piątek, 25 grudnia 2015

Rozdział trzeci




Czuła się tak dziwnie. Stres przytłaczał ją już od rana. Spojrzała na zegar, dochodziła dziewiętnasta, czyli godzina, na którą umówiła się z Lucasem. Jej pierwsza impreza w tym mieście zbliżała się wielkimi krokami i bała się, że z nerwów zacznie wymiotować lub coś takiego. Przygotowywała się przez ponad godzinę; wzięła długi prysznic, po którym pomalowała rzęsy tuszem, a we włosach uplotła chudy warkoczyk. Ubrała czystą bieliznę, szarą koszulkę na chudych ramiączkach i czarną spódniczkę, która sięgała jej nieco nad kolana. Nie chciała, by przez zbyt małą długość ubrania ktoś ją zaczepiał, chociaż z pewnością potrafiła się bronić. Dorzuciła do tego jeszcze bransoletkę ze znakiem zodiaku, który kupiła jeszcze w Anglii, nieodłączne pierścionki i czarny choker (nie potrafiła się od niego ostatnio uwolnić). Dopiero wtedy uznała, że była gotowa, dlatego usiadła na łóżku, cierpliwie czekając na jakikolwiek znak od Luke'a.

Właściwie nie wiedziała, dlaczego wczoraj zaproponowała mu te dwadzieścia dziewięć powodów. Chociaż nie, wiedziała. Raz, kiedy on i jego kumpel Ashton, nie zauważyli jej na korytarzu, usłyszała ich rozmowę. Niby nic strasznego, po prostu Ash narzekał na Luke'a, że nie chciał się rozerwać, zaszaleć. Nie znała powodu tego dziwnego zamknięcia, ale pomyślała, że zaproponuje mu to, dzięki czemu mogli też się lepiej poznać. Czy wspominała, że uwielbiała niebieskookich blondynów?

Dlaczego dwadzieścia dziewięć? To proste, tyle miała tatuażów na ciele. Robiła je nie bez okazji, zawsze kojarzyła je z jakimiś wydarzeniami, które zapadły w pamięci Ailli. Po prostu uwieczniała je na swoim ciele i naprawdę to w sobie lubiła. Może - tylko może - Luke sprawi, że na jej ciele pojawi się trzydziesty powód? Cóż, chyba właśnie na to liczyła.

W końcu jej telefon zaczął wydawać z siebie pierwsze dźwięki piosenki Black Veil Brides. Odebrała z myślą, że to było dosyć miłe ze strony Luke; zamiast pisać esemesa, dzwonił. Ailla lubiła zwracać uwagę na takie szczegóły. 

- Cześć, Luke - powiedziała na wstępie. Chyba się uśmiechnął. 
- Cześć, Ail. Czekam już na dole - poinformował ją. 
- Już schodzę. 

Rozłączyła się i schowała telefon do małej torebki. Nienawidziła tych rzeczy, zdecydowanie wolała plecaki, ale nie miała obecnie większego wyboru. Wrzuciła jeszcze jakieś chusteczki i pobiegła na korytarz, gdzie wsunęła na nogi całe czarne trampki, jednak po namyśle ściągnęła je i zamiast nich założyła ciemnoczerwone creepersy na koturnie. Mimo wszystko wydawały się bardziej na miejscu. Narzuciła na ramiona długi sweter i pożegnała się z tatą, który stał oparty o próg, ciesząc się z faktu, że jego córka wychodziła ze znajomymi. Ailla zawsze miała problem z ludźmi i zawieraniem z nimi znajomości, dlatego nie zabronił wyjścia na imprezę. Poza tym, nie musiał się przejmować, Ailla była zbyt rozważna na alkohol czy narkotyki.

Kiedy znalazła się na parterze, przystanęła, by uspokoić oddech po szaleńczym biegu, by Luke nie musiał na nią czekać zbyt długo. Odgarnęła jeszcze włosy z twarzy, a potem wyszła, od razu odnajdując spojrzeniem chłopaka, opierającego się o drzwi pasażera. Podeszła do niego, mimowolnie uśmiechając się.

- Cześć - powiedziała ponownie, chociaż witała się z nim jakieś trzy minuty temu przez telefon. 
- Rozmawialiśmy dosłownie przed sekundą - odparł z rozbawieniem. 
- Wiem o tym. 

Pokręcił głową na boki z uśmiechem, a potem otworzył jej drzwi, dzięki czemu wsiadła do samochodu. Od razu poczuła ten charakterystyczny zapach skóry i Luke'a. Miał silne perfumy lub po prostu to jego ciało i chyba stawiała na to drugie. Niemniej, lubiła to.

- Więc... - zagadnął, przedłużając wyraz. Spojrzał na nią, jednak po chwili musiał przenieść wzrok na jezdnię. - O co chodziło wczoraj z tymi dwudziestoma dziewięcioma rzeczami?

Przełknęła ślinę rzucając mu krzywe spojrzenie. Cholera, pomyślała.

