czwartek, 7 stycznia 2016

Rozdział ósmy




Znaleźli się na boisku do kosza. Luke spojrzał niezrozumiale na Aillę, jednak ona nie zwróciła na niego uwagi. Ściągnęła plecak z ramion, a potem odpięła milion zapięć, grzebiąc w środku. W końcu wyciągnęła z niego piłkę. Satysfakcja wypłynęła na jej twarz, dzięki czemu wyglądała jak dziesięcioletnia dziewczynka. Luke przypatrzył się. 

Piłka do kosza. Czarno-niebieska. Czy ona kiedykolwiek w to grała? To znaczy, myślał nad bardziej profesjonalną grą. On był w tym całkiem niezły, w każde wakacje obowiązkowo spotykał się na boisku ze znajomymi i grali długie godziny, poza tym Luke mierzył naprawdę wiele centymetrów, co nieco mu to wszystko ułatwiało. Dodatkowo, grał w szkolnej drużynie. Podszedł do Ailli, patrząc na nią niezrozumiale. W końcu zwróciła na niego uwagę, jednocześnie przewracając na niego oczami.

- To kolejny powód, Luke.

Więc kosz musiał być dla niej ważny, co znaczyło, że albo trenowała, albo nie miał innego pomysłu. Nachylił się nad nią; miała jakiś metr siedemdziesiąt, co oznaczało, że był wyższy o głowę, mniej więcej. Dziewczyna ściągnęła naszyjnik z szyi i schowała go do plecaka, patrząc wyczekująco na Luke'a.

- Zagrajmy - wyszeptała, a Luke wiedział, że nigdy nie mógłby jej odmówić.
- W porządku - wychrypiał. Jego głos nagle się gdzieś zgubił.

Obdarowała go uroczym uśmiechem, po czym położyła plecak na ziemi. Luke zdjął swoją koszulę, nie bardzo wiedząc co z nią zrobić. Spojrzał na Aillę, pytając:

- Mogę to schować do twojego plecaka? 
- Taa, no jasne - odparła, uśmiechając się przez cały ten czas.

Złożył koszulę i schował ubranie do jej plecaka. Podciągnął spodnie, tak na wszelki wypadek (w końcu, mimo wszystko, jeansy nie były najlepszym pomysłem do gry w kosza), a potem podszedł do Ailli, która już stała na środku boiska. Zapowiadała się ciekawa noc, pomyślał.


***


Leżeli na boisku obok siebie, patrząc w gwiazdy. Niedawno unormowali oddech po wymagającej grze; Ailla okazała się naprawdę dobrym przeciwnikiem i przez chwilę Luke z nią przegrywał. Jednak w końcu, kiedy skończyli grę, Lucas wygrywał jednym rzutem. Choć tyle dobrego. Przez chwilę chciał być dżentelmenem i pozwolić jej zakończyć bitwę z większą ilością punktów po jej stronie, ale ostatecznie męska duma pokonała wszystko i nie chciał się poddać za żadne skarby.

Jako nagroda pocieszenia (Ailla się z niego w ten sposób śmiała) oddał jej swoją koszulę, ponieważ robiło się zimno. On osobiście tego nie odczuwał, więc było w porządku dla niego. Rozmawiali przez chwilę o głupotach.

- Dlaczego to? - zapytał nagle, patrząc w gwiazdy. Ailla odwróciła głowę w jego stronę, podziwiając profil twarzy. - Dlaczego koszykówka?
- Och - westchnęła, wracając spojrzeniem tam, gdzie on. - To całkiem proste. Grałam w szkole przez pewien czas i trenowałam poza nią, od kiedy skończyłam piętnaście lat. 
- Nieźle - mruknął z uśmiechem, a ona zaśmiała się cicho.
- Jaki tatuaż? - zadał kolejne pytanie.

Jednocześnie starał się znaleźć na niebie ten Wielki Wóz na niebie lub cokolwiek innego, ale był w tym gówniany. 

- To zabawne - powiedziała. - Wytatuowałam sobie coś na kształt diamentu z kropką w środku.
- Co? Dlaczego taki?

Ailla wybuchnęła śmiechem, a on przez chwilę czuł się zdezorientowany.

- To dlatego, że piłka jest okrągła. Chciałam odejść od tej zasady.

Patrzyli w niebo, dokładnie wszystko obserwując. Światła miasta utrudniały im widok, ale nie mogli narzekać; tamtej nocy góra wyjątkowo mocno świeciła gwiazdami. Luke czuł, jak adrenalina powoli znikała z jego ciała i stawał się zmęczony. Kiedy wcześniej spojrzał na telefon, zauważył, że dochodziła dwudziesta trzecia i dziękował w duchu, że obecnie był piątek i następnego dnia nie musiał iść do szkoły.

- Czasami patrzę w niebo i zastanawiam się... czy każda gwiazda jest czyjaś? - powiedziała nagle Ailla. Luke spojrzał na nią, jednak ona wpatrywała się w górę. - Mój tata mówił kiedyś, że każda z nich reprezentuje zmarłą osobę, że moja mama stała się gwiazdką, która nad nami czuwa. Czy to prawda?
- Moja mama zawsze powtarzała, że gwiazdy to tak naprawdę anioły - westchnął Luke, zagłębiając się we wspomnienia.
- Anioły to nasi przyjaciele. Podnoszą nas, kiedy opadamy na dno, a nasze skrzydła zapominają jak latać - odparła powoli, po krótkiej ciszy.

Luke uniósł się na lewym łokciu, patrząc na Aillę. Jego serce gwałtownie przyspieszyło, kiedy postanowił zaryzykować. Stres przejął panowanie nad ciałem chłopaka, dlatego starał się unormować swój oddech. Nachylił się nieco nad dziewczyną, szepcząc:

- To ty jesteś moim aniołem.

A potem, kiedy wypowiedział te słowa, przycisnął swoje usta do jej. Czuł, jak zamarła i nie wiedziała, co zrobić. Luke zaczął myśleć, jak wielki błąd popełnił. Chciał się odsunąć i już prawie to zrobił, ale Ailla nagle wplotła swoje palce w jego jasne włosy i rozchyliła usta w zapraszającym geście. Lucas od razu skorzystał, jednocześnie odczuwając stres. Całował dziewczyny milion razy, ale nigdy nie całował takiej dziewczyny. Znał ją krótko, ale już po tym czasie zależało mu na niej. Chciał, by była jego; by mógł nazywać ją swoją.

Przyciągnął ją mocniej do siebie i nawet nie wiedział, że było to możliwe. W końcu znalazł się nad nią, opierając swój ciężar na łokciach obok jej głowy. Ściągnęła jego czapkę, kładąc ją obok, by móc bawić się włosami Luke'a. I już wtedy wiedział, jak bardzo kochał to uczucie. 

Ailla przejechała językiem po jego wardze, ciągnąc za nią w miejscu, gdzie znajdował się kolczyk. Luke uśmiechnął się, a jego ręka wylądowała na biodrze dziewczyny, ściskając skórę nieco zbyt mocno. Jęknęła prosto w usta Lucasa, co sprawiło, że zaczął wariować. Całował ją bez ograniczeń; namiętnie i z pasją. Oddawała każdy pocałunek i Luke czuł, jakby tamta chwila miała nigdy się nie skończyć. 

Dotyk jej skóry doprowadzał go do szaleństwa, a pieszczota jeszcze bardziej podsycała ogień w nim. Ailla jedną dłoń zostawiła w jego włosach, a drugą przeniosła na bark blondyna, ściskając go mocno. I gdyby nie brak powietrza, który zaczął im doskwierać, Luke nigdy nie wypuściłby jej z tego stanu. 

Patrzył prosto w zielone oczy, które uwielbiał już w pierwszej sekundzie, kiedy ją zobaczył. Przeniósł wzrok na jej usta rozgrzane przez pocałunki. Zobaczył nawet czerwony ślad po jego kolczyku, co jeszcze nigdy mu się nie zdarzyło. Ale najlepszy był jej uśmiech, który tkwił na twarzy Ailli. Nie żałowała. Chyba nie, skoro się uśmiechała. 

- Och, to było... wow - wychrypiała w końcu. 

Luke uśmiechnął się szeroko. 

- Tak, zdecydowanie - westchnął z rozmarzeniem.

Gdyby nie telefon Lucasa, prawdopodobnie leżeliby tak wieczność. Chłopak usiadł obok Ailli, a ona zrobiła to samo, podciągając nogi i opierając policzek o kolana, by móc patrzeć na Luke'a. Uśmiechnął się do niej, a potem odebrał połączenie od mamy.

- Luke, gdzie ty jesteś?! Czy wiesz, która godzina? Nie dajesz znaku życia, tak bardzo się martwimy! - mówiła podniesionym głosem, a blondyn skrzywił się.
- W porządku, zaraz będę - mruknął. 
- Z kim ty tyle siedzisz, Lucas? - zapytała wściekłym tonem.
- Um, z Aillą? - powiedział pytającym tonem.
- Z dziewczyną? O mój Boże, mam nadzieję, że nie robicie nic nieodpowiedniego?
- Mamo - jęknął, prawie od razu wyłapując cichy śmiech Ailli. Musiała wszystko słyszeć, cisza otaczała ich z każdej strony. - Pogadamy w domu, cześć - dodał, kończąc połączenie.

Wsunął telefon do kieszeni, a potem spojrzał na Aillę, która nadal siedziała w tej samej pozycji z zachęcającym uśmiechem. Patrzyła na niego dokładnie, jak gdyby nie chciała pominąć żadnego szczegółu jego twarzy. Znowu. Ale kochał to, kiedy jej wzrok przenikał duszę Luke'a. 

- Twój zarost kuje - powiedziała nagle, nadal się uśmiechając. 
- Och, um, przepraszam? - odparł żartobliwie.

Jego jednodniowy zarost stawał się powoli dwudniowym zarostem i prawdopodobnie mógł być bolesny dla bladej i delikatnej skóry Ailli. Niemniej, Luke nie czuł się ani trochę winny. Głównie dlatego, że okrężnie nawiązywało to do pocałunku.

