Znaleźli się na boisku do kosza. Luke spojrzał niezrozumiale na Aillę, jednak ona nie zwróciła na niego uwagi. Ściągnęła plecak z ramion, a potem odpięła milion zapięć, grzebiąc w środku. W końcu wyciągnęła z niego piłkę. Satysfakcja wypłynęła na jej twarz, dzięki czemu wyglądała jak dziesięcioletnia dziewczynka. Luke przypatrzył się.
Piłka do kosza. Czarno-niebieska. Czy ona kiedykolwiek w to grała? To znaczy, myślał nad bardziej profesjonalną grą. On był w tym całkiem niezły, w każde wakacje obowiązkowo spotykał się na boisku ze znajomymi i grali długie godziny, poza tym Luke mierzył naprawdę wiele centymetrów, co nieco mu to wszystko ułatwiało. Dodatkowo, grał w szkolnej drużynie. Podszedł do Ailli, patrząc na nią niezrozumiale. W końcu zwróciła na niego uwagę, jednocześnie przewracając na niego oczami.
- To kolejny powód, Luke.
Więc kosz musiał być dla niej ważny, co znaczyło, że albo trenowała, albo nie miał innego pomysłu. Nachylił się nad nią; miała jakiś metr siedemdziesiąt, co oznaczało, że był wyższy o głowę, mniej więcej. Dziewczyna ściągnęła naszyjnik z szyi i schowała go do plecaka, patrząc wyczekująco na Luke'a.
- Zagrajmy - wyszeptała, a Luke wiedział, że nigdy nie mógłby jej odmówić.
- W porządku - wychrypiał. Jego głos nagle się gdzieś zgubił.
Obdarowała go uroczym uśmiechem, po czym położyła plecak na ziemi. Luke zdjął swoją koszulę, nie bardzo wiedząc co z nią zrobić. Spojrzał na Aillę, pytając:
- Mogę to schować do twojego plecaka?
- Taa, no jasne - odparła, uśmiechając się przez cały ten czas.
Złożył koszulę i schował ubranie do jej plecaka. Podciągnął spodnie, tak na wszelki wypadek (w końcu, mimo wszystko, jeansy nie były najlepszym pomysłem do gry w kosza), a potem podszedł do Ailli, która już stała na środku boiska. Zapowiadała się ciekawa noc, pomyślał.
***
Leżeli na boisku obok siebie, patrząc w gwiazdy. Niedawno unormowali oddech po wymagającej grze; Ailla okazała się naprawdę dobrym przeciwnikiem i przez chwilę Luke z nią przegrywał. Jednak w końcu, kiedy skończyli grę, Lucas wygrywał jednym rzutem. Choć tyle dobrego. Przez chwilę chciał być dżentelmenem i pozwolić jej zakończyć bitwę z większą ilością punktów po jej stronie, ale ostatecznie męska duma pokonała wszystko i nie chciał się poddać za żadne skarby.
Jako nagroda pocieszenia (Ailla się z niego w ten sposób śmiała) oddał jej swoją koszulę, ponieważ robiło się zimno. On osobiście tego nie odczuwał, więc było w porządku dla niego. Rozmawiali przez chwilę o głupotach.
- Dlaczego to? - zapytał nagle, patrząc w gwiazdy. Ailla odwróciła głowę w jego stronę, podziwiając profil twarzy. - Dlaczego koszykówka?
- Och - westchnęła, wracając spojrzeniem tam, gdzie on. - To całkiem proste. Grałam w szkole przez pewien czas i trenowałam poza nią, od kiedy skończyłam piętnaście lat.
- Nieźle - mruknął z uśmiechem, a ona zaśmiała się cicho.
- Jaki tatuaż? - zadał kolejne pytanie.
Jednocześnie starał się znaleźć na niebie ten Wielki Wóz na niebie lub cokolwiek innego, ale był w tym gówniany.