- Cóż... - zaczęła, bawiąc się palcami. - Po prostu pomyślałam, że moglibyśmy się dzięki temu poznać? To dziwny pomysł, przepraszam, nie powinnam była tego proponować. 
- Nie - powiedział szybko, przez co na niego spojrzała ze zdziwieniem. Uśmiechnął się, pokazując dołeczki w policzkach, które zawsze pragnęła mieć. - Podoba mi się ten pomysł, ale... dlaczego akurat taka liczba?
- Tyle mam tatuaży - wzruszyła ramionami. - Każdy nawiązuje do czegoś, jakiejś historii. Chciałam ci to, nie wiem, pokazać? I jednocześnie przypomnieć samej sobie.

Czuła, jak na jej policzki wypływał rumieniec. Ugh, nienawidziła tego, naprawdę. Patrzyła na Luke'a, uśmiech na jego twarzy powiększył się jeszcze bardziej i nawet spojrzał na nią przez krótkie sekundy.

- Dlaczego akurat mi? - zadał kolejne pytanie.
- Nie wiem. Jesteś jedną z niewielu osób, które do mnie cokolwiek mówią.

Od razu skarciła się za te słowa, ponieważ zabrzmiały depresyjnie, słabo i ogólnie dziwnie, a w końcu tutaj miała zacząć życie, być nową Aillą. Chyba będzie to trudniejsze niż podejrzewała. Nie tak łatwo zostawić wielki kawałek siebie w przeszłości. 

Już się nie odzywali. W ciszy dojechali pod dom Mike'a, jeśli dobrze pamiętała. Na razie zorientowała się, że z przyjaciół Lucasa poznała jedynie Ashtona, z którym chodziła na matematykę. To on polecił jej korepetycje u Luke'a, co chyba wyszło jej na dobre, biorąc pod uwagę fakt, że znajdowała się wokół ludzi, a nie w swoich samotnych czterech ścianach. 

Luke trzymał jej nadgarstek, kiedy przepychali się przez grupy ludzi. W końcu zatrzymał się i to właśnie byli jego kumple. Brunet, Calum, jeśli dobrze pamiętała (Ashton wiele jej mówił o przyjaciołach, ponieważ usiadł z nią na wspólnej lekcji) wydarł się na wzór "heeeej!", chociaż muzyka i tak to zagłuszyła. Ailla stała obok Luke'a, czując się niesamowicie mała. 

- Hej, w końcu cię poznaję, dziewczyno - powiedział chłopak z niebieskim pasemkiem.

Uśmiechnęła się na jego słowa, jednak nic nie powiedziała.

- Jestem Mike - przedstawił się.
- Ailla - odparła, chociaż pewnie doskonale to wiedział. - Cześć, Mikey.

Chłopak skrzywił się, jednak po sekundzie zachichotał, mówiąc ciche "ale tylko ty możesz mnie tak nazywać". Uśmiechnęła się znowu, ale to nie jej wina, ponieważ on był tak bardzo optymistyczny i żartobliwy w całym sobie, że nie potrafiła inaczej. Chyba po prostu zaliczał się do grupy wiecznych żartownisiów.

- Przesuń swoją grubą dupę, Michael, muszę przywitać się ze swoją best friend forever - usłyszała.

Ze zdezorientowaniem spojrzała w lewo, natrafiając na wesołe brązowe tęczówki Ashtona. Jego oczy kojarzyły się Ailli z małym szczeniaczkiem, ponieważ miał w sobie coś tak bardzo uroczego, że inaczej po prostu nie potrafiła. A jego głos kowboja, którym rozbawiał ją na lekcji, był nie do podrobienia.

- Cześć! - powiedział, przeciągając wyraz i zgarniając ją w ramiona.

Stała sztywno, jednak po chwili objęła go niezręcznie. Na szczęście, nie trzymał jej zbyt długo, bo ktoś chyba uszczypnął go w tyłek, ponieważ podskoczył nagle, trzymając się za tamtą część ciała. Dostrzegła tego bruneta z bluzką, na której widziała twarz wokalisty (jeśli tak go mogła nazwać) The Prodigy. Och, już go lubiła.

- Mów mi Calum - przedstawił się z tak szerokim uśmiechem, że była zaskoczona.

Naprawdę, aż ją zaczęły boleć policzki, kiedy tak na niego patrzyła. Powtórzyła swoje imię, a on zarzucił na jej barki swoje ramię w dziwnie przyjacielski sposób. Przyciągnął ją do siebie tak, że cała ich piątka tworzyła kółko. Ailla czuła się trochę dziwnie, ale nic nie mówiła.

- No więc, drogie dziewczęta - powiedział Michael, na co Ashton przywalił mu pięścią w ramię. Chłopak zignorował to, kontynuując: - Co chcecie do picia?
- Ja prowadzę - odparł od razu Luke, unosząc ręce do góry.

Calum zadeklarował, że wypije każdy rodzaj alkoholu, ponieważ już dawno się nie upił, a Ashton odpowiedział, że piwo będzie okej. Dopiero wtedy wszyscy zwrócili uwagę na nią, więc spuściła wzrok na dół, mówiąc:

- Nie piję alkoholu. 
- Och, promujesz pro-life na imprezach? - zażartował Calum.