- To było całkiem fajne - mruknęła z zawstydzeniem. - To znaczy, to nie tak, że lubię zarost, bo raczej nie, ale nie cofnęłabym tamtego uczucia, które miałam podczas pocałunku. 

Luke uśmiechnął się szeroko, ponownie zbliżając się do Ailli. Jak na zawołanie, wyprostowała plecy i nogi, patrząc na niego z przekrzywioną głową i zadziornym błyskiem w oku. Wyglądała młodo z tymi roztrzepanymi włosami i warkoczykiem przy grzywce.

- To dobrze, ponieważ mam zamiar je powtórzyć.

Pocałował ją znowu, a ona odważnie usiadła na jego udach okrakiem prawie od razu. Luke mimowolnie jęknął, a Ailla wykorzystała to, ciągnąc zębami za wargę przebitą czarnym kolczykiem. Zachował się prawie intuicyjnie, przenosząc usta na jej szyję, podgryzając i ssąc skórę. Brunetka mruknęła coś, ale nie zrozumiał ani słowa. Jęk wydobywający się z ust dziewczyny sprawił, że jeszcze mocniej ugryzł miejsce pod szczęką. I kiedy czuł, że kolejna chwila i sprawy wymkną się spod kontroli, zakończył to, z dużym trudem odsuwając twarz od tworzących się malinek. Uwielbiał ten widok na jej szyi.

- To nie tak, że nie chciałbym spędzić tu z tobą wieczności, ale musimy wracać - powiedział w końcu, a Ailla obdarowała go śmiechem. W myślach przybił sobie piątkę, ponieważ rozbawił ją.
- Tak, jest już późno - mruknęła, a potem wstała. 

Luke czuł pustkę, ponieważ wtedy utracił ją ze swoich ramion. I chociaż trwało to parę sekund, czuł się inaczej.


***


Weekend minął Lucasowi na nudzie. Poniedziałek zaczął się spadnięciem z łóżka i przypaleniem jajecznicy; jego dzień nie zapowiadał się zbyt dobrze. Dodatkowo, Ailla w sobotę wymieniała z nim krótkie esemesy, aczkolwiek w niedzielę nie odpisała już na ani jeden i martwił się, ponieważ odczuwał strach, że mogła żałować piątkowego wieczoru. Starał się jednak o tym nie myśleć, a skupić na teście, który go czekał. To była matma, więc nie musiał się wiele uczyć, aczkolwiek powinien być skupiony, by rozwiązać wszystkie zadania.

Przy jego szafce czekali już kumple, przepychając się pomiędzy sobą. Luke był nieżywy tego dnia, bo połowę nocy nie spał, dlatego nie zdążył zareagować i Calum wpadł na niego, na szczęście blondyn zdążył złapać równowagę i ustać na nogach. Wyciągnął z szafki książki do angielskiego, który miał jako pierwszą lekcję. Pocieszał się myślą, że zobaczy Aillę i, przy odrobinie szczęścia, zapyta o ciszę z jej strony. 

- Chłopie, wyglądasz na ledwo żywego - zauważył Ashton, zarzucając ramię na jego barki. - Spałeś coś dzisiaj?
- Jakieś trzy godziny - westchnął. 

Myśli nie pozwoliły mu na sen. Ailla przewijała się przed jego oczami, kiedy tylko zamykał powieki i już nie potrafił zmuszać się do jakiegokolwiek rozluźnienia, ponieważ kompletnie nie wiedział, na czym z nią stał. Myślał nawet nad tym, by zaprosić ją na randkę, ale w jaki sposób, skoro go ignorowała? To znaczy, nigdy nie zrobiłby tego przez telefon, ale chciałby mieć chociaż pewność, że kiedy wybrałby się do jej mieszkania, zastałby ją tam. 

- Koleś, co z tobą? - zapytał Mike. 
- Um... widzieliście dzisiaj Aillę? - mruknął mimowolnie. 

Chłopcy rzucili sobie wymowne spojrzenia, układając wszystko w głowach.

- Aż tak ci namieszała? - westchnął Ash. 
- Po prostu... ugh, to zabrzmi dziewczęco, ale w piątek spędziliśmy naprawdę dobry czas, a potem pocałowałem ją i to było zdecydowanie świetne, w sobotę pisałem do niej i coś tam odpisywała, a od niedzieli kompletna cisza. Nie rozumiem tego - jęknął.
- Może jest chora? - podsunął Calum. - Albo coś się stało, no, hm, coś z jej tatą albo nią, nie wiem, po prostu nie ma jej w szkole. 

Luke wcześniej powiedział im, co robił tata Ailli i czuli się zaskoczeni, a najbardziej Ash, który wdał się w dyskusję z dziewczyną na imprezie na temat boksu. Westchnął; on zaczynał zajęcia godzinę później niż normalnie, więc Calum zapewne zdążył zauważyć nieobecność brunetki, szczególnie, że miał wcześniej z nią biologię. Luke czuł się niepocieszony.

- Pojedź do niej po szkole, koleś - poradził Mikey. - Wyjaśnijcie sobie tę sytuację albo sprawdź chociaż, co się z nią dzieje, będziesz spokojniejszy. 
- Taa - westchnął Lucas. - Chyba to zrobię.


Od autorki: Staram się dać więcej dialogów, ale czy mi to wychodzi, to kwestia dyskusyjna. W sobotę idę na koncert! Zapraszam na Crushera.

Rozdział siódmy




- Cześć - powiedziała Ailla, przedłużając wyraz. 

Wsiadła do samochodu, witając Luke'a całusem w policzek, a na jego twarzy od razu wymalowało się zaskoczenie pomieszane z uśmiechem. Potem Ailla odwróciła się do tyłu, machając wesoło do Tony'ego, który posłał jej uśmiech.

- Jestem Ailla, a ty? - mówiła do chłopca. 
- Tony - wypowiedział tylko ze wstydem.

Ailla poprawiła się na fotelu, siadając już w normalnej pozycji. Czarną kostkę położyła przy nogach, po czym spojrzała na zaskoczonego Luke'a, którego dziwił jej dobry humor. Wyjątkowo dobry, mógłby nawet powiedzieć. Zlustrował ją wzrokiem. Wyglądała idealnie. W ciemnych włosach widział chudy warkoczyk, a na jej ustach szminkę w kolorze skóry, co wyjątkowo przypadło mu do gustu. Na sobie miała jasnofioletową sukienkę do połowy ud, która niesamowicie przylegała do jej chudego ciała, podkreślając każdy kształt. Widział jeszcze całe czarne trampki. Wyglądała cholernie dobrze i Luke musiał powstrzymywać swoje myśli, ponieważ zaczynały szaleć. 

Czy to źle, że chciał ją mięć właśnie teraz?

Tak, chyba tak.

- Ta, no więc, wiesz, uwielbiam dzieci - powiedziała niezręcznie, a on uśmiechnął się.
- Okej, gdzie jedziemy? - zmienił temat, patrząc na nią cały czas.

Bez słowa przechwyciła jego GPS i wpisała adres, następnie odkładając urządzenie. Luke ruszył wtedy bez słowa, wykręcając swoim samochodem kółko, by wyjechać z osiedla Ailli. Dziewczyna puściła radio i po pewnym czasie zaczęła śpiewać, zachęcając do tego Tony'ego, którego przekonywała jedynie pół sekundy. Lucas śmiał się, ale i on dołączył, wydzierając się na całe auto. Przy okazji zauważył, że Ailla miała ładny głos, bardzo delikatny. Zachwyciła go tym.

Kiedy w końcu dojechali, Tony pisnął z podekscytowaniem, klaszcząc w dłonie energicznie. Próbował wyswobodzić się z fotelika, ale pasy trzymały go mocno, krępując nieco ruchy. Ailla śmiała się z przymkniętymi oczami, a Luke w tym czasie wyłączył samochód. W końcu wysiadł z niego i zlitował się nad chłopcem, wyciągając go z środka. Nim się obejrzał, brunetka stała obok Lucasa, nachylona przy Tony'm, by zrównać z nim spojrzenia.

- Luke, Luke, Luke! - mówił szybko Tony, ciągnąc za fragment jego czarnej koszulki. - Pójdźmy po watę, proszę! - jęczał, przedłużając ostatni wyraz.
- No właśnie, Luke - dołączyła się Ailla ze śmiechem. - Ja też chcę! - dodała, udając głos dziecka.
- Świetnie - westchnął żartobliwie. - Tak naprawdę mam przy sobie zamiast jedno, to dwójkę dzieci. Brawo dla mnie.

Światła wesołego miasteczka zachęcały Tony'ego do biegu, jednak Luke szybko go złapał, unosząc tak, by siedział na jego karku. Przynajmniej miał pewność, że nigdzie go nie zgubi, co - znając jego szczęście - zdarzyłoby się na sto procent. Obiecał chłopcu watę cukrową, ale kiedy będą stąd wychodzić, ponieważ nie chciał, by jakakolwiek atrakcja wywołała u niego wymioty. Coś o tym wiedział. Szybko kupili bilety, mając to szczęście, że nie było zbyt dużej kolejki.

- Na co pójdziemy najpierw? - zapytała Ailla, rozglądając się z iskierkami w oczach, dzięki którym wyglądała młodziej niż zwykle.
- Na samochody! - krzyknął Tony, unosząc ręce do góry, przez co zachwiał się na karku Luke'a. Ailla zareagowała prawie od razu, podpierając jego plecy, aż znowu chwycił się czapki swojego starszego kuzyna.

Luke spojrzał z wdzięcznością na swoją towarzyszkę, dziękując jej wzrokiem, na co odpowiedziała mu szerokim uśmiechem. Skierowali się na samochody, na które Tony mógł już na szczęście pójść i stanęli w kolejce z wcześniej zakupionymi biletami. Blondyn postawił chłopca na ziemi, ponieważ przejście na atrakcję było tak niskie, że on sam musiał się schylić, a co dopiero z dzieckiem na ramionach.


