czwartek, 7 stycznia 2016

Rozdział siódmy




- Cześć - powiedziała Ailla, przedłużając wyraz. 

Wsiadła do samochodu, witając Luke'a całusem w policzek, a na jego twarzy od razu wymalowało się zaskoczenie pomieszane z uśmiechem. Potem Ailla odwróciła się do tyłu, machając wesoło do Tony'ego, który posłał jej uśmiech.

- Jestem Ailla, a ty? - mówiła do chłopca. 
- Tony - wypowiedział tylko ze wstydem.

Ailla poprawiła się na fotelu, siadając już w normalnej pozycji. Czarną kostkę położyła przy nogach, po czym spojrzała na zaskoczonego Luke'a, którego dziwił jej dobry humor. Wyjątkowo dobry, mógłby nawet powiedzieć. Zlustrował ją wzrokiem. Wyglądała idealnie. W ciemnych włosach widział chudy warkoczyk, a na jej ustach szminkę w kolorze skóry, co wyjątkowo przypadło mu do gustu. Na sobie miała jasnofioletową sukienkę do połowy ud, która niesamowicie przylegała do jej chudego ciała, podkreślając każdy kształt. Widział jeszcze całe czarne trampki. Wyglądała cholernie dobrze i Luke musiał powstrzymywać swoje myśli, ponieważ zaczynały szaleć. 

Czy to źle, że chciał ją mięć właśnie teraz?

Tak, chyba tak.

- Ta, no więc, wiesz, uwielbiam dzieci - powiedziała niezręcznie, a on uśmiechnął się.
- Okej, gdzie jedziemy? - zmienił temat, patrząc na nią cały czas.

Bez słowa przechwyciła jego GPS i wpisała adres, następnie odkładając urządzenie. Luke ruszył wtedy bez słowa, wykręcając swoim samochodem kółko, by wyjechać z osiedla Ailli. Dziewczyna puściła radio i po pewnym czasie zaczęła śpiewać, zachęcając do tego Tony'ego, którego przekonywała jedynie pół sekundy. Lucas śmiał się, ale i on dołączył, wydzierając się na całe auto. Przy okazji zauważył, że Ailla miała ładny głos, bardzo delikatny. Zachwyciła go tym.

Kiedy w końcu dojechali, Tony pisnął z podekscytowaniem, klaszcząc w dłonie energicznie. Próbował wyswobodzić się z fotelika, ale pasy trzymały go mocno, krępując nieco ruchy. Ailla śmiała się z przymkniętymi oczami, a Luke w tym czasie wyłączył samochód. W końcu wysiadł z niego i zlitował się nad chłopcem, wyciągając go z środka. Nim się obejrzał, brunetka stała obok Lucasa, nachylona przy Tony'm, by zrównać z nim spojrzenia.

- Luke, Luke, Luke! - mówił szybko Tony, ciągnąc za fragment jego czarnej koszulki. - Pójdźmy po watę, proszę! - jęczał, przedłużając ostatni wyraz.
- No właśnie, Luke - dołączyła się Ailla ze śmiechem. - Ja też chcę! - dodała, udając głos dziecka.
- Świetnie - westchnął żartobliwie. - Tak naprawdę mam przy sobie zamiast jedno, to dwójkę dzieci. Brawo dla mnie.

Światła wesołego miasteczka zachęcały Tony'ego do biegu, jednak Luke szybko go złapał, unosząc tak, by siedział na jego karku. Przynajmniej miał pewność, że nigdzie go nie zgubi, co - znając jego szczęście - zdarzyłoby się na sto procent. Obiecał chłopcu watę cukrową, ale kiedy będą stąd wychodzić, ponieważ nie chciał, by jakakolwiek atrakcja wywołała u niego wymioty. Coś o tym wiedział. Szybko kupili bilety, mając to szczęście, że nie było zbyt dużej kolejki.

- Na co pójdziemy najpierw? - zapytała Ailla, rozglądając się z iskierkami w oczach, dzięki którym wyglądała młodziej niż zwykle.
- Na samochody! - krzyknął Tony, unosząc ręce do góry, przez co zachwiał się na karku Luke'a. Ailla zareagowała prawie od razu, podpierając jego plecy, aż znowu chwycił się czapki swojego starszego kuzyna.

