Luke siedział na łóżku, czekając na Aillę. Po szkole chciał zabrać ją ze sobą na naukę matematyki, ale powiedziała, że miała pilną sprawę do załatwienia i ustalili, że dziewczyna wpadnie o siedemnastej. Dlatego właśnie nudził się, ponieważ była szesnasta trzydzieści i Lucas był w tym okropnym stanie, kiedy nie chciał niczego zaczynać, bo wiedział, że będzie musiał to przerwać, dlatego czekał z niecierpliwością na dzwonek do drzwi.
Rozmawiał więc na Skypie z chłopakami, którzy uparli się, by utworzyć jakiś dziwny chat grupowy. Właśnie opowiedział im o wyjściu na festiwal kolorów, po dłuższej chwili decydując, że mógłby powiedzieć im także o tych dwudziestu dziewięciu powodach. Wyglądali na co najmniej zaskoczonych, ale po krótkim momencie ogarnęli się i zaczęli zadawać Luke'owi milion pytań, na które odpowiadał z cierpliwością. Zawsze miał zbyt wiele cierpliwości i to chyba stawało się jego przekleństwem.
- Stary - jęknął Calum, patrząc na niego z politowaniem. - I nawet jej nie pocałowałeś? Zero, no wiesz, buziaka w policzek, nic?
- Zachowujesz się jak dziewczyna - burknął Luke, jednak nie mógł się nie zgodzić w duchu.
Czuł się jak przegrany frajer, ponieważ nie skorzystał z takiej okazji i nie wykonał w jej stronę żadnego, nawet najmniejszego, ruchu. Po prostu pożegnał się i uciekł do samochodu, nim dziewczyna zdążyła mrugnąć. To było upokarzające.
- Ale, uch, przytuliłem ją na festiwalu? - mruknął. - Właściwie, dlaczego wam to mówię?
- O Boże, czy zrobiłeś to podczas wyrzutu proszku? - zapytał Ashton, a jego głos był dziwnie wysoki i miał w sobie zbyt wiele entuzjazmu.
- Um, taaa.
Nie wiedział, dlaczego, ale ten mały gest sprawił, że nadrobił w oczach kumpli poprzednią gapą i gratulowali mu, udając łzy wzruszenia, mówiąc, jacy są z niego dumni. Miał ich tak dość, po prostu niektóre zachowania sprawiały, że chciał uciec na koniec świata. Dopiero po tej myśli uświadamiał sobie, że wcale nie był lepszy. Po prostu, kiedy żartowali sobie z niego w ten sposób, czuł, że mógłby przewracać na nich oczami cały czas, ale jeśliby chodziło o któregoś z jego przyjaciół, prawdopodobnie to on właśnie rzucałby jakieś zboczone teksty w stronę drugiego.
- Dobra, stary, ale do rzeczy - przemówił Mike, udając poważnego. Chłopaki od razu podłapali od niego to zachowanie. - Nie zawal tych filmów, koleś. Przytul ją czy coś, wiesz, męska decyzja.
- Mam nadzieję, że jesteście uświadomieni o tym, jak dobrze zwykle radziłem sobie bez waszych cennych rad?
- I tak wiemy, że kochasz nasze porady - cmoknął Ashton.
Dzwonek do drzwi okazał się wybawieniem i szybko zakończył połączenie, wystawiając w ich stronę na pożegnanie środkowy palec. Potem zbiegł na dół, otwierając drzwi. Zobaczył Aillę, która przygryzała wargę z niezdecydowaniem. Uśmiechnął się, wpuszczając ją do środka. To czas na matematykę.
***
Po nauce zdecydowali się na obejrzenie Wojowniczych Żółwi Ninja. Lucas czuł się niespodziewanie dobrze w towarzystwie Ailli podczas seansu i nawet zdarzało mu się czasem spojrzeć na profil twarzy dziewczyny. Wiedział, że już dawno zauważyła ten niezbyt ukryty ruch jego oczu, ale w żaden sposób tego nie skomentowała i był jej wdzięczny, ponieważ oszczędziła Luke'owi zawstydzenia.