***


Dochodziła dwudziesta i Tony już prawie zasypiał w ramionach Ailli. Chłopiec uparł się parę chwil temu, by dziewczyna go przytuliła, na co Luke zaczął protestować, bo w końcu miał już pięć lat i swoje ważył, ale brunetka powiedziała, że chętnie się poprzytula i wzięła go na ręce. Szli właśnie w stronę waty cukrowej i kupili ją bez kolejki, ponieważ nie było już wiele ludzi w wesołym miasteczku. Na sam zapach Tony jakby oprzytomniał i znowu zaczął być energiczną wersją siebie, dzięki czemu Ailla mogła ulżyć swoim ramionom od noszenia chłopca.

Luke zapłacił za waty nim brunetka zdążyła zareagować, a kiedy wręczył jej patyk z niebieską chmurą (jak nazwał to Tony), podziękowała mu pocałunkiem w policzek. Uśmiechnął się i bez słowa podał jedzenie chłopcu, by w końcu móc jeść swoją porcję. Wracali już powoli w stronę samochodu, ponieważ dziesięć minut wcześniej dzwoniła Renee, informując Lucasa, że właśnie skończyła i jest gotowa na przejęcie Tony'ego. Chłopak trochę tego żałował, ponieważ ten dzień był naprawdę dobry i nie chciał go kończyć, ale co mógł poradzić? Bał się, że Ailla chciała już wracać do domu i nie powiedziała mu tego wyłącznie przez swoje bycie miłą dla niego. To znaczy, nie pokazywała swojego znudzenia, ale i tak Luke miał to uczucie, że mogło jej się nie podobać. 

- Moja chmurka się skończyła - powiedział nagle Tony, wydymając dolną wargę. - Kupmy jeszcze jedną!
- Tony - jęknął Luke, poprawiając swoją czapkę. - Twoja matka zabije mnie za to, że kupiłem ci już jedną watę cukrową. I to przed snem! - podkreślił dramatycznie, wywołując tym śmiech dziecka.
- Wrócimy tu? - zapytał chłopiec, biegając dookoła nich.
- No jasne, mistrzu - odparł Luke, kiwając głową. - A teraz wsiadaj do samochodu.

Nim Luke posadził Tony'ego w foteliku, Ailla wyciągnęła wodę z plecaka i umyła ręce chłopca, a potem, ku zaskoczeniu Hemmingsa, sięgnęła także po jego dłonie, obmywając je dokładnie z lepiących się pozostałości waty cukrowej. Obdarowała go uśmiechem, a potem wylała resztkę z butelki, by umyć i swoje palce. Następnie zniknęła we wnętrzu samochodu na siedzeniu pasażera, a Luke zapiął pasy Tony'emu, upewniając się ich dwukrotnie.

Wsiadł do samochodu i odpalił silnik, patrząc przez sekundę na Aillę. Miała rozwichrzone włosy, co sprawiało, że wyglądała jak dziewczyna z pazurem. Skierował płochliwie wzrok na drogę, kiedy zauważyła, że jej się przyglądał. W lusterku zauważył śpiącego Tony'ego. Wymęczyli go na tych wszystkich atrakcjach, ale raczej było warto, w końcu cała ich trójka dobrze się bawiła.

- Um, Luke? - zagadnęła go, patrząc na swoje dłonie. - Planujesz coś robić potem, jak odwieziemy Tony'ego? To... um, to znaczy...

Uśmiechnął się, kiedy Ailla plątała się we własnych słowach. To było dla niego urocze.

- Raczej nie, a co? Czy to będzie twój kolejny powód? - zapytał, patrząc na nią przez krótką chwilę.
- Cóż, tak myślę? To znaczy, wesołe miasteczko też nim było i pomyślałam, że skoro wzięłam, co powinnam, to możemy pojechać też tam? Jeśli ci to nie przeszkadza? Um...
- W porządku, Ailla. Chętnie tam z tobą pojadę - odparł z niegasnącym uśmiechem na ustach.

Odetchnęła z ulgą, jednak nadal nerwowo bawiła się swoimi chudymi palcami. Miała paznokcie pomalowane na czarno, co idealnie komponowało się z tatuażami. Dodawało jej pewnego rodzaju tajemniczości i pewności siebie, przynajmniej w wyglądzie. 

- Hej, jakim cudem twój tata pozwolił na te tatuaże? - zagadnął ją po dwóch minutach ciszy.
- Um, on naprawdę nie miał z tym problemu, jeśli mam być szczera. To znaczy był w stylu "tatuaże są na całe życie, więc dobrze to przemyśl", ale jest tym typem rodzica, który pozwala na takie rzeczy. Um, no wiesz, jest bokserem i sam ma dziary, także...
- Och, to całkiem fajne - powiedział, patrząc na nią. - Moja mama spłonęłaby w piekle nim by mi na to pozwoliła. Tak właściwie, to niespecjalnie spieszy mi się do tatuowania siebie, ale może kiedyś? Chyba przeraża mnie fakt, że tego nie da się w pewnym momencie pozbyć bez szkód.

Ailla uśmiechnęła się do niego i obróciła na siedzeniu tak, że bokiem opierała się o fotel, by mieć na niego lepszy widok. Wpatrywała się w jego profil twarzy, a on czuł, jak jej duże oczy wypalały dziurę w policzku Luke'a. Nigdy nie lubił tam mocnego spojrzenia, ale wydawało mu się, że pozwoliłby Ailli na wpatrywanie się w niego w ten sposób wieczność.

- To dobre podejście do życia, tak myślę - odparła w końcu. - To nie tak, że nad tym nie panuję, ale tatuaże uzależniają. Prędzej czy później, przypuszczam. Ale, gdybyś mógł, co jako pierwsze byś sobie wytatuował? - zapytała.

Nie wiedział, co tak naprawdę odpowiedzieć. Nigdy się nad tym nie zastanawiał, ponieważ nie czuł potrzeby, by ozdabiać swoje ciało, przynajmniej na razie. To znaczy, tatuaże Ailli zaczęły go pociągać, ale nie uważał siebie na tyle odpowiedzialnego, by wytatuować kawałek własnej skóry.

- Nie wiem. Może pajęczyna? No wiesz, w odpowiednich miejscach wygląda całkiem fajnie - powiedział ze śmiechem. To było takie głupie. - To nie tak, że lubię pająki czy coś, bo są naprawdę obrzydliwe - grymasił żartobliwie. - Ale takie tatuaże całkiem mi się podobają. Wiesz, na przykład na łokciu lub gdzieś...
- To wydaje się całkiem fajnym pomysłem - poparła go.

Nie odzywali się już więcej. Widział, jak Ailla wyciągała telefon, a potem pisała jakąś wiadomość i, nie, żeby próbował cokolwiek odczytać, po prostu przypadkiem zauważył, że to było do jej ojca. Informowała go, że wróci później niż przypuszczała, więc nie musi na nią czekać, ponieważ miała przy sobie klucze. 

Po pięciu minutach Luke podjechał pod mały dom Renee, kompletnie wystarczający dla niej i Tony'ego. Powiedział Ailli, by na niego zaczekała, a sam wysiadł, podchodząc do drzwi ze strony śpiącego chłopca. Porozpinał powoli pasy, a potem wziął go na ręce, opierając jego podbródek o swoje ramię. Sięgnął jeszcze po plecak, jednak dosyć opornie mu szło.

- W porządku, Luke. Wezmę to - powiedziała Ailla, patrząc z przedniego siedzenia do tyłu.

Kiwnął głową, a ona wysiadła, zamykając za sobą cicho drzwi i wzięła plecak chłopca, zarzucając go na ramię. Wyglądała dosyć zabawnie z tornistrem w Hot Wheelsy, dlatego Luke - pod wpływem chwili - wyciągnął telefon z kieszeni i zrobił jej zdjęcie, gdy stała bokiem do niego, idealnie eksponując własność chłopca. Chyba nawet się nie zorientowała.

Ruszył w stronę drzwi i nacisnął dzwonek, czekając cierpliwie na Renee. Jego ciocia pojawiła się w wejściu niesamowicie szybko, jakby przy nich czatowała. Wyglądała na zmęczoną, a ciemne wory pod oczami tylko to podkreślały. Rozprawa musiała być okropna, jej (prawie były) mąż to furiant, niezliczoną ilość razy bił ją, a kiedy podniósł rękę na Tony'ego, miarka się przebrała i Renee wniosła o rozwód. Luke za każdym razem żałował, że dowiedział się o zachowaniu Clarka dopiero przy rozpoczęciu rozpraw, ponieważ chętnie przywaliłby mu parę razy w odpowiednich momentach, gdy go spotykał. 

- Luke, dziękuję za opiekę, naprawdę, wiszę ci ogromną przysługę - mówiła cicho Renee, wyciągając ręce po śpiącego chłopca. 
- W porządku, ciociu, zaniosę go - odparł, poprawiając koszulkę Tony'ego. - Och, a to Ailla. Trochę mi dzisiaj pomogła.
- Naprawdę? - zapytała z uśmiechem. - Tak bardzo dziękuję, że mu pomogłaś, Aillo!
- To nic takiego, proszę pani - odparła z różowymi policzkami.

Renee obdarowała dziewczynę uśmiechem i odbierała niebieski plecak na własne ramię. W tym czasie Luke ruszył do środka domu, kierując się do pokoju chłopca. Położył go na łóżku i delikatnie zdjął buty, uważając, by zbyt szybko nie odkleić rzep. Przykrył go kołdrą i zgasił lampkę, którą zapalił jedynie na chwilę. Westchnął. Czasami czuł się jak baba, a nie facet, szczególnie w takich momentach. Po prostu pomyślał, że on sam był gotowy, jakby co, na zostanie ojcem. Prawdopodobnie jako jeden z niewielu. Zamiast szaleć do (przynajmniej) trzydziestki, chyba wolał mieć już wtedy dzieci i to jakoś pięcioletnie. Trochę go to przerażało, ale jednocześnie lubił w sobie tę gotowość.

W przedpokoju odnalazł rozmawiającą Renee z Aillą, która miała zaróżowione policzki. Zmarszczył brwi, jednak nie pytał, zapamiętując, by zrobić to dopiero w samochodzie. Pożegnał się z ciocią, obiecując, że na pewno za niedługo do nich wpadnie. Co dziwniejsze, kobieta podkreślała, że Ailla też mogła czuć się zaproszona. 