Pozostawiła to bez komentowała, ponieważ, po pierwsze pro-life chyba oznaczał coś zupełnie innego, a po drugie i tak nie chciała im tego jakoś szczególnie tłumaczyć. I nie, nie miała problemu z alkoholem, nigdy.

- Jeśli tak to sobie tłumaczysz - powiedziała w końcu, siląc się na uśmiech. 

W końcu uwolniła się spod ramienia Caluma, ponieważ postanowił pójść z Michaelem po alkohol. Przybliżyła się więc do Luke'a, który posłał jej uroczy uśmiech, a potem zaczęła się przysłuchiwać rozmowie z Ashtonem. Mówili o jakimś filmie i dopiero po długich dwóch minutach usłyszała tytuł. Do Utraty Sił.

- Zdecydowanie powinnaś to obejrzeć, Aillo - zwrócił się do niej Ash z miłym uśmiechem.
- Zdecydowanie byłam na premierze, Ashtonie - odparła, przygryzając wargę, by nie odwzajemnić grymasu. 
- Z kumplem? - zapytał głupio. 
- Z koleżanką. Uwielbiam takie filmy. To mój temat - wzruszyła ramionami. 
- Boks? Proszę cię, jesteś dziewczyną - westchnął, chyba jej nie wierzył. Cóż, wciągnął ją w tę grę i chciała udowodnić mu swoją wartość. 
- Jestem dziewczyną, dzięki, że zauważyłeś. 

Ashton zaśmiał się, kręcąc głową na boki. Tym razem to on zarzucił na nią swoje ramię, a ona zaczęła się zastanawiać, dlaczego chłopcy cały czas to robili? Mieli drgawki barków czy co? Westchnęła, odgarniając niesforny kosmyk włosów z twarzy.

- Zdecydowanie musimy to razem obejrzeć - postanowił.
- Zdecydowanie - odparła, uśmiechając się do niego. 

Cóż. Czy mogła powiedzieć, że znalazła jakiś znajomych?

Rozdział drugi




Luke szedł przez korytarz z dłońmi w kieszeniach, kierując się na stołówkę. Już w oddali mógł usłyszeć wrzaski Caluma, który starał się brzmieć, jakby dopiero przechodził mutację. Mike przywalił mu w ramię, a Ash zwijał się na krześle ze śmiechu. Luke minął ich, witając się i wskazując, że idzie po coś do jedzenia. Stanął w wyjątkowo małej kolejce i patrzył beznamiętnym wzrokiem na osoby przed nim. Nagle jego telefon wydał z siebie krótki dźwięk w kieszeni spodni, dlatego wyciągnął urządzenie, marszcząc brwi. Jedna nowa wiadomość od nieznanego numeru.

Um, hej, spotkanie nadal aktualne?, Ailla - przeczytał. Uśmiechnął się mimowolnie, ponieważ ta dziewczyna wydawała się taka tajemnicza i w pewnym sensie niedostępna przez swój wygląd i całą otoczkę, która wokół siebie stwarzała, ale kiedy zaczynała mówić, była tak cholernie urocza. I chociaż Luke zamienił z nią ledwie parę słów, w głowie doskonale słyszał sposób, w jaki wypowiedziałaby do niego tego esemesa. Zrobiłaby to wolno, analizując w myślach każdy wyraz i wciskając pełno rzeczy w stylu "hm". 

Odpisał jej, że plany się nie zmieniły, a kiedy już wysłał wiadomość, zapisał jej numer w kontaktach jako "Ail", ponieważ uwielbiał skróty imion i posługiwał się nimi zbyt często. Czasami nawet żałował, że jego imię było tak skonstruowane, że jedynym zdrobnieniem pozostawało Luke. Ponieważ, szczerze, nikomu nigdy nie pozwoliłby nazwać siebie Lu, to takie dziewczęce. 

Kiedy jego telefon wydał z siebie kolejny dźwięk, ucieszył się bardziej niż powinien. Musiał jednak to zignorować, ponieważ stał na początku kolejki i była jego kolej, by wybrać sobie jedzenie. Zrobił to najszybciej, jak tylko potrafił, a potem ruszył do stolika, siadając obok kumpli. Rozmawiali o nowym zespole odkrytym przez Caluma, który kompletnie nie był w stylu żadnego z nich, ale wokalistka wydawała się im całkiem gorąca, dlatego żywo prowadzili tę pogawędkę. Luke, jednak, nawet nie znał nazwy ani niczego takiego, więc skupił się znowu na swoim telefonie.

W esemesie zapytała, czy byłoby w porządku, gdyby od razu po szkole zabrałaby się z nim, dlatego odpowiedział (może zbyt entuzjastycznie), że nie miał nic przeciwko i z chęcią ją zabierze. Potem schował telefon, ponieważ dziewczyna przez dłuższy czas mu nie odpisywała, dlatego skupił się na jedzeniu. 

- Luke? - zagadnął go Ashton, szturchając łokciem. - Jak tam twoje podrywy? - zapytał, szczerząc się. 