- To zabawne - powiedziała. - Wytatuowałam sobie coś na kształt diamentu z kropką w środku.
- Co? Dlaczego taki?
Ailla wybuchnęła śmiechem, a on przez chwilę czuł się zdezorientowany.
- To dlatego, że piłka jest okrągła. Chciałam odejść od tej zasady.
Patrzyli w niebo, dokładnie wszystko obserwując. Światła miasta utrudniały im widok, ale nie mogli narzekać; tamtej nocy góra wyjątkowo mocno świeciła gwiazdami. Luke czuł, jak adrenalina powoli znikała z jego ciała i stawał się zmęczony. Kiedy wcześniej spojrzał na telefon, zauważył, że dochodziła dwudziesta trzecia i dziękował w duchu, że obecnie był piątek i następnego dnia nie musiał iść do szkoły.
- Czasami patrzę w niebo i zastanawiam się... czy każda gwiazda jest czyjaś? - powiedziała nagle Ailla. Luke spojrzał na nią, jednak ona wpatrywała się w górę. - Mój tata mówił kiedyś, że każda z nich reprezentuje zmarłą osobę, że moja mama stała się gwiazdką, która nad nami czuwa. Czy to prawda?
- Moja mama zawsze powtarzała, że gwiazdy to tak naprawdę anioły - westchnął Luke, zagłębiając się we wspomnienia.
- Anioły to nasi przyjaciele. Podnoszą nas, kiedy opadamy na dno, a nasze skrzydła zapominają jak latać - odparła powoli, po krótkiej ciszy.
Luke uniósł się na lewym łokciu, patrząc na Aillę. Jego serce gwałtownie przyspieszyło, kiedy postanowił zaryzykować. Stres przejął panowanie nad ciałem chłopaka, dlatego starał się unormować swój oddech. Nachylił się nieco nad dziewczyną, szepcząc:
- To ty jesteś moim aniołem.
A potem, kiedy wypowiedział te słowa, przycisnął swoje usta do jej. Czuł, jak zamarła i nie wiedziała, co zrobić. Luke zaczął myśleć, jak wielki błąd popełnił. Chciał się odsunąć i już prawie to zrobił, ale Ailla nagle wplotła swoje palce w jego jasne włosy i rozchyliła usta w zapraszającym geście. Lucas od razu skorzystał, jednocześnie odczuwając stres. Całował dziewczyny milion razy, ale nigdy nie całował takiej dziewczyny. Znał ją krótko, ale już po tym czasie zależało mu na niej. Chciał, by była jego; by mógł nazywać ją swoją.
Przyciągnął ją mocniej do siebie i nawet nie wiedział, że było to możliwe. W końcu znalazł się nad nią, opierając swój ciężar na łokciach obok jej głowy. Ściągnęła jego czapkę, kładąc ją obok, by móc bawić się włosami Luke'a. I już wtedy wiedział, jak bardzo kochał to uczucie.
Ailla przejechała językiem po jego wardze, ciągnąc za nią w miejscu, gdzie znajdował się kolczyk. Luke uśmiechnął się, a jego ręka wylądowała na biodrze dziewczyny, ściskając skórę nieco zbyt mocno. Jęknęła prosto w usta Lucasa, co sprawiło, że zaczął wariować. Całował ją bez ograniczeń; namiętnie i z pasją. Oddawała każdy pocałunek i Luke czuł, jakby tamta chwila miała nigdy się nie skończyć.
Dotyk jej skóry doprowadzał go do szaleństwa, a pieszczota jeszcze bardziej podsycała ogień w nim. Ailla jedną dłoń zostawiła w jego włosach, a drugą przeniosła na bark blondyna, ściskając go mocno. I gdyby nie brak powietrza, który zaczął im doskwierać, Luke nigdy nie wypuściłby jej z tego stanu.