W samochodzie brunetka znowu wpisała mu adres na GPS i jechał posłusznie, prowadzony głosem kobiety z urządzenia. Chciał zapytać o rozmowę z Renee, jednak jego serce niesamowicie mocno biło z nerwów i nie wiedział, czego mógłby się spodziewać. 

- O czym rozmawiałyście? - mruknął w końcu. 

Ailla spojrzała na niego, wytrącona z własnego marszu wstydu lub cokolwiek wyobrażała sobie z takim wzrokiem, po rozmowie z troskliwą o Luke'a Renee. Przygryzła wargę, a Lucas naprawdę starał się nie myśleć o jej ustach, co ani trochę mu nie wyszło. Widział aż zbyt dokładnie ją na kolanach i... cholera.

- Um, ona... to znaczy, ugh - westchnęła. - Pomyślała, że jesteśmy parą i nie miałam nawet jak wtrącić, że jednak nie, no i ona po prostu mówiła o tych wszystkich sprawach... - mówiła chaotycznie.
- Jakich sprawach? - zapytał znowu, patrząc na nią przez chwilę.
- Uch, no wiesz, Luke - odparła, a kiedy pokręcił przecząco głową, kontynuowała: - Dosłownie powiedziała, żebyśmy nie popełniali jej błędu wczesnej ciąży, okej?
- O... och, cholera - powiedział, zmieniając bieg. - Ja... no, przepraszam za nią. Bywa zbyt troskliwa o mnie.
- Jest w porządku, to znaczy, teraz to wydaje się całkiem zabawne. 

Tak właściwie, jemu nie było do śmiechu. Czuł się w pewien sposób upokorzony przez swoją ciotkę, ale co mógł zrobić? Czasu nikt jeszcze nie cofnął, by i on mógł to zrobić. Pokręcił głową na boki, ale już nic nie odpowiedział. Ailla włączyła radio, w którym akurat puścili Paramore, a Luke od razu pomyślał o Ashtonie, podkochującym się w wokalistce, Hayley. Czasami bywał z tym nieznośny, ale jednocześnie rozbawiał swoim zauroczeniem Lucasa.

- Och, ten zespół jest świetny - powiedziała Ailla i Luke był wdzięczny za zmianę tematu.
- Ashton kocha Hayley - przyznał ze śmiechem.
- Cóż, to nie tak, że jest moją ulubioną wokalistką, ale ma całkiem fajny głos, więc lubię ją słuchać.
- Taa, ja w sumie też. Chociaż jednocześnie nie mam większego wyboru - mruknął, przypominając sobie płyty w schowku Ashtona. Tylko Paramore.

Nim się zorientowali, byli na miejscu. Ailla wysiadła, biorąc swój plecak, więc Luke znalazł się chwilę później obok niej, upewniając się, że zamknął samochód. Pojedyncze lampy oświetlały ich drogę, jednak dziewczyna poruszała się tam, jakby idealnie ją znała.

- Więc... - zagadnął ją. - Dlaczego wesołe miasteczko? Dlaczego jest twoim powodem?

Spojrzała na niego, przygryzając wargę. Jej szminka nadal idealnie się trzymała.

- To było ostatnie miejsce, w które zabrała mnie moja mama.


Od autorki: Długo mnie tu nie było i nie wiem, dlaczego. W końcówce chciałam wspomnieć o Bring Me The Horizon, ale to byłoby dziwne, ponieważ odtwórczyni Ailli to żona wokalisty tego (mojego ulubionego, tak btw) zespołu i to po prostu nie wypaliłoby. Osiemnastego idę do szpitala, juhu. Może coś wtedy jeszcze dodam. Muszę nadrobić wasze blogi. Zagłosujcie tutaj na blog miesiąca. 

Rozdział szósty




Luke siedział na łóżku, czekając na Aillę. Po szkole chciał zabrać ją ze sobą na naukę matematyki, ale powiedziała, że miała pilną sprawę do załatwienia i ustalili, że dziewczyna wpadnie o siedemnastej. Dlatego właśnie nudził się, ponieważ była szesnasta trzydzieści i Lucas był w tym okropnym stanie, kiedy nie chciał niczego zaczynać, bo wiedział, że będzie musiał to przerwać, dlatego czekał z niecierpliwością na dzwonek do drzwi. 

Rozmawiał więc na Skypie z chłopakami, którzy uparli się, by utworzyć jakiś dziwny chat grupowy. Właśnie opowiedział im o wyjściu na festiwal kolorów, po dłuższej chwili decydując, że mógłby powiedzieć im także o tych dwudziestu dziewięciu powodach. Wyglądali na co najmniej zaskoczonych, ale po krótkim momencie ogarnęli się i zaczęli zadawać Luke'owi milion pytań, na które odpowiadał z cierpliwością. Zawsze miał zbyt wiele cierpliwości i to chyba stawało się jego przekleństwem. 

- Stary - jęknął Calum, patrząc na niego z politowaniem. - I nawet jej nie pocałowałeś? Zero, no wiesz, buziaka w policzek, nic?
- Zachowujesz się jak dziewczyna - burknął Luke, jednak nie mógł się nie zgodzić w duchu. 

Czuł się jak przegrany frajer, ponieważ nie skorzystał z takiej okazji i nie wykonał w jej stronę żadnego, nawet najmniejszego, ruchu. Po prostu pożegnał się i uciekł do samochodu, nim dziewczyna zdążyła mrugnąć. To było upokarzające. 

- Ale, uch, przytuliłem ją na festiwalu? - mruknął. - Właściwie, dlaczego wam to mówię? 
- O Boże, czy zrobiłeś to podczas wyrzutu proszku? - zapytał Ashton, a jego głos był dziwnie wysoki i miał w sobie zbyt wiele entuzjazmu. 
- Um, taaa. 

Nie wiedział, dlaczego, ale ten mały gest sprawił, że nadrobił w oczach kumpli poprzednią gapą i gratulowali mu, udając łzy wzruszenia, mówiąc, jacy są z niego dumni. Miał ich tak dość, po prostu niektóre zachowania sprawiały, że chciał uciec na koniec świata. Dopiero po tej myśli uświadamiał sobie, że wcale nie był lepszy. Po prostu, kiedy żartowali sobie z niego w ten sposób, czuł, że mógłby przewracać na nich oczami cały czas, ale jeśliby chodziło o któregoś z jego przyjaciół, prawdopodobnie to on właśnie rzucałby jakieś zboczone teksty w stronę drugiego.

- Dobra, stary, ale do rzeczy - przemówił Mike, udając poważnego. Chłopaki od razu podłapali od niego to zachowanie. - Nie zawal tych filmów, koleś. Przytul ją czy coś, wiesz, męska decyzja.
- Mam nadzieję, że jesteście uświadomieni o tym, jak dobrze zwykle radziłem sobie bez waszych cennych rad?
 - I tak wiemy, że kochasz nasze porady - cmoknął Ashton.

Dzwonek do drzwi okazał się wybawieniem i szybko zakończył połączenie, wystawiając w ich stronę na pożegnanie środkowy palec. Potem zbiegł na dół, otwierając drzwi. Zobaczył Aillę, która przygryzała wargę z niezdecydowaniem. Uśmiechnął się, wpuszczając ją do środka. To czas na matematykę. 


***


Po nauce zdecydowali się na obejrzenie Wojowniczych Żółwi Ninja. Lucas czuł się niespodziewanie dobrze w towarzystwie Ailli podczas seansu i nawet zdarzało mu się czasem spojrzeć na profil twarzy dziewczyny. Wiedział, że już dawno zauważyła ten niezbyt ukryty ruch jego oczu, ale w żaden sposób tego nie skomentowała i był jej wdzięczny, ponieważ oszczędziła Luke'owi zawstydzenia.

Wyglądała uroczo. Miała na sobie legginsy i biały t-shirt, a na włosach czarną beanie z napisem "Die", co nieco rozbawiało Lucasa, ponieważ wyglądała ładnie, aniżeli groźnie lub coś w tym stylu. Zauważył też na jej szyi najzwyklejszy rzemyk, ale nie potrafił dostrzec, co na nim spoczywało, ponieważ jej koszulka nie miała dekoltu i zasłania kształt zawieszki.

- Nie rozumiem April - westchnęła nagle Ailla, wytrącając Luke'a z zamyślenia.

Przeniósł wzrok na film; odbywał się właśnie moment, kiedy główna bohaterka mdlała na widok dwumetrowych żółwi, którzy przy okazji byli ninjami. Luke mimowolnie uśmiechnął się, ponieważ ta myśl rozbawiła go.

- Wydaje mi się, że ja nie zemdlałabym w tak ważnym momencie - dodała.
- Była zbyt zszokowana, w końcu dwumetrowe żółwie to nic normalnego - odparł, wzruszając ramionami.

Ailla spojrzała na niego, a jej duże oczy pożerały jego duszę. Poczuł dreszcze na swoim ciele, dlatego poprawił się niezręcznie na kanapie, zarzucając rękę na oparcie. Czuł, jak ramię dziewczyny otarło się o jego dłoń i jedyne, czego chciał, to objąć ją, ale wiedział, że nie mógł. Nie była jego, by mógł sobie na to pozwalać.

- A co jest normalne? - zapytała nagle. - Wydaje ci się, że normalność to wszystko, co spotykasz na drodze, to, co widzisz cały czas. Co, jeśli jednak tak nie jest? Co, jeśli w jakimś drugim wymiarze dla kogoś innego dwumetrowe żółwie ninja to normalność? Nie ograniczaj swoje myślenia w ten sposób, Luckey.

Powróciła wzrokiem do filmu. Już się nie odezwała.

Dopiero po długich minutach Lucas zorientował się, jak dziewczyna się do niego zwróciła. Jego kumple go tak nazywali, ale w jej ustach brzmiało to... prawie niczym tajemnica. Słodka, kusząca tajemnica. Zdecydowanie zaintrygowało go to. Uśmiechnął się pod nosem, a potem spojrzał na telewizor.