Wyglądała uroczo. Miała na sobie legginsy i biały t-shirt, a na włosach czarną beanie z napisem "Die", co nieco rozbawiało Lucasa, ponieważ wyglądała ładnie, aniżeli groźnie lub coś w tym stylu. Zauważył też na jej szyi najzwyklejszy rzemyk, ale nie potrafił dostrzec, co na nim spoczywało, ponieważ jej koszulka nie miała dekoltu i zasłania kształt zawieszki.
- Nie rozumiem April - westchnęła nagle Ailla, wytrącając Luke'a z zamyślenia.
Przeniósł wzrok na film; odbywał się właśnie moment, kiedy główna bohaterka mdlała na widok dwumetrowych żółwi, którzy przy okazji byli ninjami. Luke mimowolnie uśmiechnął się, ponieważ ta myśl rozbawiła go.
- Wydaje mi się, że ja nie zemdlałabym w tak ważnym momencie - dodała.
- Była zbyt zszokowana, w końcu dwumetrowe żółwie to nic normalnego - odparł, wzruszając ramionami.
Ailla spojrzała na niego, a jej duże oczy pożerały jego duszę. Poczuł dreszcze na swoim ciele, dlatego poprawił się niezręcznie na kanapie, zarzucając rękę na oparcie. Czuł, jak ramię dziewczyny otarło się o jego dłoń i jedyne, czego chciał, to objąć ją, ale wiedział, że nie mógł. Nie była jego, by mógł sobie na to pozwalać.
- A co jest normalne? - zapytała nagle. - Wydaje ci się, że normalność to wszystko, co spotykasz na drodze, to, co widzisz cały czas. Co, jeśli jednak tak nie jest? Co, jeśli w jakimś drugim wymiarze dla kogoś innego dwumetrowe żółwie ninja to normalność? Nie ograniczaj swoje myślenia w ten sposób, Luckey.
Powróciła wzrokiem do filmu. Już się nie odezwała.
Dopiero po długich minutach Lucas zorientował się, jak dziewczyna się do niego zwróciła. Jego kumple go tak nazywali, ale w jej ustach brzmiało to... prawie niczym tajemnica. Słodka, kusząca tajemnica. Zdecydowanie zaintrygowało go to. Uśmiechnął się pod nosem, a potem spojrzał na telewizor.
Wyglądała uroczo. Miała na sobie legginsy i biały t-shirt, a na włosach czarną beanie z napisem "Die", co nieco rozbawiało Lucasa, ponieważ wyglądała ładnie, aniżeli groźnie lub coś w tym stylu. Zauważył też na jej szyi najzwyklejszy rzemyk, ale nie potrafił dostrzec, co na nim spoczywało, ponieważ jej koszulka nie miała dekoltu i zasłania kształt zawieszki.
- Nie rozumiem April - westchnęła nagle Ailla, wytrącając Luke'a z zamyślenia.
Przeniósł wzrok na film; odbywał się właśnie moment, kiedy główna bohaterka mdlała na widok dwumetrowych żółwi, którzy przy okazji byli ninjami. Luke mimowolnie uśmiechnął się, ponieważ ta myśl rozbawiła go.
- Wydaje mi się, że ja nie zemdlałabym w tak ważnym momencie - dodała.
- Była zbyt zszokowana, w końcu dwumetrowe żółwie to nic normalnego - odparł, wzruszając ramionami.
Ailla spojrzała na niego, a jej duże oczy pożerały jego duszę. Poczuł dreszcze na swoim ciele, dlatego poprawił się niezręcznie na kanapie, zarzucając rękę na oparcie. Czuł, jak ramię dziewczyny otarło się o jego dłoń i jedyne, czego chciał, to objąć ją, ale wiedział, że nie mógł. Nie była jego, by mógł sobie na to pozwalać.
- A co jest normalne? - zapytała nagle. - Wydaje ci się, że normalność to wszystko, co spotykasz na drodze, to, co widzisz cały czas. Co, jeśli jednak tak nie jest? Co, jeśli w jakimś drugim wymiarze dla kogoś innego dwumetrowe żółwie ninja to normalność? Nie ograniczaj swoje myślenia w ten sposób, Luckey.
Powróciła wzrokiem do filmu. Już się nie odezwała.