Wzruszył ramionami, wciskając pomiędzy usta frytkę. To chyba jedyne normalne jedzenie na stołówce szkolnej, ponieważ wszystko, na co dotąd trafiał, dziwnie odstraszało smakiem i czasem wyglądem.

- Umówiliśmy się dzisiaj na matmę - mruknął, nie patrząc na żadnego z nich. 
- Co? - powiedział Mike głośno. - O mój Boże, nie wierzę! 

Luke przewrócił oczami na ich dosłowne fangirlowanie. Czasami zastanawiał się, dlaczego zadawał się akurat z nimi. Mógł przecież znaleźć o wiele normalniejszych kumpli i nie musiałby przeżywać tego dziwnego upokorzenia z ich strony. To znaczy, właśnie krzyczeli na całą stołówkę o tym, że Lucas dorastał. Wydawało mu się, że każdy odczuwałby w takim momencie wstyd. 

- Uspokójcie się, błagam was - wychrypiał w końcu.

Śmiali się z niego, ale Luke powtarzał sobie, że miał to wszystko w dupie i po pewnym czasie naprawdę tak było. W międzyczasie dostał kolejnego esemesa od Ail, którego już tak właściwie się nie spodziewał. Ponieważ, dlaczego miałaby chcieć do niego pisać pomijając umówienie się na korki z matmy? Zganił sam siebie, musiał w końcu nauczyć się jakiejś większej pewności w takich momentach. Fajna koszulka, napisała, a on automatycznie spojrzał na wspomnianą część garderoby. Miał na sobie luźną i długą bluzkę z wyciętymi pachami, a nadruk przedstawiał napis "Rage Against The Machine". Uśmiechnął się pod nosem i odpisał, że gdyby mógł, nosiłby ją każdego dnia. Może trochę wyolbrzymiał, ale naprawdę lubił muzykę tego zespołu i kochał wszelkie dodatki czy ubrania z nimi.

Coś podkusiło go, by rozejrzeć się po stołówce. Zauważył ją przy stoliku, gdzie siedziała Ana Cherry i jej przyjaciele, Jonathan, Greg i Camille. Zlustrował spojrzeniem Aillę, dostrzegając jej czarną koszulkę z napisem "The Prodigy", a do tego rurki z dziurami na kolanach (na jednym z nich miała tatuaż) i trampki w tym samym kolorze. Wyglądała cholernie dobrze i Luke czuł, jakby mógł na nią patrzeć całą wieczność.

- Hej, stary, już jej tak nie połykaj wzrokiem, bo się zorientuje - wyśmiał go Mike.

Luke spuścił głowę nieco zawstydzony i burknął "spierdalaj", przez co jego kumple znowu się z niego śmiali. Jak zawsze patrzył dłużej niż wypadało i musieli to zauważyć. Cóż, dobrze, że Ailla tego nie dostrzegła, wtedy paliłby się ze wstydu.

- Jezu, koleś, po prostu ją podrywaj w każdej możliwej okazji, czy coś, bo to już smutne, jak na ciebie patrzę - kontynuował Mike swoim żartobliwym tonem.
- No właśnie, Luke, nie po to załatwiałem ci taką okazję - dodał Ashton.
- Dobra, w porządku - westchnął. - Rany.
- Ułatwię ci zadanie, Luke - zaczął mówić Mike. - Zaproś ją na imprezę, urządzam ją jutro, także...

Dzwonek na lekcję wydawał mu się na miejscu, ponieważ nie musiał już kontynuować tej rozmowy. Pożegnał się z kumplami, a potem ruszył na angielski, starając się nie uśmiechać. To lekcja z Aillą. Poprawił zsuwający się plecak z ramienia, a potem wbiegł po schodach na ostatnie piętro, starając się nie dyszeć jak po maratonie.

- Hej, Luke! - usłyszał nagle. 

Zamarł i odwrócił się na pięcie, patrząc na idącą spokojnym krokiem Aillę. Prawą rękę schowała do tylnej kieszeni jeansów i wyglądała tak idealnie z tym gestem, że Luke prawdopodobnie dla własnego dobra nie powinien patrzeć. Podeszła do niego i dopiero wtedy zauważył, jak bardzo górował nad nią swoim wzrostem. Na jego oko miała coś koło metra siedemdziesięciu, a on metr dziewięćdziesiąt pięć, dlatego, cóż, w głowie Luke'a z boku musieli wyglądać uroczo.

- Mamy teraz razem angielski i, hm, pomyślałam, że może... usiadłbyś ze mną? To znaczy, no wiesz - mówiła powoli, nie patrząc mu w oczy. - Nie znam tu wiele osób i... cóż.
- Nie musisz się tak krępować - powiedział z uśmiechem, nie myśląc nad słowami, za co chciał się zastrzelić. Mimo wszystko kontynuował: - Jak zawsze do twojej dyspozycji. 

Spojrzała na niego dziwnie, ale uśmiechnęła się i ruszyli razem do klasy z angielskiego. Weszli do środka w ostatniej chwili, a Luke zamknął za sobą drzwi, zajmując swoją stałą ławkę przy oknie. Ailla usiadła na miejscu obok i Lucas nie potrafił powstrzymać się przed patrzeniem na to, jak bardzo wolne miała tempo. Kiedy on już wszystko miał na stoliku i zapisywał temat, ona nadal szukała zeszytu w czarnej kostce.