***


Następnego dnia Luke rozglądał się po sklepie, pchając wózek z milionami rzeczy. Dziesięć minut temu zapodział swoją mamę i obecnie próbował ją znaleźć, jednak bez skutku. Na razie nie dzwonił do niej, ponieważ powtarzał sam sobie, że na pewno sobie poradzi, ale po Liz nie było śladu. Westchnął i skręcił do alejki ze słodyczami, dochodząc do wniosku, że przynajmniej zaopatrzy się w parę przekąsek. Rozglądał się na boki, zwalniając swoje tempo. Miał ochotę na czekoladę, dlatego zgarnął paczkę M&M'sów, sneakersa, a po chwili wahania chipsy i żelki. Dopiero potem ruszył dalej z uśmiechem na twarzy, wyjeżdżając z alejki. Już miał zamiar sięgnąć po swój telefon do kieszeni spodni, kiedy nagle coś rzuciło mu się w oczy. Czarne włosy, których nie mógłby nie rozpoznać.

Ailla zauważyła go i uśmiechnęła się do niego delikatnie. Patrzył, jak mówiła coś do swojego taty, który - tak przy okazji - pomachał do Luke'a. Kiedy dziewczyna ruszyła w jego stronę, na twarz Lucasa mimowolnie wypłynął uśmiech. Stanął bardziej z boku, by nikt nie burzył się, że zastawiał przejście, a potem wyprostował się, ponieważ opierał swoje łokcie o poręcz wózka. 

- Śledzisz mnie? - zażartowała Ailla, a on zaśmiał się.
- No cóż, wydało się - westchnął teatralnie, trącając kolczyk w wardze swoim językiem.

Widział spojrzenie Ailli, kiedy to zrobił i czuł satysfakcję.

Dopiero wtedy, kiedy przestąpiła z nogi na nogę, a mocne światło z lamp odbiło się w jej włosach, zauważył coś dziwnego. Zmarszczył brwi i przypatrzył się bardziej, a ona posłała mu niezrozumiałe spojrzenie.

- Hej - zagadnął Luke - czy ty masz niebieskie pasemka?
- Taa, po prostu potrzebowałam zmian - mruknęła z rumieńcami.

Kolor nie rzucał się specjalnie w oczy, a nawet nie było go widać, jeśli się dobrze nie przypatrzeć. Niebieski idealnie komponował się z czarnym na czubku głowy (końcówki włosów pozostały naturalne) i było w tym coś, co kojarzyło się z Aillą. 

- To wygląda całkiem fajnie! - powiedział z entuzjazmem. - Podoba mi się.
- Och - odparła z jeszcze większymi rumieńcami na policzkach - Naprawdę? Cóż, to dobrze, tak przypuszczam.

Przytaknął, powracając spojrzeniem na jej twarz. Mrużyła nieco swoje oczy, które wyglądały na zmęczone przez sklepowe światło. Ale jego to nie dziwiło, sam odczuwał, jak bardzo wysuszyły się od tych okropnych lamp.

- No więc... - zagadnął ją, uśmiechając się. - Czy planujesz pokazać mi swój kolejny powód?

Widział, jak Ailla próbowała szybko skojarzyć, o co mu chodziło, a kiedy zrozumiała, uniosła brew. Kiwnęła powoli głową, jakby zastanawiała się nad czymś i Luke oddałby wszystko, by znać jej myśli. 

- Taak. To dobry pomysł. Co robisz w piątek wieczorem? 
- Kompletnie nic - powiedział. 
- Okej. Bądź gotowy o dwudziestej trzeciej.

Chciał zapytać, dlaczego tak późno, ale nagle zobaczył swoją matkę, która nieporadnie rozglądała się w poszukiwaniu swojego syna. Nie zauważyła go, dlatego Luke pożegnał się z Aillą, odczuwając niewielki smutek, że musiał już iść, a potem pognał z wózkiem sklepowym w stronę mamy, wołając ją w połowie drogi. Widział jeszcze, jak brunetka znikała na dziale z mlekami.


***


Siedzieli w domu Ashtona, jedząc dużą pizzę. Mike i Calum grali w Assassin's Creed, a Luke obserwował ich ze skupieniem. To był jeden z nielicznych dni, kiedy nie mieli żadnego zadania domowego ani niczego, co zajmowałoby ich czas. 

- Hej, hej, hej, Lucas! - mówił Ashton, do złudzenia przypominając głos "The Annoying Orange".
- Czego chcesz? - jęknął Luke.
- Jak ci idzie misja "zdobyć dziewczynę"?

Spojrzał na niego niezrozumiale, a Michael i Calum wybuchnęli śmiechem. Luke westchnął, kręcąc głową ze zrezygnowaniem. Czasami naprawdę zastanawiał się, dlaczego nadal się z nimi zadawał. Oparł się o kanapę, poprawiając czapkę na swoich włosach wyjątkowo pozbawionych żelu.

- Błagam was - mruknął, przewracając oczami. - To wcale nie jest zabawne.

Jak na zawołanie, cała ich trójka znowu prychnęła śmiechem, a Lucas czuł się coraz bardziej poddenerwowany. Jego przyjaciele potrafili rozgniewać go jak nikt inny na tym pieprzonym świecie. Westchnął (znowu), sięgając po colę w puszce, by choć trochę pozbyć się tego zakłopotania i złości.

- Lucas, kochany - zacmokał Mike. - Gdybyś był emoji, to twoje oczy byłyby serduszkami na widok Ailli - zażartował, a Calum przybił mu piątkę.
- O, o, właśnie! - podłapał brunet. - Lecisz na nią jak... jak pies na kości!

Calum uniósł rękę do góry, by przybić piątkę z Michaelem, ale ten pokręcił zrezygnowanie głową na boki, dając mu do zrozumienia, jak głupie to było. Ashton śmiał się na cały głos, zwijając na ziemi i trzymając za bolący brzuch, a Luke jedynie wyrażał swoje zdegustowanie spojrzeniem.

- No hej! - zaskomlał Calum. - To było zabawne!
- Nie było, kumplu - odparł śmiejący się Ash.

Brunet siedział obrażony przez pięć minut, dzięki czemu Luke miał chwilowy spokój, lecz zapewne nie na długo. Potem wszystko wróciło do normy i Calum wkręcił się ponownie w grę z Michaelem, a Ashton jadł pizzę, popijając ją piwem. Telefon Lucasa wytrącił wszystkich z ciszy i skupienia nad Assassin''s Creedem. Widząc zdjęcie swojej mamy, przewrócił oczami. Nawet u znajomych nie chciała dać mu spokoju, to takie typowe dla Liz Hemmings.

- Halo? - mruknął z westchnięciem.
- Luke, kochanie, pamiętasz ciocię Renee? - oczywiście, że ją pamiętał, była u nich prawie co dwa tygodnie. - Ma dzisiaj rozprawę w sądzie i nie ma z kim zostawić swojego syna, zajmiesz się tym, proszę? Mały tak bardzo cię uwielbia!

To nie było tak, że Luke nie lubił dzieci. Po prostu, na dłuższą metę chyba nie wiedział, co z nimi zrobić, przez co nuda ich przytłaczała i dziecko zaczynało płakać. Był dobrym wujkiem, ale krótkodystansowym. Akurat mały Tony to grzeczny dzieciak, jednak... czuł, że nie da rady. Poza tym, miał się spotkać z Aillą, ale czego się nie robi dla cioci Renee? Liczyła ledwie dwadzieścia pięć lat i walczyła w sądzie o rozwód z mężem, który zaczął ją zdradzać. Luke kibicował jej z całego serca.

- W porządku - odpowiedział w końcu. - Kiedy mam go odebrać i gdzie?
- Mały jest nadal w szkole, Renee liczyła, że do siedemnastej zdążą z tą sprawą, ale sędzia przełożył to na osiemnastą, więc nie zdążyła nawet go stamtąd zabrać.
- Okej, już po niego jadę.

Luke szybko pożegnał się z kumplami i powiedział, że jak już naprawdę nie będzie miał pomysłu na wspólny czas z Tony'm, to wpadnie do nich, co sami mu zaproponowali. Mimo wszystko, nie lubił się narzucać nawet własnym przyjaciołom. Jechał swoim klasykiem w stronę szkoły chłopca, do której sam kiedyś uczęszczał. Wspomnienia zalewały jego głowę, ale ignorował to, nie mając czasu na takie bzdury. Do siedemnastej musiał odebrać małego, co oznaczało, że miał jedynie dziesięć minut. Jego matka jak zwykle powiadomiła go o wszystkim w czas.

Dokładnie o szesnastej pięćdziesiąt sześć wpadł do szkoły, kierując się do świetlicy. Znalazł tam Tony'ego w towarzystwie nauczycielki, nikogo innego już na sali nie było. Podszedł do nich, rozpoznając w kobiecie swoją dawną wychowawczynię.

- Dzień dobry - powiedział z małą zadyszką. - Przyszedłem po Tony'ego.
- Luke! - krzyknął chłopiec, schodząc z krzesła.

Mały podbiegł do niego, wpadając w ramiona kucającego Lucasa. Chłopak podniósł go ze śmiechem, przytulając do siebie. Tony był naprawdę drobnym chłopcem i wyglądał jak trzylatek, a nie pięciolatek. Do tego miał jasne włosy i ciemnozielone oczy, które dodawały mu uroku.

- Jego mama uprzedzała, że ktoś inny go odbierze, niemniej, musisz podpisać, że bierzesz za niego pełną odpowiedzialność - powiedziała kobieta, podsuwając mu świstek papieru.

Luke złożył swój podpis w wyznaczonym miejscu i pożegnał się, idąc w stronę wyjścia z małym chłopcem w ramionach. Wyciągnął telefon z kieszeni, wybierając numer do Ailli. Niekoniecznie chciał odwoływać ich plany i postanowił zapytać, czy miałaby coś przeciwko towarzystwu Tony'ego.