Dopiero po długich minutach Lucas zorientował się, jak dziewczyna się do niego zwróciła. Jego kumple go tak nazywali, ale w jej ustach brzmiało to... prawie niczym tajemnica. Słodka, kusząca tajemnica. Zdecydowanie zaintrygowało go to. Uśmiechnął się pod nosem, a potem spojrzał na telewizor.
***
Następnego dnia Luke rozglądał się po sklepie, pchając wózek z milionami rzeczy. Dziesięć minut temu zapodział swoją mamę i obecnie próbował ją znaleźć, jednak bez skutku. Na razie nie dzwonił do niej, ponieważ powtarzał sam sobie, że na pewno sobie poradzi, ale po Liz nie było śladu. Westchnął i skręcił do alejki ze słodyczami, dochodząc do wniosku, że przynajmniej zaopatrzy się w parę przekąsek. Rozglądał się na boki, zwalniając swoje tempo. Miał ochotę na czekoladę, dlatego zgarnął paczkę M&M'sów, sneakersa, a po chwili wahania chipsy i żelki. Dopiero potem ruszył dalej z uśmiechem na twarzy, wyjeżdżając z alejki. Już miał zamiar sięgnąć po swój telefon do kieszeni spodni, kiedy nagle coś rzuciło mu się w oczy. Czarne włosy, których nie mógłby nie rozpoznać.
Ailla zauważyła go i uśmiechnęła się do niego delikatnie. Patrzył, jak mówiła coś do swojego taty, który - tak przy okazji - pomachał do Luke'a. Kiedy dziewczyna ruszyła w jego stronę, na twarz Lucasa mimowolnie wypłynął uśmiech. Stanął bardziej z boku, by nikt nie burzył się, że zastawiał przejście, a potem wyprostował się, ponieważ opierał swoje łokcie o poręcz wózka.
- Śledzisz mnie? - zażartowała Ailla, a on zaśmiał się.
- No cóż, wydało się - westchnął teatralnie, trącając kolczyk w wardze swoim językiem.
Widział spojrzenie Ailli, kiedy to zrobił i czuł satysfakcję.
Dopiero wtedy, kiedy przestąpiła z nogi na nogę, a mocne światło z lamp odbiło się w jej włosach, zauważył coś dziwnego. Zmarszczył brwi i przypatrzył się bardziej, a ona posłała mu niezrozumiałe spojrzenie.
- Hej - zagadnął Luke - czy ty masz niebieskie pasemka?
- Taa, po prostu potrzebowałam zmian - mruknęła z rumieńcami.
Kolor nie rzucał się specjalnie w oczy, a nawet nie było go widać, jeśli się dobrze nie przypatrzeć. Niebieski idealnie komponował się z czarnym na czubku głowy (końcówki włosów pozostały naturalne) i było w tym coś, co kojarzyło się z Aillą.
- To wygląda całkiem fajnie! - powiedział z entuzjazmem. - Podoba mi się.
- Och - odparła z jeszcze większymi rumieńcami na policzkach - Naprawdę? Cóż, to dobrze, tak przypuszczam.
Przytaknął, powracając spojrzeniem na jej twarz. Mrużyła nieco swoje oczy, które wyglądały na zmęczone przez sklepowe światło. Ale jego to nie dziwiło, sam odczuwał, jak bardzo wysuszyły się od tych okropnych lamp.
- No więc... - zagadnął ją, uśmiechając się. - Czy planujesz pokazać mi swój kolejny powód?
Widział, jak Ailla próbowała szybko skojarzyć, o co mu chodziło, a kiedy zrozumiała, uniosła brew. Kiwnęła powoli głową, jakby zastanawiała się nad czymś i Luke oddałby wszystko, by znać jej myśli.
- Taak. To dobry pomysł. Co robisz w piątek wieczorem?
- Kompletnie nic - powiedział.
- Okej. Bądź gotowy o dwudziestej trzeciej.
Chciał zapytać, dlaczego tak późno, ale nagle zobaczył swoją matkę, która nieporadnie rozglądała się w poszukiwaniu swojego syna. Nie zauważyła go, dlatego Luke pożegnał się z Aillą, odczuwając niewielki smutek, że musiał już iść, a potem pognał z wózkiem sklepowym w stronę mamy, wołając ją w połowie drogi. Widział jeszcze, jak brunetka znikała na dziale z mlekami.