Kiedy lekcja rozpoczęła się na dobre, patrzył, jak Ailla rysowała pod tematem jakieś wzory, a potem kropkowała to. Styl przypominał jej tatuaż na nadgarstku, który, dzięki krótkiemu rękawowi, mógł doskonale widzieć. Nauczyciel skupiał co jakiś czas na dziewczynie swoją uwagę i musiała przerywać rysunek, by udzielić odpowiedzi. Chwilowo Luke nawet nie wiedział, o czym dokładnie rozmawiali, ponieważ z angielskiego miał naciąganą czwórkę i nie zapowiadało się na żadną poprawę. 

To była pierwsza lekcja, na której nie zapisał chociażby krótkiej notatki. 


***


Michael i Ashton posłali mu głupie miny, kiedy szedł w stronę wyjścia ze szkoły w towarzystwie Ailli. Odpowiedział im uśmiechem, ponieważ czuł, że miał dobry humor. Jak dżentelmen otworzył przed nią drzwi, czekając, aż w swoim powolnym tempie wyjdzie. Rozmawiał z nią, o dziwo bez skrępowania, na temat jej zaległości w matmie. Okazało się, że w drugiej klasie przerabiali materiał dodatkowy, a wszystko, co ominęli mieli przełożone na trzeci rocznik, ale przeniosła się do nowej szkoły i była w kompletnej dupie, jak powiedziała.

Jechali do jego domu, słuchając płyty System Of A Down, którą wygrzebała ze schowka Luke'a, gdzie trzymał to wszystko. Mimo jej stylu i tatuażów, był zaskoczony wyborem Ailli. Do Lucasa wcale nie było tak daleko, ale przez korki dotarli tam dopiero po pół godzinie. Nie było jednak pomiędzy nimi niezręcznie; rozmawiali o swoich zainteresowaniach. Ailla przyznała, że uwielbiała rysować, a to pozwalało jej dorabiać w studiu tatuażu i Luke nagle zapragnął tam pójść, chociaż sam nie miał żadnej ozdoby z tuszu na skórze. Opowiadała mu o niemowlęcych lalkach, które ozdobiła takimi rysunkami, ponieważ lubiła na tym ćwiczyć. Pokazała mu nawet zdjęcie jednej z nich i naprawdę mu się to spodobało. Napomknęła też, że chodzi na treningi, ale nie dowiedział się na co dokładnie.
On też opowiedział o sobie parę szczegółów. Mówił o zespole, który założył z kumplami, co widocznie ją zainteresowało. Wspomniał, że jeździł na deskorolce, ale ostatnio nie miał na to czasu i że lubił surfować. Powiedziała mu, że ten sport pasował do jego wyglądu i poczuł, jakby to był największy komplement na świecie. 

- Dosłownie kocham twoje auto - westchnęła po chwili ciszy. - Uwielbiam mustangi. 
- Więc sugerujesz, że mogę zastosować w twoim przypadku podryw na samochód? - zapytał z uśmieszkiem. 

Sam nie wiedział, co go napadło.

- Myślę, że nie musisz - powiedziała, a potem wysiadła z samochodu, zostawiając go w szoku. 

Czy ona mu coś zasugerowała? Potrząsnął głową i wyszedł z auta, ponieważ już byli pod jego domem. Otworzył drzwi główne i wpuścił Aillę przodem. Ściągnął z nóg trampki i czekał, aż zrobi to dziewczyna, która jednocześnie rozglądała się po pomieszczeniu. 

- Chcesz coś do picia? - zapytał, kiedy na niego spojrzała. 
- Woda będzie w porządku - mruknęła, posyłając mu uśmiech.

Przeczesał włosy, idąc w stronę kuchni. Chyba się denerwował.


***


Minęły dwie długie godziny nauki męczącej matematyki. Ailla okazała się opornym uczniem, co chwilę pytała, dlaczego tak, a nie inaczej i Luke nie wiedział już, jak jej to wszystko uzasadniać. Mimo tego, nauczył ją sporej części materiału, więc mógł być z siebie dumny. Odchylił się na krześle, opierając obolałe plecy. Ailla uśmiechnęła się do niego nieśmiało, przy okazji pakując swój zeszyt i inne drobiazgi do plecaka. Smuciło go, że już chciała wyjść. 

- Hej, Ailla - zagadnął ją, a ona spojrzała na Luke'a, marszcząc brwi. Często to robiła. - Jutro mój kumpel, Mike, urządza imprezę i zastanawiałem się, czy chciałabyś wpaść. 
- Um, tak, jeśli to nie problem? - mruknęła, jednak bardziej zabrzmiało to jak pytanie. 
- Świetnie - powiedział z uśmiechem. - Wpadnę po ciebie około dziewiętnastej, okej? 

Pokiwała głową, a on wstał, by zejść w jej towarzystwie na dół. Zgarnął jeszcze przy okazji swoją czarną bluzę, a kiedy znaleźli się przy wyjściu, ignorując pytający wzrok Ailli, zaczął zakładać swoje wysokie trampki. 