- Ta? - mruknęła swoim sennym i powolnym głosem.
- Cześć, Ail. Mam małe komplikacje - zaczął, jednak to źle brzmiało. - To znaczy, dostałem w opiece kuzyna i czy to utrudnia nasze plany?
- Nie, oczywiście, że nie - powiedziała żywszym tonem. - Ale pójdziemy w inne miejsce.
- Okej, w porządku. Kiedy się widzimy?
- Jak chcesz, to możecie już wpaść, tak myślę.

Przytaknął i rozłączył się. W samochodzie wyciągnął fotelik dla Tony'ego z bagażnika, a potem posadził go na tylnym siedzeniu, dokładnie wszystko zapinając. Jego plecak (wyjątkowo ciężki plecak) położył na ziemi obok, a potem wsiadł na miejsce pasażera, zagadując chłopca. Mieli całkiem długą drogę do przebycia.


Od autorki: Dodaję szóstkę, a jestem już na dwudziestym rozdziale. Na razie powody wydają mi się takie sobie, może potem staną się ciekawsze. Sprawdzałam błędy, aczkolwiek mogłam coś ominąć (godzina nocna, jak zawsze). Moim pytaniem jest: czy chcecie poznać przyjaciół Any? Byli wspomnieni w pierwszym lub drugim rozdziale. Bo jeśli nie, to odpuszczę ich sobie w tej większej skali. Ten gif u góry wygrał moje serce.

Rozdział piąty




Pogoda w Waszyngtonie zapowiadała się naprawdę dobrze. Słońce świeciło, a na deszcz się nie zapowiadało i to było najważniejsze. Ailla właśnie skończyła brać prysznic i zaczęła ubierać wcześniej przygotowane rzeczy. Umówiła się z Lucasem za dokładnie pół godziny. Uparł się, by po nią przyjechać i właściwie jej to pasowało, ponieważ nie musiała tłuc się autobusem pod jego dom. Wróciła po szkole, nie zostając na jego treningu, ponieważ musiała jeszcze odhaczyć jedną rzecz. 

Ailla założyła przylegającą szarą sukienkę na ramiączkach, która kończyła się na udach. Do plecaka spakowała czarny sweter, w razie, gdyby byłoby jej zimno. Okulary przeciwsłoneczne nałożyła na kołnierz ubrania, a potem przejrzała się w lustrze. Makijaż był gotowy, jej fryzura też, więc była gotowa. Poszła do pokoju, w którym dopakowała do swojego bagażu klucze, telefon i portfel, a potem skierowała się do kuchni. Uznała, że zdąży nawet zjeść obiad ze swoim tatą, który wczorajszego dnia wrócił z zawodów. 

- Za ile wychodzisz? - zapytał, kiedy usiadła naprzeciwko niego.

Szybko spojrzała na zegar, a potem odpowiedziała:

- Luke będzie za dwadzieścia minut. 
- Kim jest ten Luke?

Uśmiechnęła się do ojca, który uniósł brew z zaciekawieniem. Ailla była traktowana przez swojego tatę jak mała dziewczynka i zapewne, gdyby miała chłopaka, wywiózłby ją na drugi koniec świata. Oczywiście, jedynie mówiąc teoretycznie, po prostu bardziej by jej pilnował, a chłopak Ailli zostałby odpytany jak na przesłuchaniu w policji. Ale to raczej było typowe. 

- To mój kolega - westchnęła. - Pomaga mi w nadrobieniu matematyki i po prostu zaczęliśmy się kumplować. 
- W porządku - mruknął, posyłając jej uśmiech. Jego warga była spuchnięta, więc skrzywił się z bólu. - Mam nadzieję, że jest wobec ciebie dobry?
- Tato - jęknęła, przewracając oczami. - On nie jest moim chłopakiem. 

Uniósł ręce, śmiejąc się, a potem wrócił do jedzenia. Muzyka leciała z wieży w salonie, zapełniając ciszę między nimi, którą przerwał dopiero telefon Ailli. Wyciągnęła go z odpiętego plecaka kostki, patrząc na wyświetlacz. Szybko odebrała.

- Jestem pod twoim blokiem - poinformował ją Luke. 
- Już schodzę - odparła i rozłączyła się. 

Dokończyła ostatnie dwa gryzy kalafiora, a potem umyła szybko talerz i sztućce. Zapięła plecak, ubrała go na ramiona, a potem pożegnała tatę pocałunkiem w policzek. Na przedpokoju założyła czarne trampki i wybiegła, krzycząc, żeby za nią zamknął drzwi na klucz. 

Schody pokonała szybkim tempem, który zdziwił ją samą. Nasunęła okulary na nos i wyszła z bloku, wzrokiem od razu natrafiając na samochód Luke'a. Otworzyła drzwi, nachylając się do środka, jednak nie wsiadła. Spojrzał na nią niezrozumiale, marszcząc brwi. 

- Pomyślałam, że moglibyśmy pójść tam na nogach. To naprawdę niedaleko i potem będziesz mi za to wdzięczny - powiedziała, a on jedynie kiwnął głową, odpinając pas.
- Mogę tu zostawić samochód?
- Tak, no jasne - mruknęła.

Luke wysiadł z samochodu, a ona zamknęła drzwi ze strony pasażera, cierpliwie na niego czekając. Tak naprawdę, czekała ich prawie dwudziestominutowa droga, ale nie chciała zabrudzić auta Lucasa, które na pewno nie przeżyłoby bez żadnej plamy. Wolała tego uniknąć. 

Szli równym tempem chodnikiem, kierując się w stronę centrum. Potem będą musieli nieco zboczyć z drogi, by trafić do innej dzielnicy, gdzie wszystko się odbywało. Ailla uznała, że wcale nie było tak ciepło, jak przypuszczała, ale postanowiła sobie na razie darować wyciąganie swetra. Czasami po prostu wygrywało lenistwo.

Rozmawiali swobodnie o szkole, zbaczając na temat przyjaciół Luke'a. Ailla polubiła ich na samym początku, chociaż uważała, że byli nieco dziwni. Każdy z nich miał w sobie coś, co potrafiło rozbawić, ale jednocześnie zmuszało do myślenia, czy oni na pewno mieli w porządku z głową. Chociaż potem po prostu uznała, że każdy posiada takie dziwactwo.

Następnie temat przeszedł na rodzeństwo. Dowiedziała się, że Luke miał dwóch braci, którzy już z nimi nie mieszkali, a ona przyznała, że nie miała żadnego rodzeństwa, chociaż zawsze o nim marzyła. W dzieciństwie czuła się dosyć samotna i trwało to do teraz, ale każdy powtarzał jej, że chętnie zamieniłby się z Aillą miejscem. Trochę tego nie rozumiała.

W końcu przed nimi pojawił się wielki tłum. Ailla była trochę tym zaskoczona, ponieważ nie spodziewała się aż takiej ilości ludzi, ale to jeszcze lepiej. Chwyciła Lucasa za dłoń, uśmiechając się do niego, a potem zaczęła go ciągnąć na wielką polanę, przepełnioną grupkami osób. Zrównał z nią krok, dopiero, kiedy minęli siedzących na trawie i znaleźli się przy budkach z jedzeniem. Przed nimi stała duża scena. 

- Przyszliśmy na jakiś koncert? - zapytał z uniesionymi brwiami. 
- To raczej nie jest główną atrakcją - odparła. 

Kapela, która właśnie skończyła grać, zeszła ze sceny, gdzie od razu pojawiła się jakaś wysoka blondynka z własnym mikrofonem w dłoni. Ailla czuła się jak małe dziecko, a energia rozpierała ją niesamowicie mocno. Pociągnęła Luke'a w duży tłum, gromadzący się przy scenie, a kiedy znaleźli się dokładnie po środku, wtedy postanowiła się zatrzymać. Zdjęła plecak z ramion i wygrzebała z niego dwie paczki, a potem z powrotem zawiesiła go na sobie. 

- Jesteście gotowi, kochani? - zapytała kobieta ze sceny, a tłum wydał z siebie głośne "tak!". - Na trzy wyrzucamy, jasne?

Ailla rozerwała dwie duże paczki zębami i jedną z nich podała Lucasowi. Spojrzał na nią z niezrozumieniem, ale szybko się uśmiechnął z błyskiem w oku. Zdjęła jego okulary z kołnierza koszulki i nałożyła na nos, ponieważ dzięki temu mogli przy okazji patrzeć podczas wyrzucania kolorowego proszku w powietrze. 

Oprócz tego wyrzucenia proszków, czekały ich jeszcze cztery powtórzenia co pół godziny, więc Ailla odpowiednio się na to zabezpieczyła i kupiła osiem różnych kolorów. Obecnie, ona miała zielony, a Luke niebieski i obojgu pasowały te proszki. 

- Raz! - odliczała kobieta na scenie. - Dwa! I... trzy!

Proszek poleciał w powietrze, tworząc kolorową mgłę w powietrzu. Drony latały w powietrzu, kamerując to wszystko, a Ailla śmiała się głośno, na chwilę mrużąc oczy przez przyzwyczajenie. Szybko je otworzyła, uświadamiając sobie, że miała okulary na nosie. Natrafiła na radosne spojrzenie Luke'a i chociaż nie potrafiła tego dostrzec, jego uśmiech mówił wszystko. Wyrzuciła proszek znowu, ponieważ połowa jej została i nawet nie zauważyła, że Luke przysunął się jeszcze bardziej do niej. 

Ludzie znowu wyrzucili kolejne kolory, ponieważ podczas jednego wyrzucenia było coś w stylu dwóch podejść, a wtedy ramiona Luke'a oplotły ją od tyłu. Zamarła i zmarszczyła brwi, jednak postanowiła nic z tym nie robić. Jednocześnie wiedziała, że będzie myślała nad tym cały dzień. Uniosła głowę do góry i wysypała resztkę zielonego proszku nad ich głowami, co sprawiło, że włosy obojga miały w sobie najwięcej tego koloru. 

Mgiełka opadła, a ludzie ruszyli w stronę jedzenia lub tłoczyli się bardziej pod sceną, na którą wyszedł zespół. Ailla odwróciła się twarzą do Luke'a, który puścił ją, unikając jej spojrzenia. Mimowolnie dokładnie obejrzała każdą barwę, którą na sobie miał. Na jego włosach dojrzała niebieski, zielony i odrobinę fioletowego, na koszulce różowy i żółty, a na spodniach i butach pomarańczowy wymieszany z czerwonym. 