***
Siedzieli w domu Ashtona, jedząc dużą pizzę. Mike i Calum grali w Assassin's Creed, a Luke obserwował ich ze skupieniem. To był jeden z nielicznych dni, kiedy nie mieli żadnego zadania domowego ani niczego, co zajmowałoby ich czas.
- Hej, hej, hej, Lucas! - mówił Ashton, do złudzenia przypominając głos "The Annoying Orange".
- Czego chcesz? - jęknął Luke.
- Jak ci idzie misja "zdobyć dziewczynę"?
Spojrzał na niego niezrozumiale, a Michael i Calum wybuchnęli śmiechem. Luke westchnął, kręcąc głową ze zrezygnowaniem. Czasami naprawdę zastanawiał się, dlaczego nadal się z nimi zadawał. Oparł się o kanapę, poprawiając czapkę na swoich włosach wyjątkowo pozbawionych żelu.
- Błagam was - mruknął, przewracając oczami. - To wcale nie jest zabawne.
Jak na zawołanie, cała ich trójka znowu prychnęła śmiechem, a Lucas czuł się coraz bardziej poddenerwowany. Jego przyjaciele potrafili rozgniewać go jak nikt inny na tym pieprzonym świecie. Westchnął (znowu), sięgając po colę w puszce, by choć trochę pozbyć się tego zakłopotania i złości.
- Lucas, kochany - zacmokał Mike. - Gdybyś był emoji, to twoje oczy byłyby serduszkami na widok Ailli - zażartował, a Calum przybił mu piątkę.
- O, o, właśnie! - podłapał brunet. - Lecisz na nią jak... jak pies na kości!
Calum uniósł rękę do góry, by przybić piątkę z Michaelem, ale ten pokręcił zrezygnowanie głową na boki, dając mu do zrozumienia, jak głupie to było. Ashton śmiał się na cały głos, zwijając na ziemi i trzymając za bolący brzuch, a Luke jedynie wyrażał swoje zdegustowanie spojrzeniem.
- No hej! - zaskomlał Calum. - To było zabawne!
- Nie było, kumplu - odparł śmiejący się Ash.
Brunet siedział obrażony przez pięć minut, dzięki czemu Luke miał chwilowy spokój, lecz zapewne nie na długo. Potem wszystko wróciło do normy i Calum wkręcił się ponownie w grę z Michaelem, a Ashton jadł pizzę, popijając ją piwem. Telefon Lucasa wytrącił wszystkich z ciszy i skupienia nad Assassin''s Creedem. Widząc zdjęcie swojej mamy, przewrócił oczami. Nawet u znajomych nie chciała dać mu spokoju, to takie typowe dla Liz Hemmings.
- Halo? - mruknął z westchnięciem.
- Luke, kochanie, pamiętasz ciocię Renee? - oczywiście, że ją pamiętał, była u nich prawie co dwa tygodnie. - Ma dzisiaj rozprawę w sądzie i nie ma z kim zostawić swojego syna, zajmiesz się tym, proszę? Mały tak bardzo cię uwielbia!
To nie było tak, że Luke nie lubił dzieci. Po prostu, na dłuższą metę chyba nie wiedział, co z nimi zrobić, przez co nuda ich przytłaczała i dziecko zaczynało płakać. Był dobrym wujkiem, ale krótkodystansowym. Akurat mały Tony to grzeczny dzieciak, jednak... czuł, że nie da rady. Poza tym, miał się spotkać z Aillą, ale czego się nie robi dla cioci Renee? Liczyła ledwie dwadzieścia pięć lat i walczyła w sądzie o rozwód z mężem, który zaczął ją zdradzać. Luke kibicował jej z całego serca.
- W porządku - odpowiedział w końcu. - Kiedy mam go odebrać i gdzie?
- Mały jest nadal w szkole, Renee liczyła, że do siedemnastej zdążą z tą sprawą, ale sędzia przełożył to na osiemnastą, więc nie zdążyła nawet go stamtąd zabrać.
- Okej, już po niego jadę.