- Co robisz? - zapytała. 
- Przecież nie puszczę cię samej o takiej porze. Odwiozę cię - powiedział, jakby to było oczywiste. 

On tylko próbował być dżentelmenem. Nie, poprawka, on nim był.

- To niepotrzebne, naprawdę... Nie chcę sprawiać ci jeszcze większego kłopotu. 

Kiedy w końcu poradził sobie z lewym trampkiem, wyprostował się, górując nad nią wzrostem i spojrzał prosto w jej wielkie oczy, które nadal sprawiały, że czuł dreszcze. To takie dziwne. 

- Ailla, to naprawdę żaden problem. 
- Uch, w porządku - westchnęła w końcu. 

Patrzył, jak zapinała bluzę, którą wyciągnęła z plecaka, a potem otworzył przed nią drzwi. Wyciągnął jeszcze telefon, ale, o dziwo, jego matka nie dzwoniła w czasie jej nieobecności ani nic podobnego. To wydawało się aż dziwne. Luke mimowolnie pomyślał, że coś się stało, ale wytrącił tę myśl z głowy. Nie bądź głupi, po prostu dała ci spokój, kretynie, zganił się.

Kiedy siedzieli już w zapalonym samochodzie, Luke zapytał o adres, który zamierzał wpisać, w razie problemów, w GPS, ale okazało się, że kojarzył okolicę, gdzie mieszkała. Często przejeżdżał tamtędy, gdy jechał do Mike'a. Wyjechał, więc, spod domu bez słowa, skręcając w prawo, by wydostać się ze swojego osiedla. W radiu nadal odtwarzana była płyta Systemu, więc nie czuł żadnej potrzeby, by to zmieniać. Kątem oka widział, jak Ailla bawiła się swoimi palcami i pierścionkami, które nosiła.

Nim się obejrzał, parkował już pod jej blokiem. Spojrzał na nią, kiedy sięgała po plecak na tylne siedzenie. Dopiero wtedy zwróciła uwagę na Luke'a, uśmiechając się. Zagryzła jednak wargę i pomyślał, że wyglądała, jakby biła się z własnymi myślami. I chyba miał rację, ponieważ powiedziała:

- Pomyślałam, że może jakoś odwdzięczę ci się za pomoc w matmie i wiesz co, Luke? Po prostu pokażę ci moje dwadzieścia dziewięć powodów.

I nim zdążył zapytać, czym były te powody, Ailla wyskoczyła z samochodu i popędziła do mieszkania.


Od autorki: Dzisiaj dodaję dwa rozdziały i tym zrównuję się z ilością na Wattpadzie. Zdecydowanie wolę Bloggera, jest o wiele prostszy i wygodniejszy, ugh.

czwartek, 24 grudnia 2015

Rozdział pierwszy




Budzik zadzwonił, wydając z siebie głośne słowa piosenki, a Luke jęknął, szukając ręką telefonu. Spojrzał na zdecydowanie zbyt jasny wyświetlacz, wyłączając dźwięk akurat przy głośnym "wake up!". Nadal nie wiedział, dlaczego wybrał tak okrutną melodię na pobudkę. Westchnął i usiadł na łóżku, przecierając twarz dłońmi. Słyszał, jak jego mama już krzątała się na dole w kuchni i naprawdę liczył na jakieś dobre śniadanie, którego po prostu nie musiałby sam robić. Był na to zbyt leniwy. 

W łazience spędził prawie dwadzieścia minut przez prysznic, który był obowiązkowym rozpoczęciem dnia Luke'a. Wyszedł już w pełni ubrany, z czarnymi spodniami na nogach i koszulce z nadrukiem. W pokoju zgarnął jeszcze swój spakowany plecak, a potem zszedł na dół, pisząc na telefonie z Ashtonem. Przywitał się z Liz, która nadal miała na sobie szlafrok i wyglądała tak, jakby zamierzała się spóźnić do pracy. 

- Luke, kochanie, dzisiaj później wrócę, ponieważ po pracy idę do koleżanki - poinformowała go, podsuwając pod nos talerz pełny kanapek. Jej syn miał wielki apetyt. - Poradzisz sobie, prawda?
- Jasne, że tak - mruknął.

Denerwowało go to, kiedy mama uważała, że nie mogła zostawić Luke'a samego nawet na parę godzin. Był dorosły, do cholery! Osiemnastka stuknęła mu jakieś dwa miesiące temu i naprawdę dawał sobie radę z byciem samym w domu. Cholera, za niedługo wyprowadzi się na swoje!

- Świetnie. Jak będziesz wychodził do szkoły, zamknij drzwi na klucz, a ja biegnę się przygotować.

Pokiwał głową, żując powolnie kanapkę z serem. Liz ruszyła do góry, a on spojrzał na zegar. Cholera, musiał już wychodzić. Westchnął i wstał, zarzucając na ramiona bluzę i plecak. Wziął w rękę niedokończone śniadanie, dogryzając ostatnie kawałki. Dopiero potem założył buty i wyszedł z domu, pamiętając, by zamknąć drzwi na klucz.

Droga do szkoły jego fordem mustangiem z 1967 roku trwała dwadzieścia minut i prawie spóźnił się na chemię przez korki w mieście. Ostatecznie, wszedł do klasy równo z dzwonkiem. Przywitał się z Calumem, który jako jedyny z trzech kumpli Luke'a chodził razem z nim na tę lekcję.

Nauczycielka weszła do sali jedynie na krótką minutę, a potem zniknęła z klasy, kiedy przyszedł po nią dyrektor. Wróciła prawie pod koniec lekcji, jednak nie sama. Luke, tak jak reszta osób, zainteresował się niską dziewczyną.

Weszła do klasy z wysoko uniesioną głową. Miała czarne włosy nieco za ramiona z prostą grzywką, która nie zasłaniała grubych brwi. Mały nos i pełne, aczkolwiek blade, usta. Ubrała koszulkę z długim rękawem i czarne rurki, jednak zobaczył kawałek tatuażu pióra, wystający zza kołnierza. Ale jedyne, na co Luke zwracał uwagę, to jej oczy. Nieziemsko duże zielone oczy z długimi rzęsami. Przeszywała każdego spojrzeniem, a kiedy przeniosła wzrok na Luke'a, poczuł dreszcze. Myślał, że wpatrywała się nie w niego, lecz w jego duszę. 

Patrzył, jak zajmowała miejsce w środkowym rzędzie, w ostatniej ławce obok jakiejś dziewczyny. Jeśli miał być szczery, nie wiedział, jak właściwie się nazywała. Angie? Abbie? Ana? Tak, chyba Ana. Dopiero po szturchnięciu jego łokcia przez Caluma zwrócił uwagę na słowa nauczycielki:

- Przedstawiam wam Aillę Black, która od dnia dzisiejszego będzie uczęszczała z wami na zajęcia. Mam nadzieję, że ciepło ją przyjmiecie.

Potem przeszła do omawiania nowego tematu, ale Luke nie potrafił się skupić. Cały czas obserwował nową dziewczynę, która rozmawiała przez chwilę cicho z Aną, by następnie przepisać kawałek notatki z tablicy. Zaintrygowała go i chyba nie do końca wiedział, jak na to zareagować.

- Niezła - usłyszał nagle po swojej prawej. 

Spojrzał niezrozumiale na Caluma i mruknął głupio:

- Co? 
- No ta nowa. Jest niezła - wytłumaczył, nachylając się tak, by mieć dobry widok na dziewczynę.
- Taa - przyznał, dalej się w nią wgapiając. Musieli głupio wyglądać. - Powiedz mi coś, czego nie wiem - westchnął. 

Calum zabierał się do odpowiedzi, ale wysoki głos wściekłej nauczycielki uniemożliwił mu to.

- Panie Hood, czy rozmowy z panem Hemmingsem oznaczają, że mogę zaprosić pana do odpowiedzi ustnej?

Brunet mruknął coś pod nosem, a nauczycielka upomniała go, zapowiadając, żeby przygotował się na następną lekcję. Luke siedział po prostu ze spuszczonym wzrokiem, malując po swoim zeszycie. Czuł się chyba nieco zawstydzony, ponieważ po części upomnienie jego kumpla było winą, którą przypisywał samemu sobie. 


***


Był nieco rozczarowany, ponieważ siedział właśnie na przerwie obiadowej i od drugiej lekcji - języka angielskiego - nie miał nic z nową uczennicą. Zauważył, że była bardzo dobra pod względem humanistycznym, nauczyciel skupił na niej całą swoją uwagę, zadając przeróżne pytania, a ona odpowiadała na nie inteligentnie. Aczkolwiek, niewywołana, nie odzywała się.

Luke siedział przy ich stałym stoliku w towarzystwie Caluma i Mike'a. Czekali na Ashtona, którego dopiero po pięciu minutach mogli zobaczyć w drzwiach. Biegł do nich, dysząc, jakby przebiegł maraton. Zajął swoje miejsce obok Luke'a i wyciągnął z plecaka jedzenie, ponieważ, jak mówił, nie chciał tracić czasu na stanie w kolejce. 

- Cholera, nie uwierzysz, Luke! - powiedział, pochylając się do niego z pełną buzią. 

Calum i Mike przerwali swoją rozmowę na temat meczu z minionego weekendu i skupili całą swoją uwagę na Ashtona, który już zdążył ubrudzić się majonezem z kanapki. Miał dziwny nawyk używania tego zamiast masła. Oczywiście nie w każdych sytuacjach, ale jednak.

- No co tam? - zapytał Luke, przeżuwając powoli frytki. Dziwnie smakowały, ale lepsze to niż nic.
- Miałem właśnie matmę z tą nową laską - mówił tak szybko, że Luke miał problem ze zrozumieniem Ashtona. - I okazało się, że w starej szkole przerabiała kompletnie inny materiał, więc nauczycielka kazała jej to wszystko nadrobić i wiesz co? - zapytał retorycznie, robiąc tę pauzę z napięciem. - Powiedziałem tej dziewczynie, że jesteś cholernie dobry z matmy i podałem jej twój pieprzony numer telefonu!