- Jestem głodny - mruknął, przeciągając wyraz. 
- Więc chodźmy coś zjeść. Są koszmarne kolejki, ale mamy czas, tak myślę. 

Na festiwalu było tyle ludzi, że trzymali się za ręce, by nie zgubić drugiej osoby w tłumie. Tym razem to Luke przeciskał się przez tłum, rozglądając się na boki. Kiedy w końcu znaleźli się przy przyczepach z jedzeniem, chłopak pognał do tej, gdzie były fast foody. Ailla powędrowała za nim wolniejszym tempem, dołączając do niego w kolejce. Była całkiem zdziwiona, kiedy przy kasie znaleźli się w ciągu dziesięciu minut. Słuchała, jak Luke zamawiał frytki, a do tego hamburgera i kiedy zapytał, czy coś chciała, poprosiła tylko o pepsi, od razu podając mu pieniądze. Spojrzał na nią ze zmarszczonymi brwiami i burknął:

- Daj spokój, Ailla, kupiłaś kolory, to ja kupię ci picie.

Już się nie odezwała.


***


- Ailla? - zagadnął ją Luke, kiedy wracali z festiwalu. 

Była już dwudziesta pierwsza, a oni wracali w stronę jej bloku, cali kolorowi i uśmiechnięci. Wcześniej, kiedy słońce nadal świeciło, Luke uparł się na zrobienie zdjęcia, które potem wstawił na Instagrama. Chciał ją oznaczyć, więc podała mu nazwę i takim sposobem uzyskała czterech nowych obserwatorów (Ashton, Michael i Calum chyba czuwali na swoich telefonach). 

- Tak? - mruknęła, patrząc na niego. 

Zmęczenie dopadało ją naprawdę szybko i czuła, jak jej nogi zaczynają odmawiać dalszej drogi. Była okropnie brudna z proszku i powoli zaczynało ją to męczyć. Spojrzała na Luke'a, który patrzył przed siebie. Obserwowała jego profil twarzy, uwielbiała jego nos. To dziwnie brzmiało, ale co mogła poradzić?

- Więc dlaczego festiwal kolorów stał się twoim pierwszym powodem?
- To trochę długa historia - westchnęła. 
- Mamy czas - odparł, patrząc na nią. 

Czy na pewno chciała dzielić się z nim tą opowieścią? Chyba tak. Ale jednocześnie dziwnie się z tym czuła. Kiedy tak nad tym myślała, jej powody wcale nie były takie ciekawe. Jednak, zaczęła już tę przygodę, więc powinna ją zakończyć, prawda?


- Miałam szesnaście lat i to był mój wielki czas buntu - zaczęła mówić, nie patrząc na niego. - Mojego taty nie było w domu, ponieważ znowu wyjechał na jakieś zawody, a ja bardzo chciałam zdobyć jego uwagę. To nie tak, że miał na mnie wyjebane, po prostu nie zauważałam tego, że jednak się mną interesował - westchnęła, przypominając sobie tamten czas. Była głupia. - Poszłam ze swoją przyjaciółką na festiwal kolorów, pamiętam, że wtedy uciekłam z lekcji - zaśmiała się. - Ona przyjechała z innego miasta, poznałyśmy się przez internet, ale nieważne. Podczas rzucania proszkiem nagle zaproponowałam, żebyśmy zrobiły sobie tatuaże, ponieważ obie jakieś chciałyśmy, a żadna z nas nie miała. Brakowało nam koncepcji, pomysłu, ale zebrałyśmy pieniądze i poszłyśmy je zrobić. Wytatuowałyśmy sobie identyczne jaskółki na ramionach.

Nie patrzyła na niego, więc nie zauważyła uśmiechu, który jej posłał. Reszta drogi minęła im w ciszy. Dopiero, kiedy zatrzymali się przed jej blokiem, odważyła się podnieść na niego wzrok. Akurat bawił się kolczykiem w wardze i czasami zazdrościła mu tego piercingu. Ona miała przekuty nos, ale to jednak nie to samo, co usta. Zastanawiała się, jakie to uczucie? Jak to jest mieć kolczyk w takim miejscu? Jak to jest całować się z nim? Zganiła się w myślach, zawędrowała zbyt daleko.

- Czy jutro matma będzie w porządku? - zapytał, a na uśmiechnęła się. - Potem będziemy mogli zrobić sobie przerwę i obejrzeć jakiś film, jeśli chcesz. 
- Tak, jestem za - odparła, patrząc prosto w jego niebieskie oczy. 

Kochała ich kolor.

- W porządku, to do zobaczenia, Ail - mruknął, a potem wsiadł do swojego samochodu w brudnych ubraniach. 

Pomachała mu i otworzyła drzwi kodem, by wejść na klatkę schodową. Nie miała sił na wdrapywanie się do góry, jednak, czy mogła wybrać inną opcję? Westchnęła, a potem pokierowała się na czwarte piętro.


***


Siedziała w siadzie skrzyżnym na łóżku z czarnymi słuchawkami w uszach, w których leciała piosenka Nirvany. Patrzyła tępo na ścianę, zaklejoną plakatami, kołysząc się do przodu i do tyłu. Wyglądała jak chora psychicznie, jej ojciec często się z niej wyśmiewał i z tego, jak to robiła, ale, szczerze, nie obchodziło ją to. Muzyka zagłuszała wszystko inne, a maksymalna głośność prawie kaleczyła uszy. 

Czuła się samotna. Przyjechali do tego miasta tak nagle, zostawiając za sobą jej ukochane Sheffield. Obiecała sobie, że tam wróci. Musiała zrezygnować ze swoich przyjaciół, których nie miała zbyt wiele, ale jednak byli. Musiała zrezygnować ze swoich ukochanych miejsc, które dawały jej tak wiele wspomnień i przemyśleń. Musiała zostawić wszystko.

Miała tu koleżankę, Anę. Wydawała się być miłą dziewczyną, ale Ailla wiedziała, że nie mogła jej powiedzieć dosłownie wszystkiego. Coś zmuszało ją do niewymawiania na głos żartów, które nagle pojawiały się w głowie i stonowania swojego słownictwa. Czuła się obco. 

Był także Luke, ale on... Nie wiedziała nawet, czy tak naprawdę chciał z nią przebywać. Korki z matmy były jego dobrą wolą, a wyjścia z nią... Nie miała pojęcia, czy kłamał, czy jednak lubił się z nią włóczyć po tych wszystkich miejscach. Była tym wszystkim przytłoczona i nie wiedziała nic

Wstała, tylko po to, by podejść do szafy. Wyciągnęła stamtąd koszulkę z Soniciem i założyła ją na siebie. Tak naprawdę, w głębi duszy Ailla była dzieckiem. Kochała mocne brzmienie kapel, ale kochała też kreskówki. Przewróciła na siebie oczami. Czasami czuła, jak bardzo beznadziejna była. 

Westchnęła, a potem położyła się na łóżku, by po dwóch godzinach zasnąć podczas piosenki "Come As You Are". I śniła o kolorowych mgłach. 


Od autorki: Jestem obecnie na szesnastym rozdziale, duh, nie wiem, jak to zrobiłam. Dzisiaj niedziela, więc w telewizji puszczą Gwiezdne Wojny i nie mogę się doczekać. Wystawili u mnie oceny i jestem trochę załamana, bo w tym roku muszę się postarać, a mam tyle trój, że masakra. Jak tam u was?

poniedziałek, 4 stycznia 2016

Rozdział czwarty




Lucas nie chciał mówić, że się martwił. Od paru dni Ailla nie dawała znaku życia, a ich umówione spotkanie poszło w niepamięć. Nie przychodziła na korki z matematyki, dosłownie nic. Czuł się nieco szalony, ponieważ postanowił po szkole do niej wpaść pod pretekstem podrzucenia notatek. Może to i dziwne, biorąc pod uwagę, jak krótko się znali, ale Luke zawsze o wszystkich się martwił. Taki już był. 

Kiedy tylko zadzwonił dzwonek, pożegnał się z chłopakami, a potem pomknął do swojego samochodu, wrzucając zeszyty i plecak na siedzenie. Wcześniej wyciągnął notatki z szafki, żeby jego pretekst miał zastosowanie w praktyce. Potem odpalił silnik, zastanawiając się nad adresem, gdzie mógłby znaleźć Aillę.

Droga nie zajęła mu wiele czasu, co okazało się zaskakujące. Po piętnastu minutach wchodził powoli po schodach, wcześniej upewniając się na domofonie, pod jakim numerem znajdzie Aillę. Musiał wdrapać się na czwarte piętro i mimowolnie stanął przed mieszkaniem z cyfrą osiem, by złapać oddech. Poprawił jeszcze koszulkę i ściągnął okulary przeciwsłoneczne, zawieszając je na kołnierzu. Nacisnął dzwonek i czekał. Czekał wieczność. Przynajmniej tak mu się wydawało.

Klucz w drzwiach zaczął się powoli przekręcać. W momencie, kiedy do jego nozdrzy dotarł zapach z mieszkania, podniósł wzrok, przygryzając kolczyk w wardze. Ailla stała w progu, mając na sobie długą do ud koszulkę z nazwą zespołu, Saint Asonia. Na jej stopach zauważył biało-czarne skarpetki w paski, a jej włosy były w nieładzie. Nie miała żadnych spodni albo nie widział ich spod t-shirtu. Chyba, mimo wszystko, wolał tę pierwszą możliwość. W końcu był facetem.

- Ugh, Luke - powiedziała. - Przez ciebie musiałam wyjść z łóżka.
- Mogę wejść? - zapytał z uśmiechem.

Bez słowa przesunęła się, robiąc mu miejsce. Już w progu słyszał muzykę, Better Place od zespołu z jej koszulki. Ściągnął buty, rozglądając się wokoło. Chyba byli sami. Odwrócił się w stronę Ailli, której nie odnalazł. Słyszał jakieś dźwięki głębiej w mieszkaniu, dlatego ruszył niepewnie w tamtą stronę. Zastał ją w kuchni, kiedy sięgała po coś na wysokiej półce i, cholera, faktycznie nie miała spodenek. Chyba jednak nie powinien do niej przychodzić. 