Luke szybko pożegnał się z kumplami i powiedział, że jak już naprawdę nie będzie miał pomysłu na wspólny czas z Tony'm, to wpadnie do nich, co sami mu zaproponowali. Mimo wszystko, nie lubił się narzucać nawet własnym przyjaciołom. Jechał swoim klasykiem w stronę szkoły chłopca, do której sam kiedyś uczęszczał. Wspomnienia zalewały jego głowę, ale ignorował to, nie mając czasu na takie bzdury. Do siedemnastej musiał odebrać małego, co oznaczało, że miał jedynie dziesięć minut. Jego matka jak zwykle powiadomiła go o wszystkim w czas.
Dokładnie o szesnastej pięćdziesiąt sześć wpadł do szkoły, kierując się do świetlicy. Znalazł tam Tony'ego w towarzystwie nauczycielki, nikogo innego już na sali nie było. Podszedł do nich, rozpoznając w kobiecie swoją dawną wychowawczynię.
- Dzień dobry - powiedział z małą zadyszką. - Przyszedłem po Tony'ego.
- Luke! - krzyknął chłopiec, schodząc z krzesła.
Mały podbiegł do niego, wpadając w ramiona kucającego Lucasa. Chłopak podniósł go ze śmiechem, przytulając do siebie. Tony był naprawdę drobnym chłopcem i wyglądał jak trzylatek, a nie pięciolatek. Do tego miał jasne włosy i ciemnozielone oczy, które dodawały mu uroku.
- Jego mama uprzedzała, że ktoś inny go odbierze, niemniej, musisz podpisać, że bierzesz za niego pełną odpowiedzialność - powiedziała kobieta, podsuwając mu świstek papieru.
Luke złożył swój podpis w wyznaczonym miejscu i pożegnał się, idąc w stronę wyjścia z małym chłopcem w ramionach. Wyciągnął telefon z kieszeni, wybierając numer do Ailli. Niekoniecznie chciał odwoływać ich plany i postanowił zapytać, czy miałaby coś przeciwko towarzystwu Tony'ego.
- Ta? - mruknęła swoim sennym i powolnym głosem.
- Cześć, Ail. Mam małe komplikacje - zaczął, jednak to źle brzmiało. - To znaczy, dostałem w opiece kuzyna i czy to utrudnia nasze plany?
- Nie, oczywiście, że nie - powiedziała żywszym tonem. - Ale pójdziemy w inne miejsce.
- Okej, w porządku. Kiedy się widzimy?
- Jak chcesz, to możecie już wpaść, tak myślę.
Przytaknął i rozłączył się. W samochodzie wyciągnął fotelik dla Tony'ego z bagażnika, a potem posadził go na tylnym siedzeniu, dokładnie wszystko zapinając. Jego plecak (wyjątkowo ciężki plecak) położył na ziemi obok, a potem wsiadł na miejsce pasażera, zagadując chłopca. Mieli całkiem długą drogę do przebycia.
- Błagam was - mruknął, przewracając oczami. - To wcale nie jest zabawne.
Jak na zawołanie, cała ich trójka znowu prychnęła śmiechem, a Lucas czuł się coraz bardziej poddenerwowany. Jego przyjaciele potrafili rozgniewać go jak nikt inny na tym pieprzonym świecie. Westchnął (znowu), sięgając po colę w puszce, by choć trochę pozbyć się tego zakłopotania i złości.
- Lucas, kochany - zacmokał Mike. - Gdybyś był emoji, to twoje oczy byłyby serduszkami na widok Ailli - zażartował, a Calum przybił mu piątkę.
- O, o, właśnie! - podłapał brunet. - Lecisz na nią jak... jak pies na kości!
Calum uniósł rękę do góry, by przybić piątkę z Michaelem, ale ten pokręcił zrezygnowanie głową na boki, dając mu do zrozumienia, jak głupie to było. Ashton śmiał się na cały głos, zwijając na ziemi i trzymając za bolący brzuch, a Luke jedynie wyrażał swoje zdegustowanie spojrzeniem.
- No hej! - zaskomlał Calum. - To było zabawne!
- Nie było, kumplu - odparł śmiejący się Ash.