Luke spojrzał z wdzięcznością na swoją towarzyszkę, dziękując jej wzrokiem, na co odpowiedziała mu szerokim uśmiechem. Skierowali się na samochody, na które Tony mógł już na szczęście pójść i stanęli w kolejce z wcześniej zakupionymi biletami. Blondyn postawił chłopca na ziemi, ponieważ przejście na atrakcję było tak niskie, że on sam musiał się schylić, a co dopiero z dzieckiem na ramionach.


***


Dochodziła dwudziesta i Tony już prawie zasypiał w ramionach Ailli. Chłopiec uparł się parę chwil temu, by dziewczyna go przytuliła, na co Luke zaczął protestować, bo w końcu miał już pięć lat i swoje ważył, ale brunetka powiedziała, że chętnie się poprzytula i wzięła go na ręce. Szli właśnie w stronę waty cukrowej i kupili ją bez kolejki, ponieważ nie było już wiele ludzi w wesołym miasteczku. Na sam zapach Tony jakby oprzytomniał i znowu zaczął być energiczną wersją siebie, dzięki czemu Ailla mogła ulżyć swoim ramionom od noszenia chłopca.

Luke zapłacił za waty nim brunetka zdążyła zareagować, a kiedy wręczył jej patyk z niebieską chmurą (jak nazwał to Tony), podziękowała mu pocałunkiem w policzek. Uśmiechnął się i bez słowa podał jedzenie chłopcu, by w końcu móc jeść swoją porcję. Wracali już powoli w stronę samochodu, ponieważ dziesięć minut wcześniej dzwoniła Renee, informując Lucasa, że właśnie skończyła i jest gotowa na przejęcie Tony'ego. Chłopak trochę tego żałował, ponieważ ten dzień był naprawdę dobry i nie chciał go kończyć, ale co mógł poradzić? Bał się, że Ailla chciała już wracać do domu i nie powiedziała mu tego wyłącznie przez swoje bycie miłą dla niego. To znaczy, nie pokazywała swojego znudzenia, ale i tak Luke miał to uczucie, że mogło jej się nie podobać. 

- Moja chmurka się skończyła - powiedział nagle Tony, wydymając dolną wargę. - Kupmy jeszcze jedną!
- Tony - jęknął Luke, poprawiając swoją czapkę. - Twoja matka zabije mnie za to, że kupiłem ci już jedną watę cukrową. I to przed snem! - podkreślił dramatycznie, wywołując tym śmiech dziecka.
- Wrócimy tu? - zapytał chłopiec, biegając dookoła nich.
- No jasne, mistrzu - odparł Luke, kiwając głową. - A teraz wsiadaj do samochodu.

Nim Luke posadził Tony'ego w foteliku, Ailla wyciągnęła wodę z plecaka i umyła ręce chłopca, a potem, ku zaskoczeniu Hemmingsa, sięgnęła także po jego dłonie, obmywając je dokładnie z lepiących się pozostałości waty cukrowej. Obdarowała go uśmiechem, a potem wylała resztkę z butelki, by umyć i swoje palce. Następnie zniknęła we wnętrzu samochodu na siedzeniu pasażera, a Luke zapiął pasy Tony'emu, upewniając się ich dwukrotnie.

Wsiadł do samochodu i odpalił silnik, patrząc przez sekundę na Aillę. Miała rozwichrzone włosy, co sprawiało, że wyglądała jak dziewczyna z pazurem. Skierował płochliwie wzrok na drogę, kiedy zauważyła, że jej się przyglądał. W lusterku zauważył śpiącego Tony'ego. Wymęczyli go na tych wszystkich atrakcjach, ale raczej było warto, w końcu cała ich trójka dobrze się bawiła.

- Um, Luke? - zagadnęła go, patrząc na swoje dłonie. - Planujesz coś robić potem, jak odwieziemy Tony'ego? To... um, to znaczy...

Uśmiechnął się, kiedy Ailla plątała się we własnych słowach. To było dla niego urocze.

- Raczej nie, a co? Czy to będzie twój kolejny powód? - zapytał, patrząc na nią przez krótką chwilę.
- Cóż, tak myślę? To znaczy, wesołe miasteczko też nim było i pomyślałam, że skoro wzięłam, co powinnam, to możemy pojechać też tam? Jeśli ci to nie przeszkadza? Um...
- W porządku, Ailla. Chętnie tam z tobą pojadę - odparł z niegasnącym uśmiechem na ustach.