Miała więcej tatuażów niż początkowo przypuszczał. Bransoletki na jej kostce idealnie pasowały do czarnego tuszu. Nawet w takim wydaniu prezentowała się perfekcyjnie. Kiedy nagle odwróciła się w jego stronę, przyłapała Lucasa na wpatrywaniu się w jej nogi. Zarumienił się, spuszczając wzrok.

- Chcesz coś do picia? - zapytała. 
- Jakiś sok będzie w porządku - wymamrotał, siadając przy stole. 

Ailla nalała mu sok, stawiając szklankę przed nim. Truskawkowy. Czy to jej ulubiony? Patrzył, jak krzątała się po kuchni, sięgając w końcu po nóż i banana. Czy to źle, że w jego głowie pojawiły się nieodpowiednie myśli? 

- Więc? - zagadnęła go, krojąc w dłoniach kawałek banana i wciskając go do ust. - Co tu robisz?
- Um... przyniosłem ci notatki z lekcji, ponieważ... - zająknął się, dokładnie ją obserwując. To wydawało się absurdalne, ale wyglądała seksownie, jedząc tego cholernego banana. - Ponieważ długo cię nie było i...

Przewróciła oczami, jednak kiwnęła głową, a on wyciągnął zeszyty ze swojego plecaka. Słyszał, jak głośna muzyka zmieniła się na piosenkę Three Days Grace - I Hate Everything About You. Uśmiechnął się pod nosem, ponieważ ta melodia kojarzyła mu się z dzieciństwem, a dokładniej jazdą samochodem. Obowiązkowo zawsze to leciało w radiu.

Jej telefon wydał z siebie dźwięk, więc odblokowała go, a brwi Ailli coraz bardziej się marszczyły. W końcu wstała, a Luke nie wiedział, co zrobić. Gdzie szła? Czy miał pójść za nią? Czuł się tak bardzo bezradny. 

- Poczekaj tu, wracam za pół minuty, dosłownie.

Kiwnął głową i po prostu siedział, pijąc sok. Słyszał jakieś trzaskania w pokoju Ailli lub gdziekolwiek ona poszła, ale nie zwracał na to uwagi. I może właśnie przez to dźwięk zamykanych drzwi zniknął w muzyce i szamotaniu się dziewczyny.

Nagle jakiś mężczyzna pojawił się przed nim i Luke starał się zamaskować to, że się go przestraszył. Spojrzał w górę i natychmiast wstał, czując wewnętrzną potrzebę ucieczki lub czegokolwiek. Patrzył na niego zimnymi szarymi oczami, a limo odstraszało kolorem. Miał także rozciętą wargę i napuchniętą brew. Był niższy od Lucasa o jakieś dziesięć centymetrów i to dawało mu jakąś szansę.

- Kim ty jesteś, koleś? - zapytał, przeczesując swoje krótkie włosy. Miał obite kostki, zauważył.
- Jestem Luke - powiedział, wyciągając rękę. Uścisnął ją. - Przyniosłem notatki dla Ailli.
- W porządku - odparł, patrząc na niego nieufnie. - Chodzicie razem do klasy?
- Można tak powiedzieć.

Ailla pojawiła się jak zbawienie i Luke odetchnął z ulgą, ponieważ, kim był ten facet? Patrzył, jak dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i wpadła w jego ramiona, a on odstawił torbę na ziemię, przytulając jej zgrabne ciało. Chwila, zgrabne?, zganił się. Powinien przystopować ze swoim mózgiem. Zauważył, że ubrała spodenki.

- Tato, wróciłeś! - powiedziała entuzjastycznie. 

Cholera, pomyślał Luke, to jej ojciec? Wyglądał na nie więcej niż jakieś trzydzieści... osiem lat? Coś koło tego. Poprawił nerwowym ruchem swoje włosy, spuszczając wzrok na ziemię. Nie wiedział, co miał zrobić. Czy powinien się zbierać? Uch, nienawidził niezręcznych sytuacji.

- No więc, Luke - zagadnął go mężczyzna, jak się później dowiedział, Ian. - Może chcesz zostać na obiad? Czujemy się tu nieco samotni i dodatkowe towarzystwo na pewno wyjdzie nam na dobre.
- Jeśli to nie problem, proszę pana - odparł, uśmiechając się. 

Luke został. 


***


Kiedy Ian zniknął, by wziąć prysznic, Lucas dyskretnie o niego wypytał. Ailla chętnie opowiadała o swoim ojcu z pasją, której można jedynie zazdrościć. Był bokserem i występował nawet w telewizji, jednak blondyn nie wnikał w ten rejon rozmowy, ponieważ nie chciała mu odpowiadać. Dziewczyna przyznała też, że byli jedynie we dwoje, ponieważ jej matka zginęła podczas jakiejś strzelaniny, ale nie mówiła szczegółów. Nie pytał, nie był głupi. Widział, że to czuły temat i nie chciał w żaden sposób nalegać. Wspomniała mu też, że po śmierci żony, Ian załamał się i Ailla trafiła na dwa miesiące do opieki społecznej. Drżał jej głos, dlatego szybko zmienił temat na jedzenie, które razem zaczęli przygotować. 

Ailla mówiła, że na pewno sama sobie poradzi, ale Lucas nie chciał siedzieć jak kołek, więc uparł się, by udzielić dziewczynie pomocy. Oczywiście, niewiele mógł zrobić, ponieważ nigdy nie orientował się jakoś szczególnie w kuchni, jednak robił wszystko, co w jego mocy. Nawet rozbawił Aillę, kiedy ukroił kawałek marchewki, wpychając je między usta na podobieństwo kłów. Zrobił z siebie kompletnego idiotę, ale pokazała mu swój uroczy uśmiech, dlatego wydawało się to tego warte. Zdecydowanie było coś z nim nie tak, ale kto by się przejmował? Na pewno nie Luke.

Jedzenie w końcu było gotowe i Lucas nawet nie wiedział, jaką nosiło nazwę. Był to makaron, a do tego kawałki kurczaka i różnych warzyw, a to wszystko zmieniło swój kolor na zielony pod wpływem jakiegoś sosu. Ailla nałożyła trzy porcje i posypała to żółtym serem, a potem postawiła na stole i zawołała Iana. Luke nazywał go w myślach po imieniu, ale w rzeczywistości nigdy nie odważyłby się zrobić tego na głos. Ne czuł do niego strachu, ale pewnego rodzaju... respekt. Chyba tak mógł to nazwać.

Przy obiedzie bawił się o wiele lepiej niż przypuszczał. Ailla częściej przywoływała na twarz uśmiech, mimo, że nie do końca był prawdziwy, ale Lucasowi wydawało się, iż robiła to po to, by nie martwić swojego ojca. Mimo tego, Luke odkrył, że Ian to zabawny koleś, który traktował swoją córkę na relacjach przyjaciół. Nawet do Hemmingsa odnosił się slangiem i używał swobodnie przekleństw. Po naukach matematyki, wiedział, że Ailla też przeklinała, ale przy Ianie nie zrobiła tego ani razu.

Muzyka z wieży Ailli towarzyszyła im przy obiedzie i Luke był nieco zaskoczony, że Ian tolerował taki rodzaj, ale po dłuższej chwili odkrył, że on też musiał to lubić. Wkrótce mężczyzna musiał się zbierać na trening, który obecnego dnia zaczynał o szesnastej, dlatego pożegnał się z nimi przybiciem żółwika, a potem wyszedł, zostawiając ich ponownie samych. Ailla zaczęła zbierać brudne naczynia, więc Luke pomógł jej.

- Masz całkiem fajnego ojca - zaczął rozmowę, patrząc na nią z boku.
- Taaak, jest obecnie wszystkim, co mam.

Nie odzywali się, wsłuchując w kolejny zespół, The Pretty Reckless. Luke nie znał tytułu piosenki, ale całkiem mu się spodobało i obiecał sobie sprawdzić ich w domu. Kiedy skończyli zmywać, Lucas spojrzał na zegarek i z rozczarowaniem odkrył, że musiał zbierać się w drogę powrotną. Ailla odprowadziła go do drzwi, gdzie założył trampki i bluzę, a gdy już miał wychodzić, zatrzymała go delikatnym uściskiem na jego dłoni. Spojrzał na nią niezrozumiale, jednak z miłym uczuciem gdzieś w środku.

- Coś nie tak? - zapytał, pochylając się w jej stronę. Oddech Ailli pieścił jego szyję. 
- Nie, po prostu... - zająknęła się. - Pamiętasz, jak mówiłam ci o tych dwudziestu dziewięciu rzeczach? - przytaknął ruchem głowy, więc kontynuowała: - Pomyślałam, że jutro mogłabym pokazać ci jedną z nich po szkole. 
- Czy to musi być od razu po szkole? - zapytał, a jej mina nieco zmarkotniała. - Mam trening i, jeśli chcesz, możesz poczekać, ale zanudzisz się na śmierć. 
- Nie bądź tego taki pewien - odparła, dźgając go palcem wskazującym w brzuch, a on automatycznie napiął go. Nie wiedział, dlaczego to zrobił, ale podziałało, ponieważ rozproszyło ją to na chwilę. - Um... po prostu posiedzę na trybunach, okej?
- Jasne - uśmiechnął się, nachylając w jej stronę jeszcze bardziej.

Cmoknęła go w policzek, co sprawiło, że zamarł. Dziewczyna zaśmiała się, a potem puściła jego dłoń, otwierając zamek w drzwiach. I kiedy już naprawdę miał wychodzić, nadal będąc nieco w szoku, powiedziała jeszcze: 

- I, Luke? Nie zakładaj jutro niczego, co będziesz się bał pobrudzić.


Od autorki: Zamulam trochę, ale idk. Mam nadzieję, że wam się podoba, przechodzimy powoli do powodów. Nabawiłam się zapalenia spojówek i moje pole widzenia jest rozmazane przez krople do oczu, ale liczę, że nie ominęłam poważniejszych błędów.