Gdyby Luke teraz coś pił, zapewne wyplułby to na szary stół. Spojrzał z niedowierzaniem na Ashtona, ponieważ, co do cholery? Ostatnimi czasy jego kumple uparli się, żeby znaleźć mu dziewczynę, by pocieszyć go po poprzedniej czy coś takiego. Czy to była kolejna próba ich jakże skomplikowanej pomocy? 

- Nie gadaj, stary! - powiedział Michael głośniej niż powinien, przyciągając parę spojrzeń.
- No cholera! I powiedziała, że na pewno zadzwoni! - podkreślił.
- Aw, nasz mały Luckey znowu wchodzi do gry - zagruchał udawanie Calum.

Luke przewrócił oczami i nie skomentował tego w żaden sposób. Mimowolnie, gdzieś w środku, cieszył się z tego. Ta dziewczyna intrygowała go tak bardzo, że nie potrafił wytrzymać, a jej wielkie oczy chodziły za nim przez cały dzień. W końcu uśmiechnął się jednym kącikiem ust, patrząc krzywo na Ashtona. 

- No już się tak nie krzyw, Lukey, przecież to niemożliwe, żeby ci się nie spodoba, jest totalnie w twoim stylu - powiedział Ashton z wielkim uśmiechem na ustach. 

Pokiwał głową. Tak, miał rację, mimo wszystko.

- Wiem to, Ash - westchnął, wycierając brudne ręce po frytkach w serwetkę. 
- Więc... - powiedział Mike, przeciągając wyraz w dziecinny sposób. - Na jakimś trzecim spotkaniu na "naukę" - zrobił w powietrzu cudzysłowie - zaproś ją gdzieś. 
- Poradzę sobie - mruknął, przewracając oczami. 

Doprawdy, czasami traktowali go gorzej niż jego własna matka, a ona nie chciała go zostawiać samego na chociażby dwie godziny! Westchnął i poprawił swoje włosy postawione na żelu, sprawdzając, czy nadal dobrze się trzymały. Potem zmienił temat rozmowy z chłopakami na ich próby zespołu, dzięki czemu dali mu już spokój.


***


Czuł się tak bardzo zmęczony. Dzwonek okazał się wybawieniem, którego oczekiwał już dwie godziny. Spakował się szybko i ruszył w stronę wyjścia ze szkoły. Marzył jedynie o swoim łóżku, które czekało na niego w domu. Ta wizja wydawała się tak okrutnie piękna, że Luke prawie biegł. Ale został zatrzymany przez jakąś rękę, ciągnącą go za t-shirt. Odwrócił się na pięcie, patrząc w dół, w te niesamowicie zielone oczy. Przełknął ślinę, ponieważ z bliska wydawała się o wiele piękniejsza, jeśli to w ogóle było możliwe.

- Luke Hemmings, prawda? - zapytała.

Skinął głową, próbując nie oszaleć przez jej uroczy głos z jeszcze lepszym brytyjskim akcentem. I już wtedy pomyślał, że mógłby słuchać jej wiecznie, ponieważ to był dźwięk, dla którego chciało się żyć.

- Taa, hm, twój kumpel powiedział mi, że jesteś dobry z matmy, a ja mam zaległości, więc... pomyślałam, że mógłbyś mi pomóc? - zapytała, patrząc na niego spod tych przeraźliwie długich rzęs.
- Jasne, nie ma problemu - odezwał się w końcu, uśmiechając nieco.
- Świetnie, także... mam twój numer telefonu i w porządku będzie, jeśli umówimy się na jutro po szkole?

Kiwnął głową, a ona po prostu ominęła Luke'a i ruszyła powolnym tempem w stronę wyjścia ze szkoły. Stał tam jeszcze przez chwilę, by mógł się po tym otrząsnąć, a dopiero potem poszedł w stronę swojego samochodu. I pomyślał, że naprawdę chciał, by nadszedł kolejny dzień.


Od autorki: Trochę dziwny ten rozdział, ale nie narzekam. Mam nadzieję, że wam się podoba. Piszę już dziesiąty post, także nie jest najgorzej.

środa, 23 grudnia 2015

Prolog



Luke nigdy nie był nikim nadzwyczajnym. Dobrze się uczył, czasem nawet startował w olimpiadach. Elizabeth określała go mianem idealnego syna i wcale nie przesadzała. Miał wiele zaufanych przyjaciół, nie pił alkoholu, nie palił, nie brał narkotyków. Uczynny i dobry dzieciak. Ale Luke czuł się jak w pułapce. Chciał zmienić coś w swoim życiu. Chciał zrobić swój wielki skok.

Nagle pojawiła się ona. Weszła do szkoły pewnym krokiem, wdzierając się z butami do jego serca. Nie wiadomo, dlaczego, ale zainteresowała się nim. I chciała pokazać mu swoje dwadzieścia dziewięć wyjątkowych rzeczy. Dwadzieścia dziewięć tatuaży.


Od autorki: Historię znajdziecie także tutaj. Zapraszam też do zapoznania się z zakładkami, miłych świąt, xx.