Brunet siedział obrażony przez pięć minut, dzięki czemu Luke miał chwilowy spokój, lecz zapewne nie na długo. Potem wszystko wróciło do normy i Calum wkręcił się ponownie w grę z Michaelem, a Ashton jadł pizzę, popijając ją piwem. Telefon Lucasa wytrącił wszystkich z ciszy i skupienia nad Assassin''s Creedem. Widząc zdjęcie swojej mamy, przewrócił oczami. Nawet u znajomych nie chciała dać mu spokoju, to takie typowe dla Liz Hemmings.
- Halo? - mruknął z westchnięciem.
- Luke, kochanie, pamiętasz ciocię Renee? - oczywiście, że ją pamiętał, była u nich prawie co dwa tygodnie. - Ma dzisiaj rozprawę w sądzie i nie ma z kim zostawić swojego syna, zajmiesz się tym, proszę? Mały tak bardzo cię uwielbia!
To nie było tak, że Luke nie lubił dzieci. Po prostu, na dłuższą metę chyba nie wiedział, co z nimi zrobić, przez co nuda ich przytłaczała i dziecko zaczynało płakać. Był dobrym wujkiem, ale krótkodystansowym. Akurat mały Tony to grzeczny dzieciak, jednak... czuł, że nie da rady. Poza tym, miał się spotkać z Aillą, ale czego się nie robi dla cioci Renee? Liczyła ledwie dwadzieścia pięć lat i walczyła w sądzie o rozwód z mężem, który zaczął ją zdradzać. Luke kibicował jej z całego serca.
- W porządku - odpowiedział w końcu. - Kiedy mam go odebrać i gdzie?
- Mały jest nadal w szkole, Renee liczyła, że do siedemnastej zdążą z tą sprawą, ale sędzia przełożył to na osiemnastą, więc nie zdążyła nawet go stamtąd zabrać.
- Okej, już po niego jadę.
Luke szybko pożegnał się z kumplami i powiedział, że jak już naprawdę nie będzie miał pomysłu na wspólny czas z Tony'm, to wpadnie do nich, co sami mu zaproponowali. Mimo wszystko, nie lubił się narzucać nawet własnym przyjaciołom. Jechał swoim klasykiem w stronę szkoły chłopca, do której sam kiedyś uczęszczał. Wspomnienia zalewały jego głowę, ale ignorował to, nie mając czasu na takie bzdury. Do siedemnastej musiał odebrać małego, co oznaczało, że miał jedynie dziesięć minut. Jego matka jak zwykle powiadomiła go o wszystkim w czas.
Dokładnie o szesnastej pięćdziesiąt sześć wpadł do szkoły, kierując się do świetlicy. Znalazł tam Tony'ego w towarzystwie nauczycielki, nikogo innego już na sali nie było. Podszedł do nich, rozpoznając w kobiecie swoją dawną wychowawczynię.
- Dzień dobry - powiedział z małą zadyszką. - Przyszedłem po Tony'ego.
- Luke! - krzyknął chłopiec, schodząc z krzesła.
Mały podbiegł do niego, wpadając w ramiona kucającego Lucasa. Chłopak podniósł go ze śmiechem, przytulając do siebie. Tony był naprawdę drobnym chłopcem i wyglądał jak trzylatek, a nie pięciolatek. Do tego miał jasne włosy i ciemnozielone oczy, które dodawały mu uroku.
- Jego mama uprzedzała, że ktoś inny go odbierze, niemniej, musisz podpisać, że bierzesz za niego pełną odpowiedzialność - powiedziała kobieta, podsuwając mu świstek papieru.
Luke złożył swój podpis w wyznaczonym miejscu i pożegnał się, idąc w stronę wyjścia z małym chłopcem w ramionach. Wyciągnął telefon z kieszeni, wybierając numer do Ailli. Niekoniecznie chciał odwoływać ich plany i postanowił zapytać, czy miałaby coś przeciwko towarzystwu Tony'ego.
- Ta? - mruknęła swoim sennym i powolnym głosem.
- Cześć, Ail. Mam małe komplikacje - zaczął, jednak to źle brzmiało. - To znaczy, dostałem w opiece kuzyna i czy to utrudnia nasze plany?
- Nie, oczywiście, że nie - powiedziała żywszym tonem. - Ale pójdziemy w inne miejsce.