Odetchnęła z ulgą, jednak nadal nerwowo bawiła się swoimi chudymi palcami. Miała paznokcie pomalowane na czarno, co idealnie komponowało się z tatuażami. Dodawało jej pewnego rodzaju tajemniczości i pewności siebie, przynajmniej w wyglądzie. 

- Hej, jakim cudem twój tata pozwolił na te tatuaże? - zagadnął ją po dwóch minutach ciszy.
- Um, on naprawdę nie miał z tym problemu, jeśli mam być szczera. To znaczy był w stylu "tatuaże są na całe życie, więc dobrze to przemyśl", ale jest tym typem rodzica, który pozwala na takie rzeczy. Um, no wiesz, jest bokserem i sam ma dziary, także...
- Och, to całkiem fajne - powiedział, patrząc na nią. - Moja mama spłonęłaby w piekle nim by mi na to pozwoliła. Tak właściwie, to niespecjalnie spieszy mi się do tatuowania siebie, ale może kiedyś? Chyba przeraża mnie fakt, że tego nie da się w pewnym momencie pozbyć bez szkód.

Ailla uśmiechnęła się do niego i obróciła na siedzeniu tak, że bokiem opierała się o fotel, by mieć na niego lepszy widok. Wpatrywała się w jego profil twarzy, a on czuł, jak jej duże oczy wypalały dziurę w policzku Luke'a. Nigdy nie lubił tam mocnego spojrzenia, ale wydawało mu się, że pozwoliłby Ailli na wpatrywanie się w niego w ten sposób wieczność.

- To dobre podejście do życia, tak myślę - odparła w końcu. - To nie tak, że nad tym nie panuję, ale tatuaże uzależniają. Prędzej czy później, przypuszczam. Ale, gdybyś mógł, co jako pierwsze byś sobie wytatuował? - zapytała.

Nie wiedział, co tak naprawdę odpowiedzieć. Nigdy się nad tym nie zastanawiał, ponieważ nie czuł potrzeby, by ozdabiać swoje ciało, przynajmniej na razie. To znaczy, tatuaże Ailli zaczęły go pociągać, ale nie uważał siebie na tyle odpowiedzialnego, by wytatuować kawałek własnej skóry.

- Nie wiem. Może pajęczyna? No wiesz, w odpowiednich miejscach wygląda całkiem fajnie - powiedział ze śmiechem. To było takie głupie. - To nie tak, że lubię pająki czy coś, bo są naprawdę obrzydliwe - grymasił żartobliwie. - Ale takie tatuaże całkiem mi się podobają. Wiesz, na przykład na łokciu lub gdzieś...
- To wydaje się całkiem fajnym pomysłem - poparła go.

Nie odzywali się już więcej. Widział, jak Ailla wyciągała telefon, a potem pisała jakąś wiadomość i, nie, żeby próbował cokolwiek odczytać, po prostu przypadkiem zauważył, że to było do jej ojca. Informowała go, że wróci później niż przypuszczała, więc nie musi na nią czekać, ponieważ miała przy sobie klucze. 

Po pięciu minutach Luke podjechał pod mały dom Renee, kompletnie wystarczający dla niej i Tony'ego. Powiedział Ailli, by na niego zaczekała, a sam wysiadł, podchodząc do drzwi ze strony śpiącego chłopca. Porozpinał powoli pasy, a potem wziął go na ręce, opierając jego podbródek o swoje ramię. Sięgnął jeszcze po plecak, jednak dosyć opornie mu szło.

- W porządku, Luke. Wezmę to - powiedziała Ailla, patrząc z przedniego siedzenia do tyłu.

Kiwnął głową, a ona wysiadła, zamykając za sobą cicho drzwi i wzięła plecak chłopca, zarzucając go na ramię. Wyglądała dosyć zabawnie z tornistrem w Hot Wheelsy, dlatego Luke - pod wpływem chwili - wyciągnął telefon z kieszeni i zrobił jej zdjęcie, gdy stała bokiem do niego, idealnie eksponując własność chłopca. Chyba nawet się nie zorientowała.

