zwróciła na niego uwagę, jednocześnie przewracając na niego oczami.

- To kolejny powód, Luke.

Więc kosz musiał być dla niej ważny, co znaczyło, że albo trenowała, albo nie miał innego pomysłu. Nachylił się nad nią; miała jakiś metr siedemdziesiąt, co oznaczało, że był wyższy o głowę, mniej więcej. Dziewczyna ściągnęła naszyjnik z szyi i schowała go do plecaka, patrząc wyczekująco na Luke'a.

- Zagrajmy - wyszeptała, a Luke wiedział, że nigdy nie mógłby jej odmówić.
- W porządku - wychrypiał. Jego głos nagle się gdzieś zgubił.

Obdarowała go uroczym uśmiechem, po czym położyła plecak na ziemi. Luke zdjął swoją koszulę, nie bardzo wiedząc co z nią zrobić. Spojrzał na Aillę, pytając:

- Mogę to schować do twojego plecaka? 
- Taa, no jasne - odparła, uśmiechając się przez cały ten czas.

Złożył koszulę i schował ubranie do jej plecaka. Podciągnął spodnie, tak na wszelki wypadek (w końcu, mimo wszystko, jeansy nie były najlepszym pomysłem do gry w kosza), a potem podszedł do Ailli, która już stała na środku boiska. Zapowiadała się ciekawa noc, pomyślał.


***


Leżeli na boisku obok siebie, patrząc w gwiazdy. Niedawno unormowali oddech po wymagającej grze; Ailla okazała się naprawdę dobrym przeciwnikiem i przez chwilę Luke z nią przegrywał. Jednak w końcu, kiedy skończyli grę, Lucas wygrywał jednym rzutem. Choć tyle dobrego. Przez chwilę chciał być dżentelmenem i pozwolić jej zakończyć bitwę z większą ilością punktów po jej stronie, ale ostatecznie męska duma pokonała wszystko i nie chciał się poddać za żadne skarby.

Jako nagroda pocieszenia (Ailla się z niego w ten sposób śmiała) oddał jej swoją koszulę, ponieważ robiło się zimno. On osobiście tego nie odczuwał, więc było w porządku dla niego. Rozmawiali przez chwilę o głupotach.

- Dlaczego to? - zapytał nagle, patrząc w gwiazdy. Ailla odwróciła głowę w jego stronę, podziwiając profil twarzy. - Dlaczego koszykówka?
- Och - westchnęła, wracając spojrzeniem tam, gdzie on. - To całkiem proste. Grałam w szkole przez pewien czas i trenowałam poza nią, od kiedy skończyłam piętnaście lat. 
- Nieźle - mruknął z uśmiechem, a ona zaśmiała się cicho.
- Jaki tatuaż? - zadał kolejne pytanie.

Jednocześnie starał się znaleźć na niebie ten Wielki Wóz na niebie lub cokolwiek innego, ale był w tym gówniany. 

- To zabawne - powiedziała. - Wytatuowałam sobie coś na kształt diamentu z kropką w środku.
- Co? Dlaczego taki?

Ailla wybuchnęła śmiechem, a on przez chwilę czuł się zdezorientowany.

- To dlatego, że piłka jest okrągła. Chciałam odejść od tej zasady.

Patrzyli w niebo, dokładnie wszystko obserwując. Światła miasta utrudniały im widok, ale nie mogli narzekać; tamtej nocy góra wyjątkowo mocno świeciła gwiazdami. Luke czuł, jak adrenalina powoli znikała z jego ciała i stawał się zmęczony. Kiedy wcześniej spojrzał na telefon, zauważył, że dochodziła dwudziesta trzecia i dziękował w duchu, że obecnie był piątek i następnego dnia nie musiał iść do szkoły.

- Czasami patrzę w niebo i zastanawiam się... czy każda gwiazda jest czyjaś? - powiedziała nagle Ailla. Luke spojrzał na nią, jednak ona wpatrywała się w górę. - Mój tata mówił kiedyś, że każda z nich reprezentuje zmarłą osobę, że moja mama stała się gwiazdką, która nad nami czuwa. Czy to prawda?
- Moja mama zawsze powtarzała, że gwiazdy to tak naprawdę anioły - westchnął Luke, zagłębiając się we wspomnienia.
- Anioły to nasi przyjaciele. Podnoszą nas, kiedy opadamy na dno, a nasze skrzydła zapominają jak latać - odparła powoli, po krótkiej ciszy.

Luke uniósł się na lewym łokciu, patrząc na Aillę. Jego serce gwałtownie przyspieszyło, kiedy postanowił zaryzykować. Stres przejął panowanie nad ciałem chłopaka, dlatego starał się unormować swój oddech. Nachylił się nieco nad dziewczyną, szepcząc:

- To ty jesteś moim aniołem.

A potem, kiedy wypowiedział te słowa, przycisnął swoje usta do jej. Czuł, jak zamarła i nie wiedziała, co zrobić. Luke zaczął myśleć, jak wielki błąd popełnił. Chciał się odsunąć i już prawie to zrobił, ale Ailla nagle wplotła swoje palce w jego jasne włosy i rozchyliła usta w zapraszającym geście. Lucas od razu skorzystał, jednocześnie odczuwając stres. Całował dziewczyny milion razy, ale nigdy nie całował takiej dziewczyny. Znał ją krótko, ale już po tym czasie zależało mu na niej. Chciał, by była jego; by mógł nazywać ją swoją.

Przyciągnął ją mocniej do siebie i nawet nie wiedział, że było to możliwe. W końcu znalazł się nad nią, opierając swój ciężar na łokciach obok jej głowy. Ściągnęła jego czapkę, kładąc ją obok, by móc bawić się włosami Luke'a. I już wtedy wiedział, jak bardzo kochał to uczucie. 

Ailla przejechała językiem po jego wardze, ciągnąc za nią w miejscu, gdzie znajdował się kolczyk. Luke uśmiechnął się, a jego ręka wylądowała na biodrze dziewczyny, ściskając skórę nieco zbyt mocno. Jęknęła prosto w usta Lucasa, co sprawiło, że zaczął wariować. Całował ją bez ograniczeń; namiętnie i z pasją. Oddawała każdy pocałunek i Luke czuł, jakby tamta chwila miała nigdy się nie skończyć. 

Dotyk jej skóry doprowadzał go do szaleństwa, a pieszczota jeszcze bardziej podsycała ogień w nim. Ailla jedną dłoń zostawiła w jego włosach, a drugą przeniosła na bark blondyna, ściskając go mocno. I gdyby nie brak powietrza, który zaczął im doskwierać, Luke nigdy nie wypuściłby jej z tego stanu. 

Patrzył prosto w zielone oczy, które uwielbiał już w pierwszej sekundzie, kiedy ją zobaczył. Przeniósł wzrok na jej usta rozgrzane przez pocałunki. Zobaczył nawet czerwony ślad po jego kolczyku, co jeszcze nigdy mu się nie zdarzyło. Ale najlepszy był jej uśmiech, który tkwił na twarzy Ailli. Nie żałowała. Chyba nie, skoro się uśmiechała. 

- Och, to było... wow - wychrypiała w końcu. 

Luke uśmiechnął się szeroko. 

- Tak, zdecydowanie - westchnął z rozmarzeniem.

Gdyby nie telefon Lucasa, prawdopodobnie leżeliby tak wieczność. Chłopak usiadł obok Ailli, a ona zrobiła to samo, podciągając nogi i opierając policzek o kolana, by móc patrzeć na Luke'a. Uśmiechnął się do niej, a potem odebrał połączenie od mamy.

- Luke, gdzie ty jesteś?! Czy wiesz, która godzina? Nie dajesz znaku życia, tak bardzo się martwimy! - mówiła podniesionym głosem, a blondyn skrzywił się.
- W porządku, zaraz będę - mruknął. 
- Z kim ty tyle siedzisz, Lucas? - zapytała wściekłym tonem.
- Um, z Aillą? - powiedział pytającym tonem.
- Z dziewczyną? O mój Boże, mam nadzieję, że nie robicie nic nieodpowiedniego?
- Mamo - jęknął, prawie od razu wyłapując cichy śmiech Ailli. Musiała wszystko słyszeć, cisza otaczała ich z każdej strony. - Pogadamy w domu, cześć - dodał, kończąc połączenie.

Wsunął telefon do kieszeni, a potem spojrzał na Aillę, która nadal siedziała w tej samej pozycji z zachęcającym uśmiechem. Patrzyła na niego dokładnie, jak gdyby nie chciała pominąć żadnego szczegółu jego twarzy. Znowu. Ale kochał to, kiedy jej wzrok przenikał duszę Luke'a. 

- Twój zarost kuje - powiedziała nagle, nadal się uśmiechając. 
- Och, um, przepraszam? - odparł żartobliwie.

Jego jednodniowy zarost stawał się powoli dwudniowym zarostem i prawdopodobnie mógł być bolesny dla bladej i delikatnej skóry Ailli. Niemniej, Luke nie czuł się ani trochę winny. Głównie dlatego, że okrężnie nawiązywało to do pocałunku.

- To było całkiem fajne - mruknęła z zawstydzeniem. - To znaczy, to nie tak, że lubię zarost, bo raczej nie, ale nie cofnęłabym tamtego uczucia, które miałam podczas pocałunku. 

Luke uśmiechnął się szeroko, ponownie zbliżając się do Ailli. Jak na zawołanie, wyprostowała plecy i nogi, patrząc na niego z przekrzywioną głową i zadziornym błyskiem w oku. Wyglądała młodo z tymi roztrzepanymi włosami i warkoczykiem przy grzywce.

- To dobrze, ponieważ mam zamiar je powtórzyć.

Pocałował ją znowu, a ona odważnie usiadła na jego udach okrakiem prawie od razu. Luke mimowolnie jęknął, a Ailla wykorzystała to, ciągnąc zębami za wargę przebitą czarnym kolczykiem. Zachował się prawie intuicyjnie, przenosząc usta na jej szyję, podgryzając i ssąc skórę. Brunetka mruknęła coś, ale nie zrozumiał ani słowa. Jęk wydobywający się z ust dziewczyny sprawił, że jeszcze mocniej ugryzł miejsce pod szczęką. I kiedy czuł, że kolejna chwila i sprawy wymkną się spod kontroli, zakończył to, z dużym trudem odsuwając twarz od tworzących się malinek. Uwielbiał ten widok na jej szyi.

- To nie tak, że nie chciałbym spędzić tu z tobą wieczności, ale musimy wracać - powiedział w końcu, a Ailla obdarowała go śmiechem. W myślach przybił sobie piątkę, ponieważ rozbawił ją.
- Tak, jest już późno - mruknęła, a potem wstała. 

Luke czuł pustkę, ponieważ wtedy utracił ją ze swoich ramion. I chociaż trwało to parę sekund, czuł się inaczej.


***


Weekend minął Lucasowi na nudzie. Poniedziałek zaczął się spadnięciem z łóżka i przypaleniem jajecznicy; jego dzień nie zapowiadał się zbyt dobrze. Dodatkowo, Ailla w sobotę wymieniała z nim krótkie esemesy, aczkolwiek w niedzielę nie odpisała już na ani jeden i martwił się, ponieważ odczuwał strach, że mogła żałować piątkowego wieczoru. Starał się jednak o tym nie myśleć, a skupić na teście, który go czekał. To była matma, więc nie musiał się wiele uczyć, aczkolwiek powinien być skupiony, by rozwiązać wszystkie zadania.

Przy jego szafce czekali już kumple, przepychając się pomiędzy sobą. Luke był nieżywy tego dnia, bo połowę nocy nie spał, dlatego nie zdążył zareagować i Calum wpadł na niego, na szczęście blondyn zdążył złapać równowagę i ustać na nogach. Wyciągnął z szafki książki do angielskiego, który miał jako pierwszą lekcję. Pocieszał się myślą, że zobaczy Aillę i, przy odrobinie szczęścia, zapyta o ciszę z jej strony. 

- Chłopie, wyglądasz na ledwo żywego - zauważył Ashton, zarzucając ramię na jego barki. - Spałeś coś dzisiaj?
- Jakieś trzy godziny - westchnął. 

Myśli nie pozwoliły mu na sen. Ailla przewijała się przed jego oczami, kiedy tylko zamykał powieki i już nie potrafił zmuszać się do jakiegokolwiek rozluźnienia, ponieważ kompletnie nie wiedział, na czym z nią stał. Myślał nawet nad tym, by zaprosić ją na randkę, ale w jaki sposób, skoro go ignorowała? To znaczy, nigdy nie zrobiłby tego przez telefon, ale chciałby mieć chociaż pewność, że kiedy wybrałby się do jej mieszkania, zastałby ją tam. 

- Koleś, co z tobą? - zapytał Mike. 
- Um... widzieliście dzisiaj Aillę? - mruknął mimowolnie. 

Chłopcy rzucili sobie wymowne spojrzenia, układając wszystko w głowach.

- Aż tak ci namieszała? - westchnął Ash. 
- Po prostu... ugh, to zabrzmi dziewczęco, ale w piątek spędziliśmy naprawdę dobry czas, a potem pocałowałem ją i to było zdecydowanie świetne, w sobotę pisałem do niej i coś tam odpisywała, a od niedzieli kompletna cisza. Nie rozumiem tego - jęknął.
- Może jest chora? - podsunął Calum. - Albo coś się stało, no, hm, coś z jej tatą albo nią, nie wiem, po prostu nie ma jej w szkole. 

Luke wcześniej powiedział im, co robił tata Ailli i czuli się zaskoczeni, a najbardziej Ash, który wdał się w dyskusję z dziewczyną na imprezie na temat boksu. Westchnął; on zaczynał zajęcia godzinę później niż normalnie, więc Calum zapewne zdążył zauważyć nieobecność brunetki, szczególnie, że miał wcześniej z nią biologię. Luke czuł się niepocieszony.

- Pojedź do niej po szkole, koleś - poradził Mikey. - Wyjaśnijcie sobie tę sytuację albo sprawdź chociaż, co się z nią dzieje, będziesz spokojniejszy. 
- Taa - westchnął Lucas. - Chyba to zrobię.


Od autorki: Staram się dać więcej dialogów, ale czy mi to wychodzi, to kwestia dyskusyjna. W sobotę idę na koncert! Zapraszam na Crushera.

Rozdział siódmy




- Cześć - powiedziała Ailla, przedłużając wyraz. 

Wsiadła do samochodu, witając Luke'a całusem w policzek, a na jego twarzy od razu wymalowało się zaskoczenie pomieszane z uśmiechem. Potem Ailla odwróciła się do tyłu, machając wesoło do Tony'ego, który posłał jej uśmiech.

- Jestem Ailla, a ty? - mówiła do chłopca. 
- Tony - wypowiedział tylko ze wstydem.

Ailla poprawiła się na fotelu, siadając już w normalnej pozycji. Czarną kostkę położyła przy nogach, po czym spojrzała na zaskoczonego Luke'a, którego dziwił jej dobry humor. Wyjątkowo dobry, mógłby nawet powiedzieć. Zlustrował ją wzrokiem. Wyglądała idealnie. W ciemnych włosach widział chudy warkoczyk, a na jej ustach szminkę w kolorze skóry, co wyjątkowo przypadło mu do gustu. Na sobie miała jasnofioletową sukienkę do połowy ud, która niesamowicie przylegała do jej chudego ciała, podkreślając każdy kształt. Widział jeszcze całe czarne trampki. Wyglądała cholernie dobrze i Luke musiał powstrzymywać swoje myśli, ponieważ zaczynały szaleć. 

Czy to źle, że chciał ją mięć właśnie teraz?

Tak, chyba tak.

- Ta, no więc, wiesz, uwielbiam dzieci - powiedziała niezręcznie, a on uśmiechnął się.
- Okej, gdzie jedziemy? - zmienił temat, patrząc na nią cały czas.

Bez słowa przechwyciła jego GPS i wpisała adres, następnie odkładając urządzenie. Luke ruszył wtedy bez słowa, wykręcając swoim samochodem kółko, by wyjechać z osiedla Ailli. Dziewczyna puściła radio i po pewnym czasie zaczęła śpiewać, zachęcając do tego Tony'ego, którego przekonywała jedynie pół sekundy. Lucas śmiał się, ale i on dołączył, wydzierając się na całe auto. Przy okazji zauważył, że Ailla miała ładny głos, bardzo delikatny. Zachwyciła go tym.

Kiedy w końcu dojechali, Tony pisnął z podekscytowaniem, klaszcząc w dłonie energicznie. Próbował wyswobodzić się z fotelika, ale pasy trzymały go mocno, krępując nieco ruchy. Ailla śmiała się z przymkniętymi oczami, a Luke w tym czasie wyłączył samochód. W końcu wysiadł z niego i zlitował się nad chłopcem, wyciągając go z środka. Nim się obejrzał, brunetka stała obok Lucasa, nachylona przy Tony'm, by zrównać z nim spojrzenia.

- Luke, Luke, Luke! - mówił szybko Tony, ciągnąc za fragment jego czarnej koszulki. - Pójdźmy po watę, proszę! - jęczał, przedłużając ostatni wyraz.
- No właśnie, Luke - dołączyła się Ailla ze śmiechem. - Ja też chcę! - dodała, udając głos dziecka.
- Świetnie - westchnął żartobliwie. - Tak naprawdę mam przy sobie zamiast jedno, to dwójkę dzieci. Brawo dla mnie.

Światła wesołego miasteczka zachęcały Tony'ego do biegu, jednak Luke szybko go złapał, unosząc tak, by siedział na jego karku. Przynajmniej miał pewność, że nigdzie go nie zgubi, co - znając jego szczęście - zdarzyłoby się na sto procent. Obiecał chłopcu watę cukrową, ale kiedy będą stąd wychodzić, ponieważ nie chciał, by jakakolwiek atrakcja wywołała u niego wymioty. Coś o tym wiedział. Szybko kupili bilety, mając to szczęście, że nie było zbyt dużej kolejki.

- Na co pójdziemy najpierw? - zapytała Ailla, rozglądając się z iskierkami w oczach, dzięki którym wyglądała młodziej niż zwykle.
- Na samochody! - krzyknął Tony, unosząc ręce do góry, przez co zachwiał się na karku Luke'a. Ailla zareagowała prawie od razu, podpierając jego plecy, aż znowu chwycił się czapki swojego starszego kuzyna.

Luke spojrzał z wdzięcznością na swoją towarzyszkę, dziękując jej wzrokiem, na co odpowiedziała mu szerokim uśmiechem. Skierowali się na samochody, na które Tony mógł już na szczęście pójść i stanęli w kolejce z wcześniej zakupionymi biletami. Blondyn postawił chłopca na ziemi, ponieważ przejście na atrakcję było tak niskie, że on sam musiał się schylić, a co dopiero z dzieckiem na ramionach.


***


Dochodziła dwudziesta i Tony już prawie zasypiał w ramionach Ailli. Chłopiec uparł się parę chwil temu, by dziewczyna go przytuliła, na co Luke zaczął protestować, bo w końcu miał już pięć lat i swoje ważył, ale brunetka powiedziała, że chętnie się poprzytula i wzięła go na ręce. Szli właśnie w stronę waty cukrowej i kupili ją bez kolejki, ponieważ nie było już wiele ludzi w wesołym miasteczku. Na sam zapach Tony jakby oprzytomniał i znowu zaczął być energiczną wersją siebie, dzięki czemu Ailla mogła ulżyć swoim ramionom od noszenia chłopca.

Luke zapłacił za waty nim brunetka zdążyła zareagować, a kiedy wręczył jej patyk z niebieską chmurą (jak nazwał to Tony), podziękowała mu pocałunkiem w policzek. Uśmiechnął się i bez słowa podał jedzenie chłopcu, by w końcu móc jeść swoją porcję. Wracali już powoli w stronę samochodu, ponieważ dziesięć minut wcześniej dzwoniła Renee, informując Lucasa, że właśnie skończyła i jest gotowa na przejęcie Tony'ego. Chłopak trochę tego żałował, ponieważ ten dzień był naprawdę dobry i nie chciał go kończyć, ale co mógł poradzić? Bał się, że Ailla chciała już wracać do domu i nie powiedziała mu tego wyłącznie przez swoje bycie miłą dla niego. To znaczy, nie pokazywała swojego znudzenia, ale i tak Luke miał to uczucie, że mogło jej się nie podobać. 

- Moja chmurka się skończyła - powiedział nagle Tony, wydymając dolną wargę. - Kupmy jeszcze jedną!
- Tony - jęknął Luke, poprawiając swoją czapkę. - Twoja matka zabije mnie za to, że kupiłem ci już jedną watę cukrową. I to przed snem! - podkreślił dramatycznie, wywołując tym śmiech dziecka.
- Wrócimy tu? - zapytał chłopiec, biegając dookoła nich.
- No jasne, mistrzu - odparł Luke, kiwając głową. - A teraz wsiadaj do samochodu.

Nim Luke posadził Tony'ego w foteliku, Ailla wyciągnęła wodę z plecaka i umyła ręce chłopca, a potem, ku zaskoczeniu Hemmingsa, sięgnęła także po jego dłonie, obmywając je dokładnie z lepiących się pozostałości waty cukrowej. Obdarowała go uśmiechem, a potem wylała resztkę z butelki, by umyć i swoje palce. Następnie zniknęła we wnętrzu samochodu na siedzeniu pasażera, a Luke zapiął pasy Tony'emu, upewniając się ich dwukrotnie.

Wsiadł do samochodu i odpalił silnik, patrząc przez sekundę na Aillę. Miała rozwichrzone włosy, co sprawiało, że wyglądała jak dziewczyna z pazurem. Skierował płochliwie wzrok na drogę, kiedy zauważyła, że jej się przyglądał. W lusterku zauważył śpiącego Tony'ego. Wymęczyli go na tych wszystkich atrakcjach, ale raczej było warto, w końcu cała ich trójka dobrze się bawiła.

- Um, Luke? - zagadnęła go, patrząc na swoje dłonie. - Planujesz coś robić potem, jak odwieziemy Tony'ego? To... um, to znaczy...

Uśmiechnął się, kiedy Ailla plątała się we własnych słowach. To było dla niego urocze.

- Raczej nie, a co? Czy to będzie twój kolejny powód? - zapytał, patrząc na nią przez krótką chwilę.
- Cóż, tak myślę? To znaczy, wesołe miasteczko też nim było i pomyślałam, że skoro wzięłam, co powinnam, to możemy pojechać też tam? Jeśli ci to nie przeszkadza? Um...
- W porządku, Ailla. Chętnie tam z tobą pojadę - odparł z niegasnącym uśmiechem na ustach.

Odetchnęła z ulgą, jednak nadal nerwowo bawiła się swoimi chudymi palcami. Miała paznokcie pomalowane na czarno, co idealnie komponowało się z tatuażami. Dodawało jej pewnego rodzaju tajemniczości i pewności siebie, przynajmniej w wyglądzie. 

- Hej, jakim cudem twój tata pozwolił na te tatuaże? - zagadnął ją po dwóch minutach ciszy.
- Um, on naprawdę nie miał z tym problemu, jeśli mam być szczera. To znaczy był w stylu "tatuaże są na całe życie, więc dobrze to przemyśl", ale jest tym typem rodzica, który pozwala na takie rzeczy. Um, no wiesz, jest bokserem i sam ma dziary, także...
- Och, to całkiem fajne - powiedział, patrząc na nią. - Moja mama spłonęłaby w piekle nim by mi na to pozwoliła. Tak właściwie, to niespecjalnie spieszy mi się do tatuowania siebie, ale może kiedyś? Chyba przeraża mnie fakt, że tego nie da się w pewnym momencie pozbyć bez szkód.

Ailla uśmiechnęła się do niego i obróciła na siedzeniu tak, że bokiem opierała się o fotel, by mieć na niego lepszy widok. Wpatrywała się w jego profil twarzy, a on czuł, jak jej duże oczy wypalały dziurę w policzku Luke'a. Nigdy nie lubił tam mocnego spojrzenia, ale wydawało mu się, że pozwoliłby Ailli na wpatrywanie się w niego w ten sposób wieczność.

- To dobre podejście do życia, tak myślę - odparła w końcu. - To nie tak, że nad tym nie panuję, ale tatuaże uzależniają. Prędzej czy później, przypuszczam. Ale, gdybyś mógł, co jako pierwsze byś sobie wytatuował? - zapytała.

Nie wiedział, co tak naprawdę odpowiedzieć. Nigdy się nad tym nie zastanawiał, ponieważ nie czuł potrzeby, by ozdabiać swoje ciało, przynajmniej na razie. To znaczy, tatuaże Ailli zaczęły go pociągać, ale nie uważał siebie na tyle odpowiedzialnego, by wytatuować kawałek własnej skóry.

- Nie wiem. Może pajęczyna? No wiesz, w odpowiednich miejscach wygląda całkiem fajnie - powiedział ze śmiechem. To było takie głupie. - To nie tak, że lubię pająki czy coś, bo są naprawdę obrzydliwe - grymasił żartobliwie. - Ale takie tatuaże całkiem mi się podobają. Wiesz, na przykład na łokciu lub gdzieś...
- To wydaje się całkiem fajnym pomysłem - poparła go.

Nie odzywali się już więcej. Widział, jak Ailla wyciągała telefon, a potem pisała jakąś wiadomość i, nie, żeby próbował cokolwiek odczytać, po prostu przypadkiem zauważył, że to było do jej ojca. Informowała go, że wróci później niż przypuszczała, więc nie musi na nią czekać, ponieważ miała przy sobie klucze. 

Po pięciu minutach Luke podjechał pod mały dom Renee, kompletnie wystarczający dla niej i Tony'ego. Powiedział Ailli, by na niego zaczekała, a sam wysiadł, podchodząc do drzwi ze strony śpiącego chłopca. Porozpinał powoli pasy, a potem wziął go na ręce, opierając jego podbródek o swoje ramię. Sięgnął jeszcze po plecak, jednak dosyć opornie mu szło.

- W porządku, Luke. Wezmę to - powiedziała Ailla, patrząc z przedniego siedzenia do tyłu.

Kiwnął głową, a ona wysiadła, zamykając za sobą cicho drzwi i wzięła plecak chłopca, zarzucając go na ramię. Wyglądała dosyć zabawnie z tornistrem w Hot Wheelsy, dlatego Luke - pod wpływem chwili - wyciągnął telefon z kieszeni i zrobił jej zdjęcie, gdy stała bokiem do niego, idealnie eksponując własność chłopca. Chyba nawet się nie zorientowała.

Ruszył w stronę drzwi i nacisnął dzwonek, czekając cierpliwie na Renee. Jego ciocia pojawiła się w wejściu niesamowicie szybko, jakby przy nich czatowała. Wyglądała na zmęczoną, a ciemne wory pod oczami tylko to podkreślały. Rozprawa musiała być okropna, jej (prawie były) mąż to furiant, niezliczoną ilość razy bił ją, a kiedy podniósł rękę na Tony'ego, miarka się przebrała i Renee wniosła o rozwód. Luke za każdym razem żałował, że dowiedział się o zachowaniu Clarka dopiero przy rozpoczęciu rozpraw, ponieważ chętnie przywaliłby mu parę razy w odpowiednich momentach, gdy go spotykał. 

- Luke, dziękuję za opiekę, naprawdę, wiszę ci ogromną przysługę - mówiła cicho Renee, wyciągając ręce po śpiącego chłopca. 
- W porządku, ciociu, zaniosę go - odparł, poprawiając koszulkę Tony'ego. - Och, a to Ailla. Trochę mi dzisiaj pomogła.
- Naprawdę? - zapytała z uśmiechem. - Tak bardzo dziękuję, że mu pomogłaś, Aillo!
- To nic takiego, proszę pani - odparła z różowymi policzkami.

Renee obdarowała dziewczynę uśmiechem i odbierała niebieski plecak na własne ramię. W tym czasie Luke ruszył do środka domu, kierując się do pokoju chłopca. Położył go na łóżku i delikatnie zdjął buty, uważając, by zbyt szybko nie odkleić rzep. Przykrył go kołdrą i zgasił lampkę, którą zapalił jedynie na chwilę. Westchnął. Czasami czuł się jak baba, a nie facet, szczególnie w takich momentach. Po prostu pomyślał, że on sam był gotowy, jakby co, na zostanie ojcem. Prawdopodobnie jako jeden z niewielu. Zamiast szaleć do (przynajmniej) trzydziestki, chyba wolał mieć już wtedy dzieci i to jakoś pięcioletnie. Trochę go to przerażało, ale jednocześnie lubił w sobie tę gotowość.

W przedpokoju odnalazł rozmawiającą Renee z Aillą, która miała zaróżowione policzki. Zmarszczył brwi, jednak nie pytał, zapamiętując, by zrobić to dopiero w samochodzie. Pożegnał się z ciocią, obiecując, że na pewno za niedługo do nich wpadnie. Co dziwniejsze, kobieta podkreślała, że Ailla też mogła czuć się zaproszona. 

W samochodzie brunetka znowu wpisała mu adres na GPS i jechał posłusznie, prowadzony głosem kobiety z urządzenia. Chciał zapytać o rozmowę z Renee, jednak jego serce niesamowicie mocno biło z nerwów i nie wiedział, czego mógłby się spodziewać. 

- O czym rozmawiałyście? - mruknął w końcu. 

Ailla spojrzała na niego, wytrącona z własnego marszu wstydu lub cokolwiek wyobrażała sobie z takim wzrokiem, po rozmowie z troskliwą o Luke'a Renee. Przygryzła wargę, a Lucas naprawdę starał się nie myśleć o jej ustach, co ani trochę mu nie wyszło. Widział aż zbyt dokładnie ją na kolanach i... cholera.

- Um, ona... to znaczy, ugh - westchnęła. - Pomyślała, że jesteśmy parą i nie miałam nawet jak wtrącić, że jednak nie, no i ona po prostu mówiła o tych wszystkich sprawach... - mówiła chaotycznie.
- Jakich sprawach? - zapytał znowu, patrząc na nią przez chwilę.
- Uch, no wiesz, Luke - odparła, a kiedy pokręcił przecząco głową, kontynuowała: - Dosłownie powiedziała, żebyśmy nie popełniali jej błędu wczesnej ciąży, okej?
- O... och, cholera - powiedział, zmieniając bieg. - Ja... no, przepraszam za nią. Bywa zbyt troskliwa o mnie.
- Jest w porządku, to znaczy, teraz to wydaje się całkiem zabawne. 

Tak właściwie, jemu nie było do śmiechu. Czuł się w pewien sposób upokorzony przez swoją ciotkę, ale co mógł zrobić? Czasu nikt jeszcze nie cofnął, by i on mógł to zrobić. Pokręcił głową na boki, ale już nic nie odpowiedział. Ailla włączyła radio, w którym akurat puścili Paramore, a Luke od razu pomyślał o Ashtonie, podkochującym się w wokalistce, Hayley. Czasami bywał z tym nieznośny, ale jednocześnie rozbawiał swoim zauroczeniem Lucasa.

- Och, ten zespół jest świetny - powiedziała Ailla i Luke był wdzięczny za zmianę tematu.
- Ashton kocha Hayley - przyznał ze śmiechem.
- Cóż, to nie tak, że jest moją ulubioną wokalistką, ale ma całkiem fajny głos, więc lubię ją słuchać.
- Taa, ja w sumie też. Chociaż jednocześnie nie mam większego wyboru - mruknął, przypominając sobie płyty w schowku Ashtona. Tylko Paramore.

Nim się zorientowali, byli na miejscu. Ailla wysiadła, biorąc swój plecak, więc Luke znalazł się chwilę później obok niej, upewniając się, że zamknął samochód. Pojedyncze lampy oświetlały ich drogę, jednak dziewczyna poruszała się tam, jakby idealnie ją znała.

- Więc... - zagadnął ją. - Dlaczego wesołe miasteczko? Dlaczego jest twoim powodem?

Spojrzała na niego, przygryzając wargę. Jej szminka nadal idealnie się trzymała.

- To było ostatnie miejsce, w które zabrała mnie moja mama.


Od autorki: Długo mnie tu nie było i nie wiem, dlaczego. W końcówce chciałam wspomnieć o Bring Me The Horizon, ale to byłoby dziwne, ponieważ odtwórczyni Ailli to żona wokalisty tego (mojego ulubionego, tak btw) zespołu i to po prostu nie wypaliłoby. Osiemnastego idę do szpitala, juhu. Może coś wtedy jeszcze dodam. Muszę nadrobić wasze blogi. Zagłosujcie tutaj na blog miesiąca.