- Okej, w porządku. Kiedy się widzimy?
- Jak chcesz, to możecie już wpaść, tak myślę.
Przytaknął i rozłączył się. W samochodzie wyciągnął fotelik dla Tony'ego z bagażnika, a potem posadził go na tylnym siedzeniu, dokładnie wszystko zapinając. Jego plecak (wyjątkowo ciężki plecak) położył na ziemi obok, a potem wsiadł na miejsce pasażera, zagadując chłopca. Mieli całkiem długą drogę do przebycia.
Od autorki: Dodaję szóstkę, a jestem już na dwudziestym rozdziale. Na razie powody wydają mi się takie sobie, może potem staną się ciekawsze. Sprawdzałam błędy, aczkolwiek mogłam coś ominąć (godzina nocna, jak zawsze). Moim pytaniem jest: czy chcecie poznać przyjaciół Any? Byli wspomnieni w pierwszym lub drugim rozdziale. Bo jeśli nie, to odpuszczę ich sobie w tej większej skali. Ten gif u góry wygrał moje serce.
Świetny:)
OdpowiedzUsuńPoczątek bardzo ciekawy. Rozmowa na Skype chłopaków strasznie mnie rozbawiła xD Ciekawa jestem, czy na serio w rzeczywistości faceci tak sobie doradzają i śmieją się z siebie, bo to jest naprawdę w jednej strony urocze, a z drugiej, tak jak dla Luke'a, irytujące XD Rozumiem go, bo pewnie sama bym się tym denerwowała, ale znając mnie, to pewnie bym coś odpowiedziała chamskiego moim dziewczynom, żeby przestały, bo czułabym się z tym źle XD
OdpowiedzUsuńOglądanie filmu, niby takie zwyczajne, a Luke spoglądał ciągle na czarnowłosą piękność <3 To takie słodkie! Uwielbiam takie momenty ;3
Ach te niebywałe spotkania w sklepie! Niby nic takiego, ot spotkanie dobrej duszyczki w miejscu publicznym, a jak cieszy tą osobę, która się podkochuje w tej drugiej :D Chociaż gdzie tam mówić tu o podkochiwaniu. Może raczej, zadurzenie, czy zauroczenie ;p Bo przecież nie przychodzi to wszystko tak szybko, a Luke dopiero ją poznaje :D
Chłopaki jak zwykle dali czadu xD :Oni i te ich bzdurne docinki, o ja nie mogę ja nie mogę xD Czytałam końcówkę chyba ze 2 razy, bo tak mi się podobał ten moment, jak się tak droczyli xD
Nie mogę się doczekać nastepnego rozdziału i opisu tego czasu, który spędzą we dwoje, ale i z kuzynem Luke'a :D Może mały tak pokocha Aillę i nie będzie płakał? :D
Z chęcią poznam znajomych Ail! To ważna część, nawet bardzo, więc nie omieszkaj mi ich tutaj wtrącać, bo ubiję! XD Może zeswatasz ich z resztą przyjaciół Luke'a?! Dobra, moje marzenia uciekają aż za daleko xD
Weny życzę i podziwiam, że już tyle masz napisane, bo ja stoję na 1/3 kolejnego rozdziału u mnie :D
Ta, przyznam szczerze, że sama bardzo lubię tę późniejszą rozmowę ich czwórki, rozbawiają mnie własne żarty, jak to działa xD
UsuńI ugh, wątpię, że coś takiego zrobię. W 3/4 FF jest tak, że grupa przyjaciółek zaczyna spotykać się z całym zespołem itp, a ja po prostu tego nie lubię, ponieważ to właściwie mało możliwe i nieco dziwne. Ale nie wiem, zastanowię się nad tym :)
Aa, to w takim razie w pełni rozumiem, więc dobrze będzie, jak pozostawisz jedynie Luke'a i Aill :D
UsuńDzięki za zaproszenie na bloga! Historia jest miła i przyjemna, bardzo fajnie się czyta. Postać Ailli bardzo mi się podoba, ogółem w opowiadaniu wyczuwam dobre klimaty (Mustangi, tatuaże, dobra muza etc). Z chęcią będę śledzić dalsze losy bohaterów :) Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńhttp://theaccident-ff.blogspot.com/