Ruszył w stronę drzwi i nacisnął dzwonek, czekając cierpliwie na Renee. Jego ciocia pojawiła się w wejściu niesamowicie szybko, jakby przy nich czatowała. Wyglądała na zmęczoną, a ciemne wory pod oczami tylko to podkreślały. Rozprawa musiała być okropna, jej (prawie były) mąż to furiant, niezliczoną ilość razy bił ją, a kiedy podniósł rękę na Tony'ego, miarka się przebrała i Renee wniosła o rozwód. Luke za każdym razem żałował, że dowiedział się o zachowaniu Clarka dopiero przy rozpoczęciu rozpraw, ponieważ chętnie przywaliłby mu parę razy w odpowiednich momentach, gdy go spotykał. 

- Luke, dziękuję za opiekę, naprawdę, wiszę ci ogromną przysługę - mówiła cicho Renee, wyciągając ręce po śpiącego chłopca. 
- W porządku, ciociu, zaniosę go - odparł, poprawiając koszulkę Tony'ego. - Och, a to Ailla. Trochę mi dzisiaj pomogła.
- Naprawdę? - zapytała z uśmiechem. - Tak bardzo dziękuję, że mu pomogłaś, Aillo!
- To nic takiego, proszę pani - odparła z różowymi policzkami.

Renee obdarowała dziewczynę uśmiechem i odbierała niebieski plecak na własne ramię. W tym czasie Luke ruszył do środka domu, kierując się do pokoju chłopca. Położył go na łóżku i delikatnie zdjął buty, uważając, by zbyt szybko nie odkleić rzep. Przykrył go kołdrą i zgasił lampkę, którą zapalił jedynie na chwilę. Westchnął. Czasami czuł się jak baba, a nie facet, szczególnie w takich momentach. Po prostu pomyślał, że on sam był gotowy, jakby co, na zostanie ojcem. Prawdopodobnie jako jeden z niewielu. Zamiast szaleć do (przynajmniej) trzydziestki, chyba wolał mieć już wtedy dzieci i to jakoś pięcioletnie. Trochę go to przerażało, ale jednocześnie lubił w sobie tę gotowość.

W przedpokoju odnalazł rozmawiającą Renee z Aillą, która miała zaróżowione policzki. Zmarszczył brwi, jednak nie pytał, zapamiętując, by zrobić to dopiero w samochodzie. Pożegnał się z ciocią, obiecując, że na pewno za niedługo do nich wpadnie. Co dziwniejsze, kobieta podkreślała, że Ailla też mogła czuć się zaproszona. 

W samochodzie brunetka znowu wpisała mu adres na GPS i jechał posłusznie, prowadzony głosem kobiety z urządzenia. Chciał zapytać o rozmowę z Renee, jednak jego serce niesamowicie mocno biło z nerwów i nie wiedział, czego mógłby się spodziewać. 

- O czym rozmawiałyście? - mruknął w końcu. 

Ailla spojrzała na niego, wytrącona z własnego marszu wstydu lub cokolwiek wyobrażała sobie z takim wzrokiem, po rozmowie z troskliwą o Luke'a Renee. Przygryzła wargę, a Lucas naprawdę starał się nie myśleć o jej ustach, co ani trochę mu nie wyszło. Widział aż zbyt dokładnie ją na kolanach i... cholera.

- Um, ona... to znaczy, ugh - westchnęła. - Pomyślała, że jesteśmy parą i nie miałam nawet jak wtrącić, że jednak nie, no i ona po prostu mówiła o tych wszystkich sprawach... - mówiła chaotycznie.
- Jakich sprawach? - zapytał znowu, patrząc na nią przez chwilę.
- Uch, no wiesz, Luke - odparła, a kiedy pokręcił przecząco głową, kontynuowała: - Dosłownie powiedziała, żebyśmy nie popełniali jej błędu wczesnej ciąży, okej?
- O... och, cholera - powiedział, zmieniając bieg. - Ja... no, przepraszam za nią. Bywa zbyt troskliwa o mnie.
- Jest w porządku, to znaczy, teraz to wydaje się całkiem zabawne. 

Tak właściwie, jemu nie było do śmiechu. Czuł się w pewien sposób upokorzony przez swoją ciotkę, ale co mógł zrobić? Czasu nikt jeszcze nie cofnął, by i on mógł to zrobić. Pokręcił głową na boki, ale już nic nie odpowiedział. Ailla włączyła radio, w którym akurat puścili Paramore, a Luke od razu pomyślał o Ashtonie, podkochującym się w wokalistce, Hayley. Czasami bywał z tym nieznośny, ale jednocześnie rozbawiał swoim zauroczeniem Lucasa.

- Och, ten zespół jest świetny - powiedziała Ailla i Luke był wdzięczny za zmianę tematu.
- Ashton kocha Hayley - przyznał ze śmiechem.
- Cóż, to nie tak, że jest moją ulubioną wokalistką, ale ma całkiem fajny głos, więc lubię ją słuchać.
- Taa, ja w sumie też. Chociaż jednocześnie nie mam większego wyboru - mruknął, przypominając sobie płyty w schowku Ashtona. Tylko Paramore.

Nim się zorientowali, byli na miejscu. Ailla wysiadła, biorąc swój plecak, więc Luke znalazł się chwilę później obok niej, upewniając się, że zamknął samochód. Pojedyncze lampy oświetlały ich drogę, jednak dziewczyna poruszała się tam, jakby idealnie ją znała.

- Więc... - zagadnął ją. - Dlaczego wesołe miasteczko? Dlaczego jest twoim powodem?

Spojrzała na niego, przygryzając wargę. Jej szminka nadal idealnie się trzymała.

- To było ostatnie miejsce, w które zabrała mnie moja mama.


Od autorki: Długo mnie tu nie było i nie wiem, dlaczego. W końcówce chciałam wspomnieć o Bring Me The Horizon, ale to byłoby dziwne, ponieważ odtwórczyni Ailli to żona wokalisty tego (mojego ulubionego, tak btw) zespołu i to po prostu nie wypaliłoby. Osiemnastego idę do szpitala, juhu. Może coś wtedy jeszcze dodam. Muszę nadrobić wasze blogi. Zagłosujcie tutaj na blog miesiąca. 

4 komentarze:

  1. Przeczytałam wszystkie 7 rozdziałów i prolog! :) Naprawdę, jestem pod ogromnym wrażeniem. Po raz pierwszy trafiłam na opowiadanie o takiej tematyce. 29 tatuaży, a każdy ma jakiś powód - naprawdę rewelacja! Bardzo podoba mi się postać Luke'a. Na początku wspomniałaś, że jest takim ułożonym chłopcem, dobrze się uczy i w ogóle. A jak się zmieni pod wpływem pięknej, wytatuowanej koleżanki? ;>
    Też się uśmiałam czytając zagrywki kumpli chłopaka. Ashton ma tak dziecinne teksty, że aż zabawne! Ale myślę, że jest to z Twojej strony celowy zabieg. No wiesz, to dopiero liceum. Chyba najgorszy czas w życiu facetów. :D
    Ogólnie podziwiam Cię za pomysł i jestem bardzo ciekawa kolejnych powodów no i wzorów tatuaży! Już był festiwal kolorów z jaskółką, teraz wesołe miasteczko, wiążące się z mamą Ailly. A co będzie dalej? Naprawdę zaskakujesz! :)
    Czekam niecierpliwie na dalsze rozdziały. Możesz mnie o nich informować? Byłabym wdzięczna. Pozdrawiam! :)

    www.magical-history.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo przyjemny rozdział ^.^ I głos w ankiecie oddany ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wybacz, że tak późno, ale ktoś (czytaj - moja kochana przyjaciółka) popsuła mi klawiaturkę i nie miałam jak skomentować wcześniej, bo tata musiał nową załatwić XD No ale jestem i już zabieram się do pracy :D

    Czytało się gładko i bardzo przyjemnie. Bardzo spodobał mi się motyw naszego bohatera w roli opiekuna, przy czym pomagała mu nasza wspaniała Ailla :D To było takie urocze, kiedy wziął go na ręce i jak pojechali do wesołego miasteczka <3 Nie sądziłam, że jest taka opiekuńcza i troskliwa w stosunku do małych dzieci :3 Z resztą chlopak też się taki nie wydaje.
    Całkiem zabawne to było, że jego ciotka pomyślała sobie, że są parą :D Ale w sumie to chyba każdy rodzic/opiekun/ tudzież inny członek rodziny tak by sobie pomyślał, nawet w mojej rodzinie XD Nie dziwne, że tak się troszczyła to Luke'a, skoro sama zaszła wcześnie w ciążę i miała problem z mężem... Chociaz nie wydaje mi się, by Luke był skory do bicia kobiet, oj nie nie :3

    Jeśli jeszcze nie widziałaś, to u mnie rozdział 7 zaprasza do czytania ^^
    Pozdrawiam serdecznie ;3

    OdpowiedzUsuń