Patrzył prosto w zielone oczy, które uwielbiał już w pierwszej sekundzie, kiedy ją zobaczył. Przeniósł wzrok na jej usta rozgrzane przez pocałunki. Zobaczył nawet czerwony ślad po jego kolczyku, co jeszcze nigdy mu się nie zdarzyło. Ale najlepszy był jej uśmiech, który tkwił na twarzy Ailli. Nie żałowała. Chyba nie, skoro się uśmiechała.
- Och, to było... wow - wychrypiała w końcu.
Luke uśmiechnął się szeroko.
- Tak, zdecydowanie - westchnął z rozmarzeniem.
Gdyby nie telefon Lucasa, prawdopodobnie leżeliby tak wieczność. Chłopak usiadł obok Ailli, a ona zrobiła to samo, podciągając nogi i opierając policzek o kolana, by móc patrzeć na Luke'a. Uśmiechnął się do niej, a potem odebrał połączenie od mamy.
- Luke, gdzie ty jesteś?! Czy wiesz, która godzina? Nie dajesz znaku życia, tak bardzo się martwimy! - mówiła podniesionym głosem, a blondyn skrzywił się.
- W porządku, zaraz będę - mruknął.
- Z kim ty tyle siedzisz, Lucas? - zapytała wściekłym tonem.
- Um, z Aillą? - powiedział pytającym tonem.
- Z dziewczyną? O mój Boże, mam nadzieję, że nie robicie nic nieodpowiedniego?
- Mamo - jęknął, prawie od razu wyłapując cichy śmiech Ailli. Musiała wszystko słyszeć, cisza otaczała ich z każdej strony. - Pogadamy w domu, cześć - dodał, kończąc połączenie.
Wsunął telefon do kieszeni, a potem spojrzał na Aillę, która nadal siedziała w tej samej pozycji z zachęcającym uśmiechem. Patrzyła na niego dokładnie, jak gdyby nie chciała pominąć żadnego szczegółu jego twarzy. Znowu. Ale kochał to, kiedy jej wzrok przenikał duszę Luke'a.
- Twój zarost kuje - powiedziała nagle, nadal się uśmiechając.
- Och, um, przepraszam? - odparł żartobliwie.
Jego jednodniowy zarost stawał się powoli dwudniowym zarostem i prawdopodobnie mógł być bolesny dla bladej i delikatnej skóry Ailli. Niemniej, Luke nie czuł się ani trochę winny. Głównie dlatego, że okrężnie nawiązywało to do pocałunku.
- To było całkiem fajne - mruknęła z zawstydzeniem. - To znaczy, to nie tak, że lubię zarost, bo raczej nie, ale nie cofnęłabym tamtego uczucia, które miałam podczas pocałunku.
Luke uśmiechnął się szeroko, ponownie zbliżając się do Ailli. Jak na zawołanie, wyprostowała plecy i nogi, patrząc na niego z przekrzywioną głową i zadziornym błyskiem w oku. Wyglądała młodo z tymi roztrzepanymi włosami i warkoczykiem przy grzywce.
- To dobrze, ponieważ mam zamiar je powtórzyć.
Pocałował ją znowu, a ona odważnie usiadła na jego udach okrakiem prawie od razu. Luke mimowolnie jęknął, a Ailla wykorzystała to, ciągnąc zębami za wargę przebitą czarnym kolczykiem. Zachował się prawie intuicyjnie, przenosząc usta na jej szyję, podgryzając i ssąc skórę. Brunetka mruknęła coś, ale nie zrozumiał ani słowa. Jęk wydobywający się z ust dziewczyny sprawił, że jeszcze mocniej ugryzł miejsce pod szczęką. I kiedy czuł, że kolejna chwila i sprawy wymkną się spod kontroli, zakończył to, z dużym trudem odsuwając twarz od tworzących się malinek. Uwielbiał ten widok na jej szyi.
- To nie tak, że nie chciałbym spędzić tu z tobą wieczności, ale musimy wracać - powiedział w końcu, a Ailla obdarowała go śmiechem. W myślach przybił sobie piątkę, ponieważ rozbawił ją.
- Tak, jest już późno - mruknęła, a potem wstała.
Luke czuł pustkę, ponieważ wtedy utracił ją ze swoich ramion. I chociaż trwało to parę sekund, czuł się inaczej.
***
Weekend minął Lucasowi na nudzie. Poniedziałek zaczął się spadnięciem z łóżka i przypaleniem jajecznicy; jego dzień nie zapowiadał się zbyt dobrze. Dodatkowo, Ailla w sobotę wymieniała z nim krótkie esemesy, aczkolwiek w niedzielę nie odpisała już na ani jeden i martwił się, ponieważ odczuwał strach, że mogła żałować piątkowego wieczoru. Starał się jednak o tym nie myśleć, a skupić na teście, który go czekał. To była matma, więc nie musiał się wiele uczyć, aczkolwiek powinien być skupiony, by rozwiązać wszystkie zadania.
Przy jego szafce czekali już kumple, przepychając się pomiędzy sobą. Luke był nieżywy tego dnia, bo połowę nocy nie spał, dlatego nie zdążył zareagować i Calum wpadł na niego, na szczęście blondyn zdążył złapać równowagę i ustać na nogach. Wyciągnął z szafki książki do angielskiego, który miał jako pierwszą lekcję. Pocieszał się myślą, że zobaczy Aillę i, przy odrobinie szczęścia, zapyta o ciszę z jej strony.
- Chłopie, wyglądasz na ledwo żywego - zauważył Ashton, zarzucając ramię na jego barki. - Spałeś coś dzisiaj?
- Jakieś trzy godziny - westchnął.
Myśli nie pozwoliły mu na sen. Ailla przewijała się przed jego oczami, kiedy tylko zamykał powieki i już nie potrafił zmuszać się do jakiegokolwiek rozluźnienia, ponieważ kompletnie nie wiedział, na czym z nią stał. Myślał nawet nad tym, by zaprosić ją na randkę, ale w jaki sposób, skoro go ignorowała? To znaczy, nigdy nie zrobiłby tego przez telefon, ale chciałby mieć chociaż pewność, że kiedy wybrałby się do jej mieszkania, zastałby ją tam.
- Koleś, co z tobą? - zapytał Mike.
- Um... widzieliście dzisiaj Aillę? - mruknął mimowolnie.
Chłopcy rzucili sobie wymowne spojrzenia, układając wszystko w głowach.
- Aż tak ci namieszała? - westchnął Ash.
- Po prostu... ugh, to zabrzmi dziewczęco, ale w piątek spędziliśmy naprawdę dobry czas, a potem pocałowałem ją i to było zdecydowanie świetne, w sobotę pisałem do niej i coś tam odpisywała, a od niedzieli kompletna cisza. Nie rozumiem tego - jęknął.
- Może jest chora? - podsunął Calum. - Albo coś się stało, no, hm, coś z jej tatą albo nią, nie wiem, po prostu nie ma jej w szkole.
Luke wcześniej powiedział im, co robił tata Ailli i czuli się zaskoczeni, a najbardziej Ash, który wdał się w dyskusję z dziewczyną na imprezie na temat boksu. Westchnął; on zaczynał zajęcia godzinę później niż normalnie, więc Calum zapewne zdążył zauważyć nieobecność brunetki, szczególnie, że miał wcześniej z nią biologię. Luke czuł się niepocieszony.
- Pojedź do niej po szkole, koleś - poradził Mikey. - Wyjaśnijcie sobie tę sytuację albo sprawdź chociaż, co się z nią dzieje, będziesz spokojniejszy.
- Taa - westchnął Lucas. - Chyba to zrobię.
Od autorki: Staram się dać więcej dialogów, ale czy mi to wychodzi, to kwestia dyskusyjna. W sobotę idę na koncert! Zapraszam na